Tomek Ziętek: To muzyka była pierwsza [WYWIAD]
Jeden z najbardziej uznanych polskich aktorów młodego pokolenia pokazuje swoje nowe oblicze jako dojrzały songwriter. W listopadzie 2023 r. ukazał się debiutancki album solowy Tomka "Some Old Songs". Artysta pojawi się na scenie Next Festu w Poznaniu, a nam zdradził, że szykuje nowości.
Damian Westfal, Interia: Tomku, zakończyłeś właśnie trasę promującą twój debiutancki album. Jakieś podsumowanie tej trasy?
Tomasz Ziętek: Bardzo dużo pozytywnych zaskoczeń, inspirujące spotkania - ogólnie polubiłem koncertować, jeździć, promować swoją płytę i w wielu miastach spotykać się nie tylko ze znajomymi, ale też fanami. Żałuję tylko, że nie było tych koncertów więcej, ale z tego co wiem, wrócimy jeszcze z koncertami na jesieni, bo pozostał we mnie koncertowy niedosyt.
Zanim do jesieni, to już niedługo staniesz na scenie - tym razem Next Festu w Poznaniu.
- I bardzo się cieszę z tego powodu. Myślę, że mieliśmy czas z zespołem się dotrzeć podczas niedawnej trasy koncertowej i specjalnie na Next Fest przygotowujemy nowe utwory z nadchodzącej płyty, więc zapewne coś zaprezentujemy w tych pięknych sprzyjających, festiwalowych okolicznościach. To będzie mój drugi koncert w Poznaniu, bo grałem już tam przy okazji swojej trasy, więc myślę, że publiczność, która była na moim koncercie, będzie mogła po coś nowego również i tym razem przyjść i wysłuchać nie tylko tych utworów, które już znają.
Czekaj, czekaj... Jak to nowy album?
- Nie ukrywam, że od jakiegoś czasu pracuję nad nowym wydawnictwem, które chciałbym nagrać jeszcze w tym roku. Zobaczymy oczywiście, jak to się uda zgrać z innymi zawodowymi zobowiązaniami, ale jest taki plan, żeby jeszcze w tym roku było coś nowego. Takie mam życzenie, ale wiesz, jak to czasem bywa z planami...
Czyli niedługo możemy się spodziewać od ciebie nowych singli.
- Tak, ale muszę dobrze to zaplanować, plus dochodzą do tego jeszcze moje zobowiązania zawodowe, między innymi plany filmowe. Nie ukrywam, że jest to spora ekwilibrystyka, jeśli chodzi o organizację. Od wielu czynników zależy to, kiedy wejdziemy do studia i kiedy ostatecznie uda się ten materiał zarejestrować, więc póki co będę się z tymi datami wstrzymywał. Ale na zbliżających się koncertach będzie można już jakieś nowe piosenki usłyszeć, między innymi na Next Feście.
Czujesz jakąś różnicę między graniem na swoim koncercie a występem na festiwalu?
- Coś w tym jest. Przede wszystkim fakt, że na festiwale przychodzi bardzo dużo muzycznych znajomych, którzy też partycypują w tym festiwalu, więc jest to troszeczkę inna energia, ale raczej to dla mnie pozytywne doświadczenie. To super sposobność, żeby zderzyć się z innymi twórcami i poznać też innych artystów. To super uczucie, jak jednego dnia możesz spotkać tak wielu muzyków z tego środowiska, a festiwale dają właśnie taką możliwość.
Występujesz też w swoim zespole The Fruitcakes. Będziesz powoli zamykał ten rozdział na rzecz solowych projektów czy jakoś to połączysz?
- Dalej pracujemy nad wspólnym materiałem. Przez chwilę każdy z nas skupiał się na projektach pobocznych albo projektach solowych, ale planujemy kolejne kroki, więc to nie jest tak, że zawiesiliśmy działalność. Teraz tylko dobra organizacja czasu i będzie dobrze (śmiech). Ale rzeczywiście jest to trochę inna specyfika pracy. W zespole zawsze trzeba iść na pewnego rodzaju kompromisy, bo to, co finalnie powstaje, to zawsze esencja z czterech, w naszym przypadku, kompozytorów. Każdy ma swój pomysł i te nasze utwory są zawsze wypadkową czterech różnych wrażliwości.
Prezentujesz muzykę autorską, poetycką. Bierze się to z twojego aktorstwa?
- Nie do końca tak jest, bo pasja do muzyki i nawet część moich piosenek z płyty powstały jeszcze zanim odkryłem w sobie talent aktorski. Dosyć późno zainteresowałem się aktorstwem, bo dopiero w czasie studiów. Moim pierwotnym założeniem było, aby rozwijać się muzycznie i wokalnie, a aktorstwo było wtedy dla mnie tylko takim dodatkiem. To muzyka była pierwsza w moim życiu. Pierwsze kroki na scenie stawiałem w okresie gimnazjalnym i potem muzyka zawsze była z tyłu głowy. I nawet jak już wciągnęło mnie aktorstwo na pełen etat, to cały czas robiłem muzykę, chociażby z The Fruitcakes.
Skąd w takim razie czerpiesz inspiracje?
- Jak to określiłem przy okazji promocji swojej płyty - zachwyty nad codziennością. Myślę, że to wszystko właśnie do tego ostatecznie się sprowadza. Ale oczywiście jest na płycie też utwór, którego tekstem jest wiersz, więc można doszukiwać się też tych poetycko-literacko-aktorskich inspiracji.
Wiem, że lubisz stare piosenki, zresztą sama nazwa albumu na to wskazuje. I twoje niektóre też takie są, bo kazałeś im trochę przeleżeć w szufladzie. Niektóre - wydane niedawno - mają ponad dziesięć lat.
- To prawda, ale czy przeleżały? Hmm, może lepiej powiedzieć, że one dojrzewały, ewoluowały (śmiech). To prawda, zmieniały się trochę, bo one nie były w takiej ostatecznej formie. Żyłem w takim poczuciu, że one nie są jeszcze gotowe do pokazania światu, ale przez to, że nie zderzyłem ich nigdy ze słuchaczami, to mogłem je ulepszać i nadać nową jakość.
Czym nadchodząca płyta będzie się różnić od "Some Old Songs"?
- Najlepiej będzie można się przekonać na kwietniowym koncercie, najbliżej jest właśnie Next Fest w Poznaniu. Będzie można porównać te utwory, bo nawet te już opublikowane, a wykonywane na żywo, mają w większości nowe aranżacje, są trochę podporządkowane koncertom. Niektóre aranżacje są dłuższe, niektóre utwory są rozwinięte o fragmenty instrumentalne... po prostu najlepiej się przekonać na własnych uszach.
Nadchodzi pracowite lato?
- Będzie podwójnie pracowite, to może być dosyć spora żonglerka. W planach jest realizacja filmu, w którym mam wystąpić, ale nie mogę jeszcze niczego zdradzać.
Aktorstwo czy muzyka daje ci w tym momencie większe spełnienie?
- W kontekście pracy są to dla mnie dwie różne dziedziny, które się dopełniają. Umiejętności i doświadczenia przekładam z jednej na drugą. Ale w muzyce, wydaje mi się, mam większą sprawczość, bo mogę sam pisać, komponować, aranżować, nawet jakbym się uparł, to mogę sam koncertować. A jako aktor jestem trybikiem wielkiej maszyny i muszę się dostosować do istniejącego scenariusza, do uwag reżysera, do sposobu opowiadania tej opowieści przez operatora. W muzyce jest taka fajna przestrzeń, która daje innego rodzaju spełnienie.
To może zobaczymy cię i usłyszymy w jakimś musicalu albo chociaż na soundtracku do jakiegoś filmu?
- Wywodzę się z tego, bo skończyłem studium wokalno-aktorskie przy Teatrze Muzycznym w Gdyni, ale jakoś... obydwie te dziedziny osobno tak, ale forma musicalu nie za bardzo... Nigdy nie byłem fanem musicali, choć pewnie wiele zależy też od materiału, więc może kiedyś coś takiego się wydarzy. Nigdy nie mów nigdy.
Dlaczego akurat teraz zająłeś się solowym projektem? Materiał przecież miałeś. Nie wierzyłeś w swoje siły?
- Nigdy nie ma dobrego momentu, zawsze można znaleźć wyjaśnienie, dlaczego tego nie robić w tym momencie i ja doskonale znajdowałem te wyjaśnienia w ciągu ostatnich 10 lat. Żeby zająć się muzyką, musiałem poświęcić też jakiś projekt, by mieć pustą głowę. To wymaga poświęcenia i czasu. Teraz mogę sobie na to pozwolić, ale 10 lat temu nie mogłem odmówić udziału w produkcji filmowej, bo zaczynałem wtedy swoją karierę i każdy udział był znaczący, więc wiele czynników zadziałało na to, że pora na muzykę przyszła teraz, a nie kiedy indziej. Wszystko ma swój czas, swoją porę. Bardzo się cieszę, że to się tak złożyło, akurat teraz.
Czego możemy ci życzyć?
- Wytrwałości i dobrej organizacji czasu - to mi się wydaje jest kluczowe w najbliższych miesiącach.