"Nadal to kocham"
Grupa Cannibal Corpse, to chyba najbardziej charakterystyczny twór sceny deathmetalowej, którego fanom przedstawiać zdecydowanie nie trzeba. Przez 20 lat udało im się osiągnąć pozycję czołowego zespołu gatunku, co rewelacyjnie dokumentuje wydane ostatnio DVD "Centuries of Torment: The First 20 Years".
O najnowszym wydawnictwie jak i pokrótce o historii zespołu i inspiracjach, Bart Gabriel z magazynu "Hard Rocker" rozmawiał z jednym z założycieli tej amerykańskiej formacji. Przed wami Alex Webster, od przeszło dwudziestu lat basista Cannibal Corpse...
No cześć Alex, co słychać...?
A w porządku dzięki, właśnie wróciłem z próby, graliśmy parę godzin.
Alex, trzymam w tej chwili w ręce wasze nowe DVD, i muszę powiedzieć, że skradliście mi prawie całą dniówkę. DVD trwa 7 godzin, a po tym jak zacząłem je oglądać, nie mogłem się oderwać (śmiech). Zdarzyło ci się też coś takiego?
Tak, oczywiście wszystko oglądałem, żeby się upewnić czy wszystko jest jak należy, szczególnie czy te nagrania na żywo dobrze brzmią. Tak więc znam każdy fragment, oglądałem to wszystko jakieś dwa miesiące, kiedy kończyliśmy prace nad tym materiałem. Ale nie, nie zdarzyło mi się siedzieć przy tym siedem godzin naraz, nie wiem czy bym wytrzymał (śmiech).
W ogóle jakie to uczucie, oglądać 20 lat swojej muzycznej kariery a więc kawał życia, skondensowane do rozmiarów 7 godzinnej pigułki...?
No bez wątpienia dziwne. Wiesz, jak się spotykamy z zespołem prawie nigdy nie rozmawiamy o przeszłości, koncentrujemy się na tym co przed nami, rozmawiamy o następnym albumie i tak dalej.
A to było jak podróż przez te wszystkie lata, do tyłu. Realizator tego DVD odwalił niesamowitą robotę, to naprawdę bardzo dobrze zrobiony materiał. Ale to była dla nas coś zupełnie innego, szczególnie kiedy musieliśmy decydować które fakty są istotne a które nie, co się ma znaleźć w tym filmie biograficznym...
Spodziewam się, że było parę niespodzianek przy tym DVD? Często trafialiście na materiał, o którego istnieniu nie wiedziałeś?
Tak, parę razy byłem mocno zdziwiony, kiedy coś oglądałem! Jak występy sprzed 18 lat, to było coś! Albo jak zobaczyłem te stare zdjęcia, zastanawiałem się skąd oni to do cholery mają (śmiech). Niektórych z nich nigdy nie widziałem.
W ogóle sporo materiału pochodzi od Jacka Owena, wiesz, on był jedynym członkiem zespołu, który miał wtedy kamerę i sporo kręcił. Więc znajdziesz tam ten materiał, albo jak widzisz Jacka na ekranie to Chris Barnes trzyma kamerę i tak dalej. Chyba z 90% tego starego materiału pochodzi od Jacka, jesteśmy mu wdzięczni, że to wszystko udostępnił.
20 lat grania brutalnego death metalu. Miałeś kiedyś dość i pomyślałeś, żeby zająć się czymś innym?
Uwielbiam death metal od kiedy go pierwszy raz usłyszałem, nadal to kocham. Robimy inne rzeczy, ale Cannibal Corpse to zawsze będzie brutalny death metal. Realizujemy inne pomysły w innych zespołach, na przykład Rob Barret ma zespół, z którym gra hardcore, każdy z nas gra coś na boku, dla przyjemności. Ale Cannibal Corpse to będzie zawsze w 100% death metal. Ta muzyka nas nadal kręci i jesteśmy z niej zadowoleni.
To pytanie może ci się wydać dziwnie, ale tak się zastanawiam - jak facet, który jako ulubionych basistów wymienia gości z Accept czy AC/DC, wylądował w kapeli grającej death metal...?
Wiesz, zacząłem grać na basie jak byłem bardzo młody, miałem wtedy chyba 14 lat. Słuchałem Rush, Iron Maiden, Accept, AC/DC. Kiedy zaczynałem, oczywiście nie byłem dobrym basistą więc zaczynałem z tymi prostymi kawałkami Accept, AC/DC czy Scorpions. Jak już coś umiałem to brałem się za utwory Rush i Iron Maiden.
Potem przyszedł czas na rzeczy Slayer, Metallica, Razor, Venom, Celtic Frost i podobnych. To była dla mnie bardzo szybka ewolucja, od typowego heavy metalu, do thrashu i potem thrash i death metalu. Pamiętam, że byłem pod wrażeniem gry Danny'ego Lilkera z S.O.D., Frank Bello z Anthrax też był świetny, no oczywiście Cliff Burton z Metalliki... Oni mieli na mnie największy wpływ.
Alex, jak myślisz, co stoi za ogromnym sukcesem Cannibal Corpse? Nie byliście przecież pierwszą grupą death metalową, ale bez wątpienia macie na koncie największy sukces komercyjny... Przecież chyba nie tylko szczęście i przypadek?
No wiesz, szczęście to na pewno ogromna część tego wszystkiego. Poza tym wiesz, pierwsze albumy nie odniosły jakiegoś oszałamiającego sukcesu.
Pierwszy naprawdę duży sukces, i chyba najlepiej sprzedająca się płyta do dnia dzisiejszego to "The Bleeding". A inne zespoły, które powstały wcześniej niż my lub w podobnym czasie, odnosiły sukcesy od początku. Nie wiem, po prostu chyba od "The Bleeding", nie wiem czy to dobre słowo, ale staliśmy się jakby bardziej dojrzałym, lepszym zespołem.
To znaczy wiesz, ja lubię stare płyty, ale tak w pełni to byliśmy zadowoleni dopiero z "The Bleeding". Pozwiedzałbym, że przy tym krążku nauczyliśmy się jak pisać utwory i jak pracować nad brzmieniem.
Myślę, że sukces był oparty w głównej mierze o dobre recenzje, wiesz, poprzednie płyty były często niszczone przez prasę. Pamiętam, że większość recenzji pierwszego krążka mówiła, że album jest do dupy (śmiech). Ale fani go uwielbiali. Spodobał im się też "The Bleeding", a to w połączeniu z dobrym przyjęciem mediów, ciężką pracą i dużą ilością koncertów pozwoliło nam odnieść sukces.
Od samego początku jesteście w Metal Blade Records. Nie jest sekretem, że jesteście najlepiej sprzedającym się zespołem death metalowym w tej wytwórni, ale nie wiem, była kiedyś taka myśl, że w innej stajni byłoby wam lepiej...?
Nigdy nam to nie przeszło przez myśl, mamy naprawdę bardzo dobry kontakt z Brianem Slagelem. To znaczy były jakieś drobne sprzeczki, jak wtedy kiedy rozstawaliśmy się z Chrisem Barnesem. Ale dla nas to wielki komfort, być w wytwórni gdzie szef jest autentycznym fanem tej muzyki.
On naprawdę kocha heavy metal, wszystko, wiesz, hard rock, power metal, thrash, death i black metal. Jest fanem, i bycie w takiej wytwórni to coś świetnego, oczywiście wiadomo, że wytwórnia musi zarabiać i w ogóle, ale i tak bym powiedział, że jest perfekcyjnie.
Więcej w magazynie "Hard Rocker".