Gwiazda usłyszała od nauczyciela, że "brzmi jak koza". Teraz zna ją cały świat

"Nic z tego nie będzie, szkoda czasu" - ile razy w życiu powiedzieliście sobie coś takiego? Znani muzycy, którzy całemu światu kojarzą się dzisiaj z sukcesem, też mają na koncie chwile zwątpienia, a niektórzy byli nawet o krok od porzucenia marzeń o scenie.

Zobacz zdjęcia Shakiry z pierwszego koncertu w ramach światowej trasy "El Dorado"
Zobacz zdjęcia Shakiry z pierwszego koncertu w ramach światowej trasy "El Dorado"dpa / Daniel ReinhardtAFP

Są gwiazdy, które znosiły porażkę za porażką, zanim udało im się cokolwiek osiągnąć. Kto prawie powiedział sobie: dość?

Lizzo

"Dzień, w którym wydałam 'Truth Hurts', był chyba jednym z najbardziej dołujących dni w mojej karierze. Pamiętam, że myślałam sobie: 'Jeśli teraz zrezygnuję, nikt nie zauważy. To moja najlepsza piosenka, a nikogo to nie obchodzi, mam dość'" - wspominała wokalistka w rozmowie z magazynem "People". Lizzo przez niemal dekadę walczyła o to, żeby osiągnąć coś na scenie. Dla kariery muzycznej przeprowadziła się z Houston do Minneapolis. Opłaciło się, bo artysta zyskała popularność w lokalnym środowisku hiphopowym, występowała też w słynnej posiadłości Prince'a, a nawet nagrywała z gwiazdorem.

Wydanie "Truth Hurts" w 2017 roku miało być kolejnym krokiem, który otworzy piosenkarce drzwi do wielkiej kariery. Miało. Singel nie został zauważony, a Lizzo się załamała. Artystka nie zrezygnowała z muzyki tylko dlatego, że jej współpracownicy oraz rodzina przekonywali, żeby tego nie robiła, bo zmarnuje efekty tylu lat pracy. Mieli rację. Dwa lata później ta sama piosenka, która doprowadziła Lizzo do rozpaczy, pojawiła się w filmowym hicie na platformie streamingowej. Dopiero wtedy "Truth Hurts" trafiło na listy przebojów, a o Lizzo zrobiło się głośno.

Eminem

Marshall Mathers III nie miał łatwego dzieciństwa. Jego rodzice rozstali się, kiedy artysta był jeszcze niemowlakiem. Rapera wychowywała matka, z którą często się później kłócił, do tego rodzinie się nie przelewało. Ta dwójka wiele razy się przeprowadzała, więc gwiazdor właściwie nigdzie nie zagrzał miejsca. Ucieczką od problemów okazała się dla niego muzyka. Eminem już jako 14-latek zaczął brać udział w pojedynkach freestylerów, a potem zajął się pisaniem tekstów. Kiedy pracował w pizzerii albo zmywał naczynia za minimalną pensję, artysta marzył o tym, że kiedyś jego rapowanie usłyszy cały świat. Niewiele brakowało, żeby to się nigdy nie wydarzyło.

"Kiedy po raz pierwszy występowałem dla jakiejś znaczącej publiczności w klubie, zostałem wybuczany. To było traumatyczne doświadczenie. Pamiętam, że mnie to uderzyło, poszedłem do domu i powiedziałem sobie: 'Rezygnuję'" - wspominał muzyk w dokumencie "Something from Nothing: The Art of Rap". Okazało się, że po kilku dniach Eminemowi zaczęło brakować rapowania i postanowił wrócić na scenę, mimo bolesnych wspomnień. Nie był to jedyny trudny moment dla artysty, bo raper miał też problemy ze znalezieniem wytwórni. Pomógł mu jednak Dr. Dre, dzięki któremu o zdolnym chłopaku usłyszał cały świat.

Bruno Mars

Takich historii są tysiące: ktoś marzy o karierze, więc zostawia rodzinne miasto, dom, a potem wyjeżdża do miejsca, w którym łatwiej zaczepić się w szołbiznesie. Przynajmniej teoretycznie, bo większość śmiałków tego "łatwiej" nigdy nie doświadczy. Kiedy Bruno Mars porzucał Hawaje dla Los Angeles, liczył na to, że wyjazd pomoże mu zaistnieć w muzycznym świecie. Artysta miał talent w genach, cała jego rodzina zajmowała się sztuką, a już kilkuletni Bruno występował jako naśladowca Elvisa Presleya. Nic dziwnego, że wokalista postanowił po latach coś zrobić ze swoimi zdolnościami. Przyszły gwiazdor dostał jednak w Los Angeles zimny prysznic. Podpisał kontrakt ze słynną wytwórnią Motown, jednak na zawarciu umowy się skończyło, zresztą firma zrezygnowała ze współpracy po mniej więcej roku. Mars prowadził też rozmowy z menedżmentem will.i.ama, ale z tego również nic nie wyszło. Artysta postanowił więc dostać się do szołbiznesu tylnymi drzwiami, pisząc piosenki dla innych.

Przez kilka lat pracował pod okiem znanych producentów i śpiewał covery w lokalnych klubach, a potem postanowił współpracować z Philipem Lawrencem, któremu też niezbyt udała się przygoda z Motown. Kiedy jednak brakowało chętnych na utwory, a kolejna firma płytowa powiedziała "podpiszemy kontrakt, ale za dwa, trzy lata", Bruno chciał się poddać. Muzyk tęsknił też za rodziną, więc zadzwonił do wujka, oświadczył, że wraca i zaproponował, żeby razem założyli zespół na Hawajach. Krewny poradził mu, żeby pod żadnym pozorem tego nie robił. Wujek był przekonany, że w końcu ktoś zauważy młodego wokalistę. Wkrótce Mars i jego współpracownik sprzedali pierwszą piosenkę popularnemu boysbandowi Menudo, a potem zaczęli pracować dla dużych nazwisk w muzycznym biznesie. Na propozycję własnego kontraktu płytowego Bruno nie musiał już długo czekać.

Lana Del Rey

Chociaż na początku ekipa wokalistki próbowała skrzętnie ukrywać ten fakt, artystka próbowała swoich sił w szołbiznesie na długo, zanim stała się słynną Laną Del Rey. Tak, stała się, ponieważ gwiazda naprawdę nazywa się Elizabeth Grant, a na początku wydawała piosenki pod pseudonimem May Jailer. Później sygnowała muzykę własnym imieniem i nazwiskiem, Lizzy Grant, a nawet miała w kieszeni kontrakt, ale jej kariera wcale nie szła do przodu. Wokalistka pisała kolejne utwory, z którymi nic się nie działo, a ona sama nawet nie dawała koncertów. Była tak rozczarowana swoją sytuacją, że zaczęła myśleć o porzuceniu muzycznych planów, nie widziała szans na sukces.

Lana powiedziała NME: "Jeśli chodzi o bycie gwiazdą pop, już od jakiegoś czasu o tym nie myślę, bo zaczęłam (działać na scenie) dawno temu". Nawet kiedy wytwórnia wydała w końcu debiutancką płytę piosenkarki, niewiele osób ją zauważyło. Del Rey postanowiła więc odkupić prawa do muzyki i już chciała wycofywać się z walki o sławę, kiedy dwaj menedżerowie pomogli jej wyplątać się z kontraktu. Kilkanaście miesięcy później wokalistka wrzuciła do sieci własnoręcznie zrobione klipy do nowych piosenek, które okazały się viralową sensacją, a w 2012 roku wydała album "Born to Die", który błyskawicznie zrobił z niej gwiazdę.

The Beatles/Paul McCartney

Być może trudno w to uwierzyć, ale nawet takie legendy jak Czwórka z Liverpoolu rozważały rezygnację z grania. Kiedy na początku lat 60. interesami zespołu zajął się legendarny już menedżer Brian Epstein, stwierdził on, że nie ma na co czekać i jego podopieczni muszą jak najszybciej wydać płytę. Kłopot w tym, że The Beatles byli już wtedy związani umowami. Artyści spędzali na przykład sporo czasu w Hamburgu, gdzie pracowali jako muzycy sesyjni. Epstein wiedział, że nie tędy droga, więc postanowił wyplątać grupę z kontraktów i załatwić artystom przesłuchanie w wytwórni płytowej. The Beatles dotarli do firmy w Nowy Rok, w zamieci, tylko po to, żeby usłyszeć: "Gitarowe zespoły są w odwrocie, panie Epstein". Niezły początek roku, prawda? Nic dziwnego, że muzycy stracili nadzieję i byli przekonani, że to się nie uda, a ich kariera skończyła się, zanim się na dobre zaczęła.

Brian jednak nie zamierzał odpuszczać, a już trzy miesiące później zespół podpisał kontrakt z wytwórnią Parlophone. Niewiele jednak brakowało, żeby później swoją szansę zmarnował Paul McCartney. Nie chodziło jednak o to, że gwiazdor nie wierzył w sukces. Wokalista mierzył się na początku kariery The Beatles z tak ogromną tremą, że chciał porzucić scenę. W rozmowie z fanami na swojej stronie artysta wspominał: "Pamiętam, że czułem się fatalnie fizycznie, miałem ścisk w żołądku. Myślałem sobie: 'Powinienem odpuścić, to jest zbyt bolesne, co ja właściwie robię?'". Na szczęście dla fanów okazało się, że muzyk nie poddał się od razu, a im dłużej występował, tym mniej się stresował, aż problem zupełnie zniknął.

Shakira

Szkoła potrafi zainspirować, ale zdarzają się nauczyciele, którzy mogliby zostać mistrzami świata w zniechęcaniu uczniów do spełniania marzeń. Jeden z takich pedagogów prawie skłonił Shakirę do rezygnacji z muzyki. Artystka już jako dziecko pisała wiersze. Przyszła gwiazda poprosiła nawet rodziców o maszynę do pisania, żeby robić to bardziej profesjonalnie. Z czasem poezja zamieniła się w teksty piosenek, a Shakira pomyślała, że chce pewnego dnia trafić na scenę. Wokalistka zaczęła od występów w swojej katolickiej szkole, gdzie publicznością byli koledzy i zakonnice, a popisy piosenkarki cieszyły się sporą popularnością. Ośmielona pierwszymi sukcesami Shakira postanowiła więc dołączyć do szkolnego chóru, ale usłyszała coś, przez co prawie zrezygnowała z muzyki.

"Brzmisz jak koza" - rzucił do artystki nauczyciel, który nie był zachwycony jej mocnym głosem. Nie tego wokalistka się spodziewała, a słowa pedagoga na długo zostały jej w pamięci. Piosenkarka pewnie by się poddała, gdyby nie zainterweniowali jej rodzice. Ci przekonywali córkę, że nie może przejmować się jedną opinią i jeśli rzeczywiście marzy o śpiewaniu, musi nauczyć się ignorować takie komentarze, a przede wszystkim robić swoje. Shakira na szczęście posłuchała, bo zaczęła występować na lokalnych imprezach, a już wkrótce podpisała kontrakt płytowy. Wokalistka wydała debiutancki album w wieku zaledwie 13 lat. Wyobraźcie sobie minę nauczyciela, który zobaczył swoją dawną uczennicę na plakatach w sklepie płytowym.

Shania Twain

Co robi w wolnym czasie przeciętna ośmiolatka? Odpowiedź "Zarabia na jedzenie" raczej nie zdobyłaby punktów w "Familiadzie", ale tak właśnie wyglądało dzieciństwo przyszłej gwiazdy. Shania wychowywała się w patchworkowej rodzinie, z przybranym rodzeństwem. Matka i ojczym wokalistki, delikatnie mówiąc, nie należeli do najbogatszych osób, więc kiedy okazało się, że córka ma talent muzyczny, mogła pomóc rodzinie zarobić parę groszy, występując w lokalnych klubach. Twain nie przepadała za tymi miejscami, za to uwielbiała śpiewać, więc uważała to za świetny trening. Później artystka dołączyła do cover bandu, szkoliła głos i została zauważona przez lokalne muzyczne sławy. Wszystko układało się po myśli piosenkarki, aż do momentu rodzinnej tragedii.

Matka oraz ojczym wokalistki zginęli w wypadku samochodowym, więc Shania musiała zająć się rodzeństwem. Artystka porzuciła wtedy marzenia o wielkiej karierze, a śpiewała tylko w okolicznych klubach, żeby zarobić na życie. Tak się jednak złożyło, że kilka lat później, kiedy rodzeństwo Twain dorosło i wyprowadziło się z domu, piosenkarka przypomniała sobie o dawnych planach i postanowiła dać sobie jeszcze jedną szansę. Shania przygotowała taśmę demo, dała koncert dla szefów kilku wytwórni i... okazało się, że może przebierać w ofertach. Dzisiaj wokalistka jest jedną z najlepiej zarabiających gwiazd country w USA.

Shania TwainAmy SussmanGetty Images

Ed Sheeran

Chłopak z gitarą podbił świat, ale niewiele brakowało, żeby do tego nie doszło. Tym razem nie z powodu tego, że w życiu wokalisty wydarzył się jakiś dramat ani dlatego, że muzyk zwątpił w siebie. Chodziło o to, że śpiewanie wcale nie było dla Sheerana "planem A". Artysta zaczął pisać piosenki już w podstawówce, a pierwszy, niezależny album wydał jako 13-latek. Wokalista występował na ulicach, potem przeniósł się do Londynu, gdzie grywał w małych klubach i wszystko wskazywało na to, że za moment jego kariera zacznie się na dobre rozwijać. Tyle tylko, że Ed był gotowy porzucić muzykę.

Okazało się, że artysta od dawna marzył o byciu aktorem i gdyby tylko miał okazję coś zrobić w tej dziedzinie, nie zastanawiałby się ani przez chwilę. Tak się złożyło, że wokalista wziął udział w castingu do serialu dla nastolatków. "Starałem się o rolę w produkcji 'Britannia High'. Postanowiłem sobie wtedy, że jeśli dostanę angaż, zostawię muzykę dla aktorstwa, a jeśli mi się nie uda, odpuszczę aktorstwo i będę muzykiem" - opowiadał Ed w rozmowie z Capital FM. Fani gwiazdora chyba mogą podziękować ekipie castingu, bo artysta oczywiście nie dostał roli. Po tej porażce Sheeran postanowił skupić się na śpiewaniu, zaczął traktować je poważnie, do tego pracował nad głosem. Efekty doskonale znacie, a marzenia o aktorstwie muzyk spełnił po latach. Ed wystąpił między innymi w "Grze o tron".

Norah Jones

"Mam dość, wracam!" - gdyby Norah Jones zrealizowała swój plan, to pewnie nigdy nie usłyszelibyśmy żadnej z jej piosenek. 20-letnia wokalistka chciała nagrać płytę, ale wiedziała, że Teksas raczej nie jest szołbiznesowym centrum USA. Artystka rzuciła więc studia i ruszyła do Nowego Jorku, w którym mieszkała już w dzieciństwie. Jones próbowała zainteresować wytwórnie płytowe swoją muzyką, jednak propozycje kontraktów nie nadchodziły. Wokalistka występowała w małych klubach i traciła nadzieję, że uda jej się osiągnąć cokolwiek więcej. Był jeszcze jeden problem. Artystka dorabiała jako kelnerka, miała nieograniczony dostęp do jedzenia, więc w końcu zaczęła zajadać smutki.

"Przytyłam - kiedy pracowałam w restauracji, jadłam sporo muffinek, a nie wiedziałam, że ich nadzienie było robione na maśle. Czułam się gruba, wstrętna. Zadzwoniłam do mamy z płaczem i powiedziałam, że chcę wracać do Teksasu. Ona stwierdziła, że jestem tu dopiero pół roku, więc może dam sobie szansę i wytrzymam chociaż drugie tyle. Pomyślałam, że to fajne, biorąc pod uwagę to, że w ogóle nie była zachwycona moim wyjazdem" - wspominała Jones w rozmowie z "The Times". Wokalistka posłuchała mamy i wkrótce nie musiała już myśleć o powrocie. Piosenkarka zaczęła występować z zespołem jazzowym, a niewiele później podpisała kontrakt na wydanie albumu. Swoją drogą, artystka była przekonana, że jej płytę kupi najwyżej kilka tysięcy osób. Norah "trochę" się pomyliła - o jakieś 10 milionów egzemplarzy.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas