Szyld musi trwać
Odejście Artura Rojka z Myslovitz stawia pod znakiem zapytania nie tyle istnienie zespołu - bo on będzie dalej działał - ale przede wszystkim jego reputację.
Po 20 latach wspólnych występów Artur Rojek przestał być wokalistą Myslovitz. Mogłoby się wydawać, że to koniec najbardziej znanego zespołu polskiej alternatywy, jednak muzycy wspólnie zdecydowali, że będą kontynuowali występy z nowym frontmanem. Poszukiwania nie trwały długo i został nim Michał Kowalonek z grupy Snowman.
Myslovitz przed odejściem Rojka mieli już zakontraktowaną serię występów. Rozwiązanie grupy sprawiłoby, że koncerty zostałyby odwołane. A z tego przecież żyją. Promowanie zupełnie nowego szyldu to zajęcie czasochłonne i obarczone dużym ryzykiem niepowodzenia. Artur Rojek najwyraźniej ze zrozumieniem przyjął tę argumentację, skoro zgodził się, by Myslovitz istniał bez jego udziału.
Na podstawie losów innych polskich wykonawców wiemy, że odejście twarzy zespołu zazwyczaj kończy się źle.
Pudelsi bez Macieja Maleńczuka wypadli z mainstreamu, w którym się niespodziewanie znaleźli; Akurat wraz z Tomaszem Kłaptoczem stracili nie tylko charakterystyczny wokal, ale i połowę skumulowanej scenicznej charyzmy; Łzy bez Ani Wyszkoni nagrały bardzo słabą i bezpłciową płytę; Mafia bez Andrzeja Piasecznego zapadła się pod ziemię i od czasu do czasu puka od spodu; Brathanki po rozstaniu z Haliną Mlynkovą do dziś nie mogą się pozbierać; w Dżemie Ryszarda Riedla zastąpił Jacek Dewódzki, a potem Maciej Balcar, ale z taką legendą mierzyć się przecież nie sposób; Czerwone Gitary po odejściu Krzysztofa Klenczona hity nagrywały coraz rzadziej, straciły też rockowy sznyt na rzecz dansingowej melancholii Seweryna Krajewskiego (nic nie ujmując znakomitemu Krajewskiemu); Budka Suflera przez wiele lat jako tako radziła sobie bez Krzysztofa Cugowskiego, by w ostateczności tego syna marnotrawnego z korzyścią dla siebie przygarnąć.
Gdy Anita Lipnicka odeszła z Varius Manx, Robert Janson wprowadził rotacyjny system zarządzania zasobami ludzkimi. Po Lipnickiej w zespole śpiewały: Kasia Stankiewicz, Monika Kuszyńska i Anna Józefina Lubieniecka, ale któż nie podpisze się pod stwierdzeniem, że najlepszy Varius Manx był w czasach Lipnickiej?
Bywa że z czasem fani przyzwyczajają się i akceptują nową twarz zespołu. Muszą mieć ku temu jednak solidne przesłanki w postaci wysokiego poziomu artystycznego. Dominika Gawęda śpiewa na tyle dobrze, że Paweł Rurak-Sokal z powodzeniem umieszcza kolejne piosenki Blue Cafe na listach przebojów. Nikt o Tatianie Okupnik oczywiście nie zapomniał, ale Gawęda już bardzo rzadko spotyka się z zarzutami, że nie jest Tatianą. Podobnie można napisać o wspomnianym Macieju Balcarze czy o Varius Manx w czasach Kasi Stankiewicz. We wszystkich tych przypadkach sentyment jest jednak po stronie tego pierwszego/tej pierwszej.
Czy nie byłoby najuczciwiej po prostu zakończyć działalność? Tak jak zrobiła to Republika po śmierci Grzegorza Ciechowskiego. Tak jak O.N.A. postanowili się rozejść, gdy Agnieszka Chylińska przestała dogadywać się z pozostałymi członkami, zwłaszcza z Grzegorzem Skawińskim.
- Były takie osoby, menedżmenty, które miały pomysł, żebym sobie znalazł młodą dziewuchę i grał pod tym szyldem. Absolutnie nie, to nie wchodzi w rachubę. Jakkolwiek dopuszczam możliwości zmiany składu muzyków, to jeśli chodzi o solistkę, nie mieści mi się to w głowie - powiedział nam gitarzysta, który chce namówić Agnieszkę Chylińską na reaktywację O.N.A.
Zespoły powinny za wszelką cenę unikać żenujących sytuacji, gdy żadna ze skłóconych stron nie ma zamiaru odpuścić i próbuje zachować nazwę dla siebie. Przykłady z ostatnich lat: De Mono kontra De Mono (czyli Andrzej Krzywy vs. Marek Kościkiewicz) i Pectus kontra Pectus (czyli Tomasz Szczepanik vs. pozostali muzycy). To na szczęście Myslovitz nie dotyczy.
Zobacz Myslovitz w teledysku do singla "Mieć czy być":
Fani pytają: czy Myslovitz bez Artura Rojka to jeszcze jest Myslovitz?
"Wszystko co robimy (no prawie wszystko:)) robimy dla Was. Zespół to organizm podlegający ewolucji, koniec jednego etapu oznacza zmiany, ale jest też początkiem kolejnego - być może jeszcze bardziej ekscytującego" - piszą podekscytowani członkowie aktualnego składu Myslovitz na Facebooku. Czyta ich tam ponad 200 tysięcy fanów. I to jest wymierny wskaźnik pokazujący, że marka Myslovitz ma konkretną, policzalną wartość.
Show must go on, ale przede wszystkim trwać musi szyld, bo to on spłaca kredyty.