"Earth 2.0. Był sobie człowiek": Pytasz, czego chcę naprawdę? [RELACJA]

"…chcę nudnego roku, chwilę postać z boku" - od wczoraj ten i jeszcze kilka kawałków duetu Matylda/Łukasiewicz nie chcą wyjść mi z głowy. Wszystko to za sprawą koncertu "Earth 2.0. Był sobie człowiek" w katowickim Spodku.

Earth 2.0. Był sobie człowiek: Matylda Damięcka
Earth 2.0. Był sobie człowiek: Matylda DamięckaRobert WilkINTERIA.PL

Mówię od razu szczerze, bo ze mnie prosty i szczery człowiek jest - na początku myślałam, że posłucham i zapomnę. Najpierw 20-minutowe opóźnienie. Później zirytował mnie materiał, który wyglądał bardziej jak pofalowana kurtyna niż coś, na czym można wyświetlać wizualizacje. I żaden tu zarzut do artystów, po prostu stwierdziłam, że Spodek tego nie udźwignął.

Na szczęście w końcu się zaczęło, a właściwie zaczął Abradab z "Konfrontacjami" Kalibra 44. Wybór idealny, bo: "Garbaty anioł zszedł na ziemię / Powiedział: "Nigdzie stąd nie pójdziecie, to więzienie (...) Powiedzcie mi, ile jeszcze dni minie / Zanim zobaczycie, że świat i wy ginie? (...) Zrobię tu porządki, rozwieje wasze mrzonki / Jesteście tak potrzebni jak ziemniaczane stonki" doskonale pasuje do tego, co o koncercie mówił duet Matylda/Łukasiewicz: "Planujemy stworzyć czuły i zarazem brutalnie szczery obraz człowieka we współczesnym świecie".

W temat jeszcze lepiej wprowadził nas Krzysiek Zalewski piosenką "Jaśniej" i właśnie - co do tego brutalnie szczerego obrazu człowieka i tego, że ten koncert towarzyszył, tak w ogóle, konferencji ekologicznej. Pomiędzy piosenkami dostawaliśmy opowieści od Matki Ziemi. O tym, że człowiek jest dobry i kreatywny, ale też, że w polowaniu na inne gatunki nie ma sobie równych i że ewolucja musiała się pomylić. Z jednej strony trochę to było długie i miejscami dramatyczne - łącznie z przewidywaniem wojny każdego z każdym i pożarów całej planety - ale z drugiej strony ten koncert miał zmusić do myślenia i zdecydowanie mu to wyszło. Jeśli komuś to przeszkadzało, to pozostaje następnym razem uważniej czytać, gdzie się idzie. No i animacja serca Ziemi zmieniającego się z upływem lat - sztos!

Po Zalewskim na scenie zobaczyliśmy po raz pierwszy Natalię Przybysz z utworem "Kochamy się źle", a później coś, na co czekałam, czyli zdanie: "A teraz zagramy kilka kawałków z naszej debiutanckiej płyty". No i o ile do tej pory koncert był po prostu koncertem, to po "Usta biorą co chcą / Razy zadając ciału / Twoje oczy zapowiedź / Styczniowych upałów" pojawiły się pierwsze ciary. Przecież to na żywo jest jeszcze lepsze!

Earth 2.0. Był sobie człowiek
Earth 2.0. Był sobie człowiek: Maria Peszek
Earth 2.0. Był sobie człowiek: Matylda Damięcka
Earth 2.0. Był sobie człowiek: Natalia Przybysz
+17

W "Kocham być z tobą" The Dumplings na miejsce chorej Justyny Święs weszła Ofelia. Trochę smutno, bo Święs kocham za wykonanie "Nie jestem Alicją" w "Piosenkach o miłości", a nigdy nie słyszałam jej na żywo, natomiast Ofelia też była doskonała. Dotarł do moich uszu po tym kawałku komentarz, że "Fajne takie, mocne". No i tak no, tak było.

Potem chyba mój numer 1 tego koncertu, czyli "Trzymaj moją głowę nad wodą". Albo nie! "Matka" z Przybysz i Marią Peszek z tekstem napisanymi jakby specjalnie pod nie. Albo nie! "z tobą / DO DOMU" Króla, który niestety też ze względów zdrowotnych nie dotarł na koncert. Trudno wybrać. Ale w tej ostatniej było super solo na trąbce, więc ma kilka dodatkowych punktów.

Z pewnością momentem do zapamiętania był też "Czuły barbarzyńca" zaśpiewany przez Radka i Zalewskiego, ze zwrotką Abradaba z "Momentów" grupy KASHELL. Możecie to nagrać, prooooszęęęę? Tak naprawdę prawdopodobnie ten moment poruszył mnie najbardziej. Jednak jak faceci opowiadają o emocjach, to nie ma po prostu...

Po podziękowaniach - długich, ale to dobrze, bo o technice i ludziach "z tylnej kanapy" nie można zapominać - był jeszcze czas na bis, a dokładniej "Trzymaj moją głowę nad wodą", "Matkę" i "Czułego barbarzyńcę". I nie, wcale nie było nudno usłyszeć jeszcze raz to samo. W zasadzie po tym mam jeszcze bardziej ochotę wybrać się na jakiś klubowy koncert duetu Matylda/Łukasiewicz.

A, i jeszcze co do atmosfery! Było kameralnie, a naprawdę trudno zrobić taki klimat na większych scenach. Tu było trochę tak, jakbyśmy się znali. Było gorzko, bo temat poważny, ale śmiesznie też. Lubię tych ludzi, a nawet ich nie znam. Może jakiś wywiad, coś tego, wariaty?

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas