Marcin Maciejczak: Jest we mnie stara dusza [WYWIAD]
Mateusz Kamiński
Marcin Maciejczak zaprezentował swój najdojrzalszy dotąd materiał, EP-kę "hypno". - Kiedy opowiem głośno, to może się okaże, że inni też podobnie czują, a może ktoś wśród starszych zrozumie, jak się czuje to pokolenie Z w tym teraźniejszym świecie - wyznaje o nowych utworach w dniu premiery mini-albumu, który może być kamieniem milowym jego kariery.
Marcin Maciejczak próbował swoich sił w programie "Mam talent" - choć spodobał się jurorom, to nie trafił do odcinków na żywo. Widzowie poznali się na jego talencie w programie "The Voice Kids", którego został zwycięzcą.
Od tego momentu wróży mu się wielką karierę, a po wydaniu w ubiegłym roku debiutanckiego albumu "Tamte dni", nadszedł czas na nowy artystyczny kierunek. Na EP-ce "hypno", która ma dziś premierę, słyszymy mroczniejszego Marcina. Dojrzałego bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
Mateusz Kamiński, Interia: Wypuszczasz EP-kę "hypno". Dla twojej kariery to chyba ważna premiera?
Marcin Maciejczak: - Jest bardzo przełomowa, dlatego też ważna. Długo na nią czekałem i cieszę się, że fani usłyszą ostatnią piosenkę, która dopełnia tę całą opowieść.
Nowe nagrania nie przypominają optymistycznego materiału z wcześniejszej płyty. Dlaczego stałeś się "trochę mroczniejszy"?
- Pierwszą płytę wydawałem mając 14/15 lat. Teraz jestem dwa lata starszy, a jak wiesz 2 lata w tym wieku to ogromna różnica. (uśmiech) Wtedy miałem co innego w głowie. Wiedziałem, o czym śpiewam, ale byłem bardziej beztroski. W międzyczasie wydarzyły się różne rzeczy, które wpłynęły właśnie na powstanie takiego projektu jakim jest "hypno".
Czy to dla ciebie jakiś kamień milowy?
- Pierwszy raz chyba się tak bardzo stresowałem. Przy pierwszym i przy drugim numerze, "gasnę", odjechaliśmy totalnie i nie wiedziałem, jak to zostanie przyjęte. Więc było na pewno dużo stresu i niepewności, bo to dla mnie coś całkiem nowego. Wiem jednak, że zawsze chciałem coś takiego zrobić i cieszę się, że miałem taką możliwość.
Ale wiem, że moi słuchacze mogli nie spodziewać się takiego brzmienia. Tekstowo jest podobnie jak na ostatniej płycie bo równie lirycznie, ale muzycznie totalnie odbiegam od tego, co było wcześniej. Pierwszy utwór "tylko świat", jest przejściem od tego Marcina, który miał 15 lat, do tego dojrzałego, który ewoluuje. Jest tam taki teleportal, który wprowadza w świat "hypno" - przejście między jednym a drugim etapem.
"hypno" jest momentami niezwykle mroczne i naprawdę hypnotyczne. Nagle odkryłeś u siebie taką stronę?
- Od zawsze ją czułem i chciałem to wykorzystać. Przy pierwszej płycie stwierdziłem, że jest jeszcze zbyt wcześnie, żeby posuwać się aż tak daleko. Tutaj jednak miałem już taką potrzebę, żeby pokazać jakie potrafi być moje wnętrze. Po wygraniu "The Voice Kids" miałem te 15 lat, więc chciałem zrobić coś nazwijmy to bezpiecznego. Z biegiem czasu staję się dojrzalszy - wpływają na to różne czynniki - także to, że muzyka, której słucham się zmieniła.
Jak twoi fani reagują na "nowego", innego Marcina?
- Chcę trochę uświadomić moich słuchaczy i fanów, że mogę i chcę być nieprzewidywalny. Nie mogą się przyzwyczajać, bo u mnie jest bardzo różnie. Na pewno jednak nie chcę zmieniać stylu co chwilę. Zdążyłem już przyzwyczaić do tego, że śpiewam o dość poważnych tematach, więc fajnie, że mam już trochę taką "nalepkę". I to się na razie nie zmieni. Na "hypno" zmienia się natomiast znacznie styl muzyczny. Zmiana stylu jest też dobra ze względu na to, że mnie to dużo uczy, np. na koncertach. Pod tym względem na to patrzę.
Naczytałem się megapozytywnych rzeczy o mojej nowej muzyce. Mało kto pisał jakieś hejty i jestem bardzo zaskoczony tymi opiniami. Myślę, że to dzięki temu, że moi fani bez względu na to, co robię, oni po prostu będą i będą mnie słuchać. To jest dla mnie cały czas niesamowite. Pokochali we mnie jakąś moją cząstkę i dlatego ze mną są, to wspaniałe. Jestem szczęśliwy, że mam takich ludzi przy sobie, którzy - bez względu czego dotknę - zawsze mówią, że to jest super i cieszą się na te numery. Oni też zawsze są podekscytowani premierami, to dla mnie bardzo ważne, czuję że mam dla kogo robić muzykę.
Skojarzyło mi się, że w filmie "My, dzieci z dworca ZOO" z lat 80. zagrał David Bowie, który chyba jest najsłynniejszym kameleonem, jeśli chodzi o wizerunek. Twoją EP-kę zamyka utwór "christine" zainspirowany tą produkcją.
- Jeśli mowa o Davidzie Bowiem, to sądzę, że te jego zmiany to coś świetnego. Doceniam u artystów zmienianie się co projekt - kiedy wychodzisz nowy ty z nową fryzurą, nowym image'em, a fani mogą poznać cię z kompletnie innej strony, poznać inną część ciebie. Jeśli chodzi o "My, dzieci z dworca ZOO", to inspirowałem się tą nową wersją z 2021 roku, którą pokazała mi przyjaciółka. Ona jest trochę przekoloryzowana moim zdaniem, bardziej w stylu "Euforii", ale zaciekawiła mnie sama historia.
Po obejrzeniu sięgnąłem po książkę. Mama wcześniej dużo opowiadała mi o niej i zawsze miałem jakieś dziwne wyobrażenie, że to historia o jakichś dzieciach, które chodziły do zoo. (śmiech) Niestety tak nie było, ale bardzo się cieszę, że dotknąłem tego tematu, bo on jakoś mnie zafascynował i czułem potrzebę odświeżenia, powiedzenia tej historii. I nie chodzi tu przecież tylko o narkotyki, bo to jest bardzo poważny temat w filmie, tylko o inne problemy, z którymi tamta młodzież się wtedy zmagała.
Czy sądzisz, że pisząc o takich tematach w jakiś sposób jesteś w stanie stanowić drogowskaz dla swoich rówieśników?
- Czuję taką misję, żeby mówić głośno o tym, co czujemy, bo niekiedy ludzie nie mają odwagi powiedzieć tego, co czują. Wiem, że słuchają mnie głównie starsi ludzie, ale jest też grupa tych młodszych osób. Myślę sobie, że skoro ja wystaję z tego grona i mogę coś powiedzieć, to dlaczego nie? Kiedy opowiem głośno, to może się okaże, że inni też podobnie czują, a może ktoś wśród starszych zrozumie, jak się czuje to pokolenie Z w tym teraźniejszym świecie.
Co chcesz osiągnąć wśród swoich odbiorców?
- Moje piosenki mogą poprowadzić do pewnej refleksji. Jeżeli się ich posłucha i pomyśli o sobie, albo też powie to sobie prosto w twarz, to można zrozumieć, że te sprawy tyczą się każdego z nas. W końcu każdy ma problemy, zmaga się z jakimś dołem, więc chcę, żeby mój słuchacz poczuł bliskość, że w tych momentach ja jestem przy nim. Chcę, żeby czuł, że nawet jeśli czasem się różnimy, to coś nas łączy.
Kto pomagał ci w stworzeniu świata "hypno"?
- Jeszcze rok temu powstał utwór "tylko świat" i przeszedłem z nim bardzo długą drogę. Na początku kompletnie nie wiedziałem, jak go ugryźć. Spotkaliśmy się z Chloe Martini w studiu. Pierwszy raz w życiu miałem tak, że konkretnie mówiłem komuś, co bym chciał na tej płycie mieć; pierwszy raz też spotkaliśmy się z producentką fizycznie w studio, bo poprzednią płytę przez pandemię nagrywaliśmy raczej zdalnie. I ta styczność chyba na nas najbardziej zadziałała. Po pierwszym numerze poszło nam wszystko bardzo szybko.
Ten pomysł z refrenem w "gasnę" narodził nam się bardzo spontanicznie. Zaśpiewałem go u Chloe i powiedziałem, że chciałbym mieć taki efekt na wokalu i po prostu mieliśmy to - zadziwiłem się, że tak szybko powstaje muzyka. Jestem pod ogromnym wrażeniem talentu Chloe, jest niesamowicie zdolna. Jak wskakiwałem do studia, to co robiliśmy nazywaliśmy "nasze hypno", które nazwaliśmy takim własnym gatunkiem. (śmiech) I stąd też tytuł.
Czym się inspirowałeś tworząc EP-kę?
- Inspirował mnie bardzo soundtrack do wspomnianego już serialu, "My, dzieci z dworca ZOO". On jest taki trochę hypno - elektro, bardzo elektro-smutne. Słuchając tego albumu odnalazłem cząstkę siebie. Ciekawe jest to, że nagraliśmy najpierw pierwszy numer, a dopiero potem znalazłem tę płytę. To mnie utwierdziło, że mam już taką inspirację totalną. Chloe też pokazała mi artystów, którzy pasowali do tej EP-ki. Więc to była nasza bardzo aktywna współpraca na każdym polu.
Czy po "The Voice Kids" myślałeś o jakimś innym programie, który mógłby dodać ci rozgłosu? Może o startowaniu w Eurowizji?
- Oczywiście, że tak! Na razie jednak chcę się skupić na promocji mojej EP-ki, a kto wie, może kiedyś stworzymy coś, co szersze grono usłyszy i będzie chciało zobaczyć też na Eurowizji (śmiech), to bardzo ciekawe. Zobaczymy. Czytałem w komentarzach po premierach singli - dużo osób pisało o Eurowizji, że to są utwory idealne na ten festiwal. (śmiech)
Twoja kariera zaczęła się od filmików na YouTube, byłeś też w "Mam talent". Jak się czułeś wtedy, gdy Agnieszka Chylińska zachwyciła się twoim śpiewem, a później ostatecznie nie trafiłeś do odcinków na żywo?
- To było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Ja nie byłem kompletnie świadomy tego, co tam się dzieje. To był dla mnie sprawdzian przed "The Voice Kids", w "Mam talent" byłem bardzo mały. Powiedziałem wtedy, że więcej już do żadnego programu nie pójdę. Nie wiem, czemu byłem tak sfrustrowany - może dlatego, że tam miałem chyba z 10 lat? (śmiech)
Pomyślałem, że jakoś tak za bardzo, za szybko chciałem "złapać szczyt" i o tym właśnie się tam przekonałem. Później jakoś dojrzałem do tego, że może trzeba spróbować drugi raz. Był casting do "Voice'a", a wiedziałem już więcej rzeczy. I to poszło jak w filmie, jak we śnie.
Czyli warto dawać sobie drugie szanse?
- Tak, oczywiście. Ważna przy tym jest cierpliwość.
Czasem w komentarzach nazywano cię dojrzałym dzieckiem. Jest w tym trochę prawdy? Jak sądzisz?
- Wydaje mi się, że mogę być takim dojrzałym dzieckiem. Od dziecka czuję w sobie jakąś taką starą duszę i naprawdę czuję się o wiele starzej. Bardziej dogaduję się też ze starszymi. Zawsze dogadywałem się lepiej z prababcią niż babcią, a jak dzieci chodziły na plac zabaw, to ja wolałem siedzieć z nią wpatrzony i słuchać opowieści o wojnie. Zawsze też byłem wrażliwy. Myślę, że jestem wrażliwy i dojrzały. (śmiech)
Masz jakieś pozamuzyczne marzenia? Jak udaje ci się łączyć karierę ze szkołą?
- Na ten moment chcę napisać supermaturę w przyszłym roku. Muszę się tak totalnie wziąć za naukę. Chciałbym robić też muzykę, ale nie stawiam wszystkiego na tę jedną kartę, zawsze trzeba mieć plan B. Chcę pójść na Akademię Sztuk Pięknych, będę wtedy mógł malować i śpiewać jednocześnie.
Czyli plastyka to twój ulubiony szkolny przedmiot? A których nie lubisz?
- Miałem plastykę w pierwszej klasie liceum i było super. Łatwiej mi chyba wymienić te przedmioty, z którymi mi nie po drodze. (śmiech) W piosence "christine" śpiewam w drugiej zwrotce po niemiecku, a ja naprawdę nie cierpię uczyć się tego języka. (śmiech) Kiedyś, w podstawówce, bardzo lubiłem, ale teraz jakoś bardzo się stresuję nauką niemieckiego.
Na pierwszym miejscu stawiam matematykę. Nie wiem, nie pojmuję, nie potrafię. Jestem na profilu medialno-kulturowym, mam rozszerzony polski, wos i angielski i daję radę, ale matematyka to jest po prostu masakra. Niektórym się wydaje, że na tych przedmiotach humanistycznych, które są bardziej luźne, nie trzeba myśleć. A przecież wcale tak nie jest. Myślałem, że nie będę chodził na religię, a gdy przyszedłem na język polski to proszę - na pierwszej lekcji analizowaliśmy Biblię.
Czytaj też: