Krzysztof Grabowski (Dezerter): Nie jest tak, że dzisiaj wszystko wolno [WYWIAD]

Krzysztof Grabowski jest perkusistą i tekściarzem zespołu Dezerter /Andrzej Wasilkiewicz /Reporter

Na początku września ukazał się album "1986, co będzie jutro?", czyli materiał z sesji nagraniowej zrealizowanej przez zespół Dezerter ponad trzy dekady temu. Porozmawialiśmy z Krzysztofem Grabowskim, współzałożycielem, perkusistą i autorem tekstów Dezertera, o płycie, zjednoczonej Europie, cenzurze i odwadze w muzyce.

Oliwia Kopcik, Interia: Sprostujmy na początek - album był zapowiadany jako płyta, która "nigdy wcześniej nie ujrzała światła dziennego". Ale np. "Kolaborację", "Polską złotą młodzież" i "Tchórzy" można było już usłyszeć na płycie "Kolaboracja", "Zatańcz" na "Jak powstrzymałem III wojnę światową", prawda?

Krzysztof Grabowski: - Tylko dwa z tych utworów w takiej wersji były na płycie "Jak powstrzymałem III wojnę światową", która ukazała się w 1993 roku. Reszta materiału czekała sobie spokojnie na taśmie. Jak nagraliśmy te utwory, to mieliśmy taki pomysł, że wywieziemy ten materiał zagranicę, bo był nieocenzurowany i nie miał szans przejść przez cenzurę. Dlatego chcieliśmy go wywieźć i wydać na Zachodzie. Udało się zarejestrować osiem utworów z wokalami, jeszcze do tego cztery, do których nie zdążyliśmy dograć wokali. Kilka miesięcy po sesji w studiu odszedł od zespołu wokalista, czyli Skandal - Darek Hajn. Wtedy uznaliśmy, że nie spieszymy się z wydawaniem tego materiału, bo chcieliśmy zostać zespołem z innym wokalistą i pracować dalej. Nie było sensu wydawać rzeczy, które wtedy były dla nas nieaktualne. Zostały odłożone na półkę i czekały.

Reklama

Potem nie było okazji, bo zespół ciągle coś robił, nagrywał i cały czas parł do przodu. Nie było takiej chwili, żeby się cofać do tamtego etapu i wydawać stare rzeczy. Przy okazji płyty "Historia" ("Jak powstrzymałem III wojnę światową, czyli nieznana historia Dezertera" - przyp. red.) udostępniliśmy dwa nagrania, które koncertowo miały jedno, może dwa wykonania, więc były dla większości publiczności nieznane. Tuż przed pandemią, chyba w 2019 roku, odezwał się do nas wydawca - Pasażer Records - z pytaniem, czy nie chcielibyśmy wydać tego materiału na winylu. Z reguły jesteśmy sceptyczni, co do wydawania starych rzeczy, bo wolimy robić nowe, więc zostawiliśmy to w zawieszeniu. Potem przyszła pandemia, a wraz z nią pomysł na nagranie nowej płyty. Tamten pomysł znowu musiał zostać odłożony na półkę i czekać.

No i tak czekał kolejne trzy lata, aż w tym roku na wiosnę znowu dostaliśmy pytanie, czy nie chcielibyśmy tego wydać. Pomyśleliśmy, że ponieważ ostatnia płyta była w sumie dużym sukcesem - artystycznym na pewno, bo zebrała świetne recenzje i ludzie świetnie na nią reagowali - to może jest to dobry moment, żeby wydać taki stary materiał. Ewidentnie nie będzie to żadne odcinanie kuponów, tylko po prostu przypomnienie pewnego etapu. Nikt nam nie będzie w stanie zarzucić, że "a, nie mają nic do powiedzenia, to stare rzeczy wydają".

Wszystkie te kawałki nadal są, albo nawet są bardziej teraz, aktualne?

- Ludzie tak mówią, że te teksty w jakiś perwersyjny sposób nie chcą się zestarzeć. Niektóre nabierają nowego znaczenia. Jednak one były pisane w zupełnie innej rzeczywistości, kontekst ich powstania był zupełnie inny, ale okazuje się, że pozycja jednostki versus państwo nadal jest podobna. Nasze państwo nie zmieniło się aż tak drastycznie, żeby te teksty nagle zaczęły być abstrakcyjne. One wciąż mają swoją moc, siłę i są zrozumiałe. Dostaję takie sygnały, że osoby, które są dużo młodsze, spokojnie mogą odnaleźć w nich odniesienia do dzisiejszej rzeczywistości.

Przyczepię się jeszcze trochę tych tekstów. W "Zatańcz" słyszymy "Zatańcz nad zwłokami Europy / Zatańcz nad jej grobem". Nie jest trochę tak, że właśnie teraz ta Europa się zjednoczyła, jak to zazwyczaj bywa - w imię walki z jednym wrogiem?

- No tak, zjednoczyła się, ale parcie do rozbicia tej jedności jest bardzo duże. Ten tekst nie jest taki bezpośredni, to raczej przenośnia. I on dzisiaj niestety znowu zaczyna być aktualny, bo jest mnóstwo takich sił - począwszy od Rosji, po te siły, choćby tutaj w Polsce - które bardzo by się cieszyły z tego, gdyby wspólna Europa się rozpadła, gdyby to wszystko runęło, byleby tylko oni utrzymali się przy władzy. Takie mam wrażenie.

Wtedy to było oczywiście trochę inaczej pisane, bo nie byliśmy częścią Europy, ale cały blok sowiecki również dążył do tego, żeby tę Europę rozbić. Można spokojnie odnieść ten tekst i do dzisiejszych czasów.

Na albumie mamy też "Polską złotą młodzież". I znowu muszę się pokłócić, bo o ile faktycznie jest taka część, która interesuje się głównie zdjęciami na Instagramie czy markowymi ubraniami, to jednak mam wrażenie, że młodzież teraz coraz bardziej się angażuje. Mówię tutaj o np. Czarnym Strajku czy choćby pomocy Ukrainie.

- Oczywiście to nie jest tak, że cała młodzież jest taka albo siaka. Jest część ludzi, którzy się angażują, ale to jest niestety mała część. Większa się nie angażuje i nigdy się nie angażowała. Myślę, że te proporcje w społeczeństwie ludzi zaangażowanych są mniej więcej takie same zawsze. Chyba że pojawiają się sytuacje akcyjne, takie, gdzie trzeba się zmobilizować. Wtedy więcej ludzi się angażuje, bo mają duży impuls społeczny. Ale tak na co dzień tych zaangażowanych jest garstka. Tak było i tak jest. Myślę, że to jest normalny stan.

Tekst był pisany, jak sam byłem młodzieżą, więc miałem prawo tę młodzież ocenić tak, jak ją oceniłem. Dzisiaj bym nie napisał takiego tekstu. Jestem starym facetem i po prostu nastroje młodzieży są mi niezbyt bliskie. To znaczy, są mi bliskie poprzez synów, ale w ich skórze nie siedzę, więc nie znam tego świata od środka.

Myślisz, że muzyka może pomóc w walce? Albo w przetrwaniu trudnych chwil? Też nagraliście "Idi", to coś więcej niż tylko wyraz waszej frustracji?

- Jeśli chodzi o piosenkę "Idi", to miał być wyraz naszych emocjonalnych rozterek, takiego ogólnego załamania. Ale przekuliśmy to na działanie - ta piosenka zarobiła ponad 80 tysięcy złotych dla fundacji pomocowych, głównie dla Fundacji Ocalenie, która zajmuje się właśnie uchodźcami. Po tym widać, że muzyka może coś zdziałać.

Nie sądzę, żeby muzyka zmieniła świat, bo przez tyle lat go nie zmieniła i raczej szans nie ma, ale w wielu rzeczach może pomóc. Może pomóc indywidualnie osobom, które słuchając, rozładowują swoje frustracje, emocje czy też dostają więcej nadziei. Ale może pomóc też tak, jak w przypadku piosenki "Idi" - to jest już normalna, fizyczna pomoc. Chodzi o to, że można zaangażować muzykę w jakieś działanie i to działanie przynosi konkretne skutki.

Takie akcje czy koncerty ze zbiórką pieniędzy mają wymierny efekt, ale koncerty "dla Ukrainy" organizuje też np. TVP. Myślisz, że i to może jakoś wpłynąć na morale, czy to już po prostu pokazówka?

- Jeśli mówimy o telewizji propagandowej, no to chodzi tylko o propagandę, a nie o konkretną pomoc. Nie znam budżetu, ale tak podejrzewam, że dochód, jaki może przynieść taka akcja, na pewno nie jest większy niż same koszty organizacji. Przypuszczam, że saldo jest na minus. Nie wierzę w takie propagandówki.

Ale wszystkie akcje oddolne są bardzo wymierne. Graliśmy na początku wojny kilka koncertów z przeświadczeniem, że robimy coś niewłaściwego. W związku z tym zapraszaliśmy, czy też organizatorzy zapraszali, fundacje pomocowe do robienia zbiórek. I to były bardzo konkretne pieniądze wrzucane przez ludzi spontanicznie, bezkosztowo. Nie musieliśmy angażować machiny telewizji państwowej, żeby zebrać kilka tysięcy. Tak wygląda świat realny - mniej propagandy i gadania, więcej działania.

W wydanej niedawno książce "100 najodważniejszych polskich piosenek" pojawiły się dwa wasze utwory "Pierwszy raz" i "Spytaj milicjanta". To faktycznie wasze dwa najodważniejsze kawałki?

- Przyznam, że nie za bardzo czuję tytuł tej książki, bo najodważniejsze piosenki rozumiem jako piosenki walczące, natomiast tam 90% to są piosenki popowe, które nie mają w sobie krzty odwagi. Według mnie ten tytuł jest mocno na wyrost.

Piosenka "Pierwszy raz" też nie jest piosenką odważną, bo nic nie groziło za to, że się ją napisało i nagrało. Za to ona miała bardzo duży wymiar społeczny, przynajmniej w środowisku, w którym ja przebywałem. To nie była piosenka, która namawiała do czegokolwiek, w tym przypadku do wegetarianizmu. Ona raczej skłoniła do refleksji, żeby się zastanowić, co za tym idzie, że istnieją masowe hodowle i masowe rzeźnie, gdzie się po prostu seryjnie morduje zwierzęta. W takim kontekście człowiek się do tego bardzo szybko przyzwyczaja i przestaje o tym myśleć. Zwróć uwagę, że jak umiera kotek albo piesek, to jest wielki płacz w mediach społecznościowych, ale codzienna masowa rzeź milionów zwierząt jakoś nie za bardzo ludzi wzrusza. Ta piosenka miała skłonić ludzi do wyciągnięcia wniosków.

Z kolei "Spytaj milicjanta" to była nasza, nie chwaląc się, perfekcyjna rozgrywka z cenzurą. Nie spodziewaliśmy się, że cenzura nam ten utwór przepuści, ale był tak przewrotnie napisany, że nie zorientowali się, że to są kpiny. Udało nam się ją nagrać, ale jak już nagraliśmy, to nic nam z tego powodu nie groziło, więc też trudno jest mi powiedzieć, że to jest piosenka odważna. Jest po prostu sprytnym działaniem zespołu, który potrafił oszukać cenzurę.

Myślę, że jest dużo odważniejszych piosenek w Polsce, tylko one nie znajdują się w szerokim obiegu, tylko raczej właśnie w undergroundzie. A z kolei pisanie książki o piosenkach undergroundowych nie byłoby takie znaczące - muszą być tam wykonawcy, którzy są znani.

Co do tego, że nie są odważne, bo nic nie groziło za nagranie, to autorzy wspominali, że nie chodzi tylko o walkę z cenzurą, ale też poruszanie ważnych kwestii, tematów tabu...

- To w tym kontekście możemy tak powiedzieć. Natomiast tam jest mnóstwo piosenek, które znam, słyszałem je w radiu miliony razy w tamtych czasach i za cholerę nie jestem w stanie sobie tego z jakąkolwiek odwagą połączyć. Ale autorzy mieli taki pomysł i mają do tego prawo.

A istnieje w ogóle teraz coś takiego, jak odwaga w muzyce? Nie ma cenzury, tematów tabu też jest coraz mniej i zawsze można się zasłonić licentia poetica.

- Ale jest coraz więcej procesów sądowych za obrazę uczuć religijnych albo obrazę jakiegoś polityka. Mamy do czynienia z takim etapem naszego wspaniałego kraju, że politycy i Kościół nagle czują, że nie można nic złego o nich powiedzieć. Korzystają z możliwości prawnych i oskarżają ludzi. Po prostu boją się jakiejkolwiek krytyki. Nie jest tak, że dzisiaj wszystko wolno, bo okazuje się, że właśnie nie.

Śledziłem proces w związku z plakatem koncertowym zespołu Behemoth. To już jest dla mnie szczyt parodii prawa. Okazuje się, że można się przyczepić do obrazka i tym obrazkiem próbować wywalczyć sobie... W zasadzie nie wiem, co sobie wywalczyć. Szacunek? Nie wiem, jaki jest w ogóle zamiar oskarżania artysty o to, że sobie narysował orła na plakacie. To jest totalna paranoja. To akurat mi się bardzo kojarzy z PRL-em, tylko tam takiego plakatu by nie wydrukowali, no bo była cenzura. Ale gdyby ktoś namalował to sam i powiesił na ścianie, to też byłby od razu aresztowany i oskarżony o obrazę.

Uważam, że owszem jest wolność, bo jest Internet i tego Internetu jeszcze nie potrafią cenzurować, ale gdyby mogli, to zapewniam cię, że na pewno bardzo chętnie by to zrobili.

Zdradź jeszcze - szykujecie już jakiś premierowy materiał?

- Jeszcze nie, bo za dużo się dzieje wokół. Teraz mamy bardzo dużo koncertów jesienią, w ogóle ten rok jest wspaniały, jeśli chodzi o koncerty. Takie mocne odbicie po lockdownach. Nie mamy na razie czasu myśleć o nowych rzeczach. Zobaczymy, co będzie w przyszłym roku. Może nie będzie prądu albo coś (śmiech).

Pesymistyczna wizja.

- Jesteśmy w stanie takiego zawieszenia, bo naprawdę nie wiadomo. Jeżeli ten psychopata zrzuci jakąś bombę atomową, to świat po prostu się tak zmieni, że nie wiadomo, w którą stronę to wszystko pójdzie i gdzie będzie koniec. Trudno wróżyć.

To jeszcze ostatnie pytanie, trochę filozoficzne: gdybyś wiedział, że słucha cię cały świat, to co byś powiedział?

- Nie zastanawiam się nad takimi rzeczami, bo nie wyobrażam sobie, żeby cały świat chciał mnie słuchać (śmiech). Ale tak na szybko, to powiedziałbym: "Ratujmy planetę, bo za chwilę nie będzie na niej życia".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dezerter
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy