Reklama

Stray Kids "Maxident": Koreańskie wejście z buta [RECENZJA]

Mam nieodparte wrażenie, że k-pop jest zjawiskiem zaskakująco zgodnie pomijanym przez rodzimą krytykę muzyczną. Dość niecodziennie jak na fenomen, na jaki urósł. Stray Kids są zresztą kolejnym dowodem na to, by zrozumieć, że kryje się za tym o wiele więcej niż grupa idoli, dobranych w taki sposób, by niepełnoletni fani mogli za nimi kolektywnie wzdychać.

Mam nieodparte wrażenie, że k-pop jest zjawiskiem zaskakująco zgodnie pomijanym przez rodzimą krytykę muzyczną. Dość niecodziennie jak na fenomen, na jaki urósł. Stray Kids są zresztą kolejnym dowodem na to, by zrozumieć, że kryje się za tym o wiele więcej niż grupa idoli, dobranych w taki sposób, by niepełnoletni fani mogli za nimi kolektywnie wzdychać.
Okładka płyty "Maxident" /.

Mówiąc o k-popie specjalnie nie używam tu słowa gatunek, bo jeżeli coś miałoby ostatecznie charakteryzować koreańskie zespoły głównego nurtu, podbijające świat, to zdecydowanie ich synkretyzm. Cokolwiek by o tym nie mówić, koreańska inwazja jest faktem, który nie puka, a kopie w wasze drzwi kilkumetrowym i dwutonowym butem. Ba, nawet amerykańscy raperzy, którzy niechętnie spoglądali na ten fenomen z uwagi na "kradzież" elementów ich kultury, ostatecznie bili się w pierś, zaskoczeni umiejętnościami RM-a czy Sugy z BTS.  

Reklama

Stray Kids nie są jeszcze tak powszechnie znaną marką poza środowiskiem miłośników k-popu jak wspomniani Bangtan Boys. Są jednak prawdopodobnie ku najlepszej drodze, aby powtórzyć ich sukces. "Maxident" to bowiem rzecz dopracowana do granic możliwości, eksplorująca trendy w sposób, przy którym wielu zachodnich artystów zwyczajnie blednie.

Trudno nie zachwycić się tym, jak wiele można upchać w 26 minutach. A chcecie się przekonać, ile można w nieco ponad 3? Rozpoczynające płytę "CASE 143" rozpoczyna się dość tradycyjnie potraktowanym rapem, by potem przeskoczyć w przesłodzony boysbandowy pop. I tu proszę: doprawiamy refren EDM-owym, rurowatym basem, na wejście drugiej zwrotki wrzucamy latynoskie harmonie, w międzyczasie zahaczamy o trap czy migosowy mumble rap z adlibami na auto-tune’ie czy momenty rozromantyzowane, oscylujące wokół r’n’b. Tak, na przestrzeni 3 minut dzieje się tyle, że pomysłami dałoby się zapełnić kilka tracków. Co więcej, udało się to zorganizować w sposób bardzo spójny. Jestem przekonany, że wielu porywających się na podobne pomysły zaryłoby w międzyczasie brodą o chodnik. Czy to popisówka? Pewnie, że tak. Ale za to jaka efektowna!

To dopiero początek podróży Stray Kids. "SUPER BOARD" to energiczny numer electro-rapowy, którego pożądałoby w swoim portfolio wielu artystów zachodnich majorsów. "3RACHA" to natomiast pełnoprawny drill z wiercącą mózg 808-ką. Ba, postawiłbym wiele na to, że o ten bit zabijałoby się wielu raperów wykrzykujących historie o nielegalnym zarabianiu i sprzedawaniu godności na przedmieściach Londynu.

Oprócz aranżacji absolutnie imponują przemyślane melodie wokalne - wokale traktowane są nie tylko jako nośnik treści. To pełnoprawne instrumenty, wykorzystywane w zależności od potrzeby chwili. A że każdy z członków Stray Kids ma swoją specjalizacje, to przeskoków między klimatami i zaskoczeń jest tu całkiem sporo.

Jeżeli szukacie gdzieś potwierdzenia umiejętności wokalnych Stray Kids, odpalcie sobie "Chill" albo "Give Me Your TMI". Doceńcie precyzyjne przyspieszenia w aroganckim flow Changbina, laidbackowe podejście Hyujina czy energiczne flow Hana oraz wszechobecne płynne przejścia od rapu do śpiewu. I nie zdziwcie się, kiedy w drugim z tych numerów akompaniament będą stanowić rhodesowe klawisze (serio, acid jazz się kłania), usłyszycie funkujące gitary i wibrujący bas, po czym zostaniecie zaatakowani w refrenie przesterowanymi gitarami, które płynnie przechodzą w EDM-owy drop.

Czy jest tak idealnie jak mogłoby się wydawać? Niekoniecznie. "Can’t Stop" podróżujące gdzieś między power metalem i pop-punkiem, a najsłodszymi j-popowymi utworami, które przygrywały waszym ulubionym serialom anime to nieziemskie wręcz nieporozumienie. Ale nie zmienia to faktu, że nie da się nie być pod wrażeniem tego, ile się dzieje się na "Maxident" oraz jak sprawnie wyciągnięto trendy z różnych muzycznych światków, by scalić je w jednym miejscu.

Oczywiście mam pełną świadomość, że to nie ma prawa brzmieć źle, bo każda sekunda, nad którą spędzili tutaj producenci, inżynierzy dźwięku oraz poświęcali trenerzy wokalni boysbandu kosztuje prawdopodobnie kilka waszych miesięcznych pensji. Oczywiście razem wziętych. Ale ostatecznie liczy się efekt, prawda?

Stray Kids, "MAXIDENT", JYP Entertainment

8/10


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy