Natalia Przybysz: Nosowska powiedziała mi, że jestem głupia (wywiad)

Natalia Przybysz po sukcesie płyty "Kozmic Blues" z utworami Janis Joplin postanowiła tym razem stworzyć całkowicie autorski materiał "Prąd". Wokalistka opowiedziała nam o nowej płycie, o możliwości reaktywacji Sistars oraz o spięciu z Maciejem Maleńczukiem.

Natalia Przybysz
Natalia Przybyszmateriały prasowe

Płyta "Prąd" trafiła na półki sklepowe 17 listopada 2014 roku. Promują ją utwory "Miód" i "Nazywam się niebo" .

Daniel Kiełbasa, Interia: Tymon Tymański nazwał cię Jackiem White'em w spódnicy, wcześniej media okrzyknęły cię polską Janis Joplin. Czy takie określenia nie sprawiają, że słuchacze doszukują się w twojej muzyce nie Natalii Przybysz, a kogoś innego

Natalia Przybysz: - Sądzę, że słuchacze myślą samodzielnie i mogą mieć w głowie zupełnie inne porównania dla tego co robię. Ja się na hasło "Janis Joplin" i "Jack White" uśmiecham i jest mi nawet miło.

Twoje inspiracje na "Prądzie" to dalej lata 60. i 70., ale tym razem skręciłaś mocniej w stronę polskich wykonawców takich jak Czesław Niemen i Mira Kubasińska. Jak to się stało, że się do nich zbliżyłaś?

- Mira Kubasińska od dawna mi towarzyszyła. Kiedy pracowałam nad płytą "Kozmic Blues" bardzo się przed nią wzbraniałam. Cały projekt pt. Janis Joplin mnie przerastał i nie umiałam nawet zrozumieć tej muzyki. Nie wychowałam się na niej, nie wiedziałam, jaki jest do niej klucz. Zaczęłam więc zbaczać z utworów Joplin i słuchać polskiej muzyki z młodości moich rodziców. W ten sposób natrafiłam na piosenkę Miry Kubasińskiej "Do kogo idziesz?", która do mnie przemówiła w jasny sposób. Dopiero, gdy zrozumiałam tę piosenkę, zrozumiałam także "Move Over" Janis Joplin z płyty "Pearl". I to była pierwsza piosenka Janis, którą łyknęłam i zaczęłam śpiewać. Potem poszły następne piosenki. Bardzo zaprzyjaźniałam się z utworem Kubasińskiej i bardzo chciałam go nagrać.

- Natomiast z piosenką Niemena było tak, że Natalia Niemen zaprosiła mnie do występu w koncercie "Niemen mniej znany" i mogłam sobie wybrać dwa dowolne utwory. Wybrałam więc dwie piosenki - "Mów do mnie jeszcze" oraz "Kwiaty ojczyste". Właśnie one najbardziej przypadły mi do gustu i je pokochałam. Stwierdziłam, że na tyle fajnie mi się gra "Kwiaty ojczyste", że ją nagram. Jest w niej dużo takiej polskości i wiosny.

"Prąd" to także dużo bardziej autorski materiał od poprzedniej płyty. Wygodniej jest być selekcjonerką kompozycji artystki takiej jak Joplin, czy pisać własne teksty?

- Pisanie tekstów jest jednak trudniejsze. Nie ukrywam, że wykonałam telefon do mojej ulubionej tekściarki w tym kraju, czyli Kasi Nosowskiej. Ona jednak, że tak brzydko powiem, wk...iła się na mnie i powiedziała mi, że jestem głupia i mam pisać. Dodała także, że pisanie tekstów nie jest takie łatwe i ona też przy tym cierpi. Dlatego miałam sobie narobić herbaty i pisać. Gdy minął początkowy okres frustracji, to następne dwie piosenki napisałam w tydzień.


Podobno w młodości rodzice pokierowali tobą w taki sposób, że nie przeszłaś okresu buntu, dlatego dopiero teraz zachwycasz się Nirvaną i Janis Joplin. Czego więc słuchałaś w latach młodzieńczych? Czarna muzyka?

- Tak! Co prawda mój wujek był buntownikiem i gdy byłyśmy małe (z Pauliną Przybysz - przyp. red.), to bawił się z nami w różny sposób. Raz przykładowo zabrał nas na koncert Siekiery, albo puszczał nam zespół Bad Brains lub Rage Against The Machine i kazał nam do tego tańczyć. Ale ogólnie rzecz biorąc, słuchałyśmy dużo Niny Simone, muzyki klasycznej, Elli Fitzgerald, Billie Holiday i trochę Kabaretu Starszych Panów . Grałyśmy też na wiolonczeli.

Gdy porównać twoje płyty solowe, to wychodzi na to, że nie lubisz stać w miejscu w muzyce. Gdyby oprócz tego wziąć pod uwagę projekty poboczne, to aż wypada zapytać, co wymyślisz za rok. A może właśnie "Prąd" jest tym momentem w twojej karierze, kiedy to zdecydujesz się zostać przy jednym klimacie muzycznym na dłużej?

- Czuję się dobrze w tym materiale i przyjemne jest to, że mogę na koncercie grać materiał z dwóch płyt. To się ze sobą zazębiło. Coś do czegoś pasuje, nawiązuje i z siebie wynika. Myślę, że to co teraz robimy, to grubsza historia i że trochę w tym potkwię.


Jeżeli jesteśmy przy twoich pobocznych projektach, to chciałem zapytać o jeden z najciekawszych, czyli Shy Albatross. Współpracujesz w nim z człowiekiem-orkiestrą Raphaelem Rogińskim, który działa w mnóstwie przedsięwzięć. Dla słuchacza, który zna cię tylko z solowych projektów, zaskakujące może być to, że współpracujesz z kimś, kto specjalizuje się w eksperymentalnym jazzie i muzyce żydowskiej. Jak zeszły się wasze drogi?

- Hubert Zemler, który gra ze mną w zespole, zaproponował Raphelowi, aby zaprosić mnie do ich nowego projektu. Raphael twierdzi oczywiście, że chciał współpracować ze mną już wcześniej. Shy Albatross to muzyka ambitna, bardzo delikatna, opierająca się na gitarach.

Hubert Zemler i Raphel Rogiński to bardzo niszowi artyści. Ty natomiast jesteś kimś z pogranicza. Występujesz bowiem w projektach takich jak Shy Albatross, ale też pojawiasz się na imprezach typu Męskie Granie, która jest skierowana do szerszej publiczności. Jak ci się udaje łączyć te dwa światy?

- Troszeczkę mi to wisi. (śmiech)

- Najważniejsza jest dla mnie publiczność, dlatego forma przedsięwzięcia nie do końca gra rolę. Przykładowo na koncertach Shy Albatross nigdy nie gramy aranży, które są sztywne. Jest więc dużo miejsca na improwizację. Czasami muszę chwilę poczekać, bo grają muzycy i nie mam, co wtedy śpiewać. Wydaje mi się, że w każdej grupie są odbiorcy, którzy potrzebują strawy duchowej. Dlatego nie do końca lubię patrzeć, czy gram przed dużą czy małą publicznością. Myślę też, że Shy Albatross jak najbardziej dobrze zagrałby na Męskim Graniu (choć teksty są o kobietach).

Razem z siostrą rozkręcacie kolejny projekt - Archeo. I to jest wasza kolejna wolta, bo tym razem idziecie w nowe brzmienia.

- Tak, wygląda na to, że pójdziemy totalnie w elektronikę. Ale na razie jest to melodia przyszłości, bo jesteśmy bardzo zajęte innymi rzeczami.

A propos wspólnego śpiewania z siostrą. Co jakiś czas jak bumerang wraca temat reaktywacji Sistars. Czy uważasz, że to w ogóle miałoby jeszcze sens i czy jest możliwe w momencie, gdy każdy z członków grupy poszedł w inną stronę? Czy reaktywacja nie byłaby stworzeniem czegoś w postaci "Sistars 2"?

- Myślę, że wszystko jest możliwe i możemy nagrać dużo ciekawych rzeczy i wcale nie będzie przeszkadzało nam, że każdy jest skądś inąd. Ważne są natomiast inne aspekty. Dlatego nie mam pojęcia, czy do tego dojdzie. Nie lubię zamykać rozdziałów i oddzielać się od ludzi. Wierzę, że siądziemy kiedyś wszyscy i zapalimy fajkę pokoju. Bardzo mnie rani, gdy ktoś mówi, że nie ma już szans, że z nimi się nie dogadasz. Wierzę, że wszyscy muzycy wyznają wspólną miłość do tego, co robią i odrzucą w pewnym momencie wszystkie uprzedzenia i się skumają. Dotyczy to także muzyków, z którymi gram i miałam jakieś nieporozumienia.


Czy myślałaś o gościnnych występach u jakiegoś rapera? Mówi się coś o możliwości twojej współpracy z O.S.T.R.?

- Jest taka szansa, ale muzycznie musiałoby mi się to mocno zgadzać. Jestem dosyć wyczulona na brzmienie, na instrumenty i na aranże, więc chciałabym, aby to było dla przyjemne doświadczenie.

Tuż przed naszym wywiadem miałem okazję przeczytać wypowiedź Macieja Maleńczuka, który ostro krytykuje ciebie i twoją siostrę. Jako główne powody niechęci do sióstr Przybysz podał on sytuację, w której starał się być uprzejmy wobec jednej z was, a wy nazwałyście go chamskim. Oprócz tego po zwycięstwie na festiwalu w Opolu w 2004 roku, rozwiązałyście zespół, co również go zdenerwowało.

- Robiąc sobie przerwę od Sistars, myślałyśmy właśnie o Maćku Maleńczuku. (śmiech)

- A jeśli chodzi o powód drugi... Jeżeli próbował być miły, to mu naprawdę nie wychodziło. Był naprawdę niesympatyczny i obraził wszystkich, którzy znajdowali się ze mną w pomieszczeniu. Na koniec postanowił ofiarować mi własny tomik poezji "Chamstwo w państwie". Niestety, nie odczytałam tego jako przyjaznego gestu. Dodam też, że cała sytuacja działa się w Krakowie. Po tym wszystkim wsiadłam do taksówki z narzeczonym i na głos krzyknęłam: "jak można być takim chamem", a kierowca, zupełnie nie wiedząc, o kogo chodzi, powiedział: "Maleńczuk? Znów przesadza?".

- Ale okej, wysyłam mu miłość, bo wiem, że to kwestia jakichś tam demonów, które każdy ma. Nawet ja. Moje demony machają do jego demonów. Chociaż wiem, że jego demony pewnie zeżarłyby moje na śniadanie.

Zobacz klip "Na dwa" Sistars:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas