Reklama

Jej piosenki podbijały listy przebojów, nagle zniknęła. Co się stało z Des'ree?

Wyobraźcie sobie wokalistkę, która osiąga ogromne sukcesy. Jej przeboje nuci w pewnym momencie połowa świata, artystka wydaje świetne płyty, nagrywa piosenkę do filmowego hitu. Wydawałoby się, że to kariera marzeń. Później jednak piosenkarka nagle traci kontrakt płytowy i po prostu znika ze sceny na kilkanaście lat. Jak to w ogóle możliwe? Des'ree, brytyjska wokalistka, swego czasu popowa gwiazda, skończyła 55 lat. Sprawdzamy, co się z nią stało.

Wyobraźcie sobie wokalistkę, która osiąga ogromne sukcesy. Jej przeboje nuci w pewnym momencie połowa świata, artystka wydaje świetne płyty, nagrywa piosenkę do filmowego hitu. Wydawałoby się, że to kariera marzeń. Później jednak piosenkarka nagle traci kontrakt płytowy i po prostu znika ze sceny na kilkanaście lat. Jak to w ogóle możliwe? Des'ree, brytyjska wokalistka, swego czasu popowa gwiazda, skończyła 55 lat. Sprawdzamy, co się z nią stało.
Des'ree po latach postanowiła wrócić do muzyki /Patrick Ford/Redferns /Getty Images

Desirée Annette Weekes, bo tak naprawdę nazywa się artystka, urodziła się w Londynie. Rodzice przyszłej gwiazdy uwielbiali muzykę, a dzięki temu, że pochodzili spoza Anglii - matka z Gujany, a ojciec z Barbadosu -  często prezentowali córce również płyty artystów ze swoich stron. Rodzina nawet mieszkała przez jakiś czas na Karaibach, ale później wróciła do Wielkiej Brytanii. 

W każdym razie Desirée szybko zrozumiała, że chce śpiewać, ale na realizację marzeń musiała trochę poczekać. To nie były jeszcze czasy wszechobecnych talent show ani hurtowego wydawania muzyki, trzeba było po prostu wykazać się talentem przed wytwórnią płytową i wywalczyć sobie kontrakt. Des'ree jako 16-latka zaniosła do jednej z takich firm swoje demo. Szczęścia próbowało w ten sposób wiele osób i czasem na odpowiedź czekało się bardzo długo, a nawet można się było nigdy jej nie doczekać - ale nie w tym przypadku. Dziewczyna nie zdążyła nawet wrócić do domu, a ktoś już zadzwonił w sprawie taśmy. Wokalistka dostała ofertę kontraktu, jednak wszystko dokładnie przemyślała i stwierdziła, że to za wcześnie. Magazynowi "People" powiedziała później: "To nie był właściwy moment". Zaufała po prostu intuicji. Tej samej, która kazała jej sześć lat później poprosić swojego chłopaka o dostarczenie kasety demo do wytwórni. Zestaw piosenek był już inny, ale propozycja ze strony firmy podobna - i tym razem wokalistka ją przyjęła. 

Reklama

Rekordowo szybko, bo niecałe trzy miesiące po podpisaniu umowy artystka wydała pierwszy singel. Piosenka "Feel So High" ukazała się latem 1991 roku i wcale nie stała się od razu przebojem. Firma postanowiła jednak wydać ją jeszcze raz, kilka miesięcy później, przy okazji premiery debiutanckiej płyty przyszłej gwiazdy. I to był świetny pomysł, bo tym razem utwór został zauważony. Kariera Des'ree nabrała tempa. Wokalistka ruszyła w trasę jako support Simply Red, a później nagrała piosenkę "Delicate", którą razem z nią śpiewał Terence Trent D'Arby. Ten utwór okazał się sporym przebojem, tak samo zresztą stawały się nimi kolejne single artystki. "You Gotta Be", "Life" czy "What's Your Sign?" królowały w stacjach radiowych oraz muzycznych telewizjach i naprawdę trudno było wtedy znaleźć kogoś, kto nie znałby tych piosenek. Des'ree stała się gwiazdą, którą docenili nawet filmowcy, bo wokalistka zaśpiewała piosenkę "I'm Kissing You" do filmu "Romeo i Julia" - głośnej, kasowej produkcji z Leonardo Di Caprio i Claire Danes w rolach głównych. Wydawałoby się, że po czymś takim można tylko iść jeszcze wyżej, ale w przypadku tej artystki wydarzyło się coś zupełnie innego.

W 1999 roku Des'ree dostała Brit Award dla najlepszej solowej artystki. Niewiele później wokalistka wydała płytę z rarytasami i nagraniami koncertowymi. Piosenkarka wzięła też udział w projekcie charytatywnym, pojawiła się na albumie z utworami do tekstów Szekspira i w 2003 roku nareszcie wydała swoją kolejną studyjną płytę. "Dream Soldier" miało być wielkim sukcesem, ale, ku zaskoczeniu wielu, okazało się klapą. Album zebrał - delikatnie mówiąc - średnie recenzje, a jedyny singel zajął dopiero 69. miejsce na brytyjskiej liście sprzedaży. Sami przyznacie, że trudno to uznać za sukces. Wytwórnia płytowa podziękowała wtedy artystce za współpracę. Takie wydarzenia nie są niczym wyjątkowym w branży muzycznej, ale sytuacja Des'ree różniła się od innych "porzuconych" gwiazd. Artystka była właściwie u szczytu kariery, a takim osobom nie odbiera się szansy po jednym potknięciu. Do tego piosenkarka nie była kapryśna ani leniwa, nie miała też wielkiego ego, które sprawiłoby, że nikt nie chciał z nią pracować. Wprost przeciwnie: wokalistka uchodziła za bardzo utalentowaną, do tego miłą, spokojną i twardo stąpającą po ziemi osobę. Co więc poszło nie tak?

Dobrze skrywane tajemnice

Des'ree nawet nie walczyła o możliwość dalszego nagrywania. Co więcej, już wcześniej brała pod uwagę to, że "Dream Soldier" będzie jej ostatnią płytą. Okazało się, że wokalistka skrywała kilka tajemnic. Przede wszystkim bała się latania, co utrudniało organizowanie tras koncertowych. Wcześniej oczywiście, na przykład podczas wielkiego tournée z Sealem, próbowała walczyć ze strachem, ale każde wejście na pokład samolotu przypłacała nerwami. Po latach nie dawała już rady oszukiwać samej siebie. Kariera wiązała się jednak z czymś jeszcze bardziej stresującym niż latanie - ze sceną. Na strach przed publicznymi występami skarży się wielu muzyków, niektórzy nawet próbują pracować ze specjalistami, ale nie każdemu udaje się wygrać. 

Des'ree w ogóle była dość nieśmiała. Jako nastolatka radziła sobie z tym, pisząc wiersze, zresztą wiele z nich przerodziło się później w teksty piosenek. Kiedy jednak zdobyła sporą popularność, nie mogła już zamykać się w swoim pokoju i tworzyć poezji, bo nie tego oczekiwał od niej rynek muzyczny. Zaciskała więc zęby i wychodziła na scenę, chociaż czasem sporo ją to kosztowało. Des'ree udawała po prostu, że wszystko jest w porządku i nikt postronny nie podejrzewałby tej uśmiechniętej, pozornie pewnej siebie osoby o to, że boi się publicznych występów. Na liście problemów gwiazda miała jeszcze jedną rzecz. Lekarze zdiagnozowali u niej niedoczynność tarczycy. Nareszcie wyjaśniło się, dlaczego artystka czuła się ciągle zmęczona i wykrzesanie z siebie energii kosztowało ją w ostatnim czasie tyle wysiłku. Des'ree uznała, że życie w biegu, jakiego wymaga od niej show-biznes, na pewno nie pomoże w zadbaniu o zdrowie. To również dlatego wokalistka stwierdziła, że to zakończenie kontraktu wcale nie jest takie złe. 

Artystka postanowiła "odbić sobie" poprzednie lata i przeszła na spokojniejszy tryb życia. Zapisała się na kursy, między innymi garncarstwa, rysunku i projektowania biżuterii. Jak wspominała, samo przebywanie na zajęciach pozwoliło jej ograniczyć stres i zbudować pewność siebie. To były jednak tylko pierwsze kroki do nowego życia, bo wokalistka ostatecznie związała swoją przyszłość z dawną pasją: medycyną alternatywną. Została dyplomowaną specjalistką od żywienia i naturopatką. Swoją drogą, ciekawe, ilu spośród jej pacjentów nie kojarzyło może nazwiska artystki, ale w drodze na wizyty słuchało w radiu jej piosenek?

W sądzie z Beyoncé

Świat usłyszał o Des'ree niespodziewanie kilka lat później, na dodatek znów w związku z muzyką. W 2007 roku media obiegła informacja, że wokalistka postanowiła pozwać... Beyoncé. Brytyjka domagała się 150 tysięcy dolarów odszkodowania za to, że Bey nagrała swoją wersję piosenki "I'm Kissing You" z filmu "Romeo i Julia" i umieściła ją na płycie jako "Still in Love (Kissing You)", a nawet stworzyła teledysk. Kłopot w tym, że Des'ree nie zgodziła się na wydanie takiego coveru, tym bardziej na dopisanie się Beyoncé do grona twórców. Pozew został ostatecznie wycofany - tak samo jak cover, który zniknął z płyty Bey "B'Day". To zresztą kolejna sytuacja, w której Des'ree walczyła w sądzie ze światową gwiazdą pop. Po koniec lat 90. okazało się, że piosenka Janet Jackson "Got 'til It's Gone" niepokojąco przypomina singel Brytyjki "Feel So High". Sprawa zakończyła się pozasądową ugodą, której warunki są oczywiście tajne. Nieoficjalnie mówiło się jednak, że Des'ree dostała między innymi dwa miliony funtów odszkodowania.

W 2014 roku wokalistka, która myślała, że na dobre skończyła ze sceną, stwierdziła, że chciałaby napisać kilka piosenek, bez presji ani robienia szumu, po prostu, żeby zobaczyć, co z tego wyjdzie. Sesje z dawnymi współpracownikami poszły tak dobrze, że miała już właściwie materiał na płytę. Wydanie albumu okazało się jednak wtedy niemożliwe, bo na drodze stanęło... życie. Matka piosenkarki poważnie zachorowała, więc Des'ree porzuciła pomysł powrotu i zajęła się opieką nad chorą. Ostatecznie artystka wydała płytę kilka lat później. W 2019 roku ukazał się album "A Love Story". Krążek nie zaistniał raczej na listach przebojów, nie bił rekordów sprzedaży, ale nie o to chodziło. Des'ree chciała wydać piosenki, które składają się na pewną opowieść, a przy tym nie czuć, że musi spełniać czyjeś oczekiwania.

Dla kogoś, kto zrobił sobie kilkanaście lat przerwy od sceny, taki powrót mógł być szokiem. Des’ree wróciła do świata, w którym popularność wielu artystów jest mierzona już nie liczbą przebojów na koncie, lecz liczbą followersów w mediach społecznościowych. a siła przebicia i zdolności autopromocji bywają ważniejsze niż talent. To jednak w ogóle Des'ree nie przeraziło, bo nie tęskni za sławą. Dzisiaj artystka chce zwyczajnie dzielić się muzyką, na własnych warunkach. Jeśli znajdą się chętni do słuchania jej płyt - świetnie. Jeśli nie, wokalistka ma swoje "nowe życie", z dala od show-biznesu i ma dokąd wracać.

 


 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy