Francis Tuan: Kilka lat temu bym się wstydził coś takiego napisać [WYWIAD]

Ignacy Puśledzki

Ignacy Puśledzki

Mając 5 lat, wystąpił z zespołem Golden Life w programie "Od przedszkola do Opola", a dzisiaj wydaje swoją kolejną płytę. Fryderyk Nguyen opowiada nam o najnowszym albumie zespołu Francis Tuan, pt. "Samiec Omega", na którym zmierzył się z tematem wrażliwych facetów.

Zespół Francis Tuan wydał właśnie album, pt. "Samiec omega"
Zespół Francis Tuan wydał właśnie album, pt. "Samiec omega"Fot. Piotr Nykowskimateriały promocyjne

Ignacy Puśledzki, Interia.pl: W teledysku do "Parku Jurajskiego" widzimy ujęcia z twojego dzieciństwa. Moją uwagę przykuła jedna rzecz: faktycznie brałeś udział w programie “Od przedszkola do Opola"?

Fryderyk Nguyen: - Tak (śmiech)! Można nawet znaleźć na YouTube nagranie z tego odcinka. Śpiewałem tam "Oprócz błękitnego nieba" z zespołem Golden Life, z którym po latach udało mi się spotkać i dzięki Facebookowi mamy wciąż jakiś kontakt na odległość. Oni się cieszą, że uczestniczyli w tym programie i że m.in. ja dalej działam coś z muzyką. Można powiedzieć, że wtedy zacząłem tę swoją przygodę.

Sam bardzo chciałeś się zgłosić do programu czy namówili cię rodzice?

- Oglądaliśmy ten program rodzinnie. Pamiętam, że dla mnie jako dziecka, to było oczywiste, że powinienem iść zaśpiewać. Przecież dzieci występują w programie w telewizji, to ja też mogę (śmiech). Rodzice dowiedzieli się, że we Wrocławiu odbędzie się casting do programu i zapytali, czy chciałbym wziąć udział, więc od razu się zgodziłem. Po castingu trzeba było jechać na nagranie do Gdańska i wspominam to jako największą podróż mojego dzieciństwa. To był 1997 rok i pamiętam to jako taki moment, w którym wszystko było pierwszy raz: pierwszy raz pojechałem nad morze, pierwszy występ z jakimś zespołem i to jeszcze w telewizji. To mi się jawiło jako taki Polski Sen, ten wyjazd na nagranie "Od przedszkola do Opola" był dla mnie trochę jak jakiś wyjazd do Hollywood (śmiech).

Chłopaki w przedszkolu zwykle mówią, że chcą być policjantami albo strażakami, a ty od zawsze chciałeś być gwiazdą sceny?

- Jak odpalisz nagranie z tego programu, to Michał Juszczakiewicz tam mówi: "Fryderyk chce zostać muzykiem grającym na gitarze i śpiewającym". Niech to będzie dowodem rzeczowym w tej sprawie. To marzenie rzeczywiście jakoś wtedy się pojawiło i właściwie było przeze mnie konsekwentnie realizowane.

Jaka kariera ci się marzyła?

- Kiedy byłem mały, to chyba chciałem zrobić taki zespół, jak Perfect albo Lady Pank. Ewentualnie Golden Life, bo wtedy stali się moim trzecim ulubionym zespołem. Preferencje muzyczne mi się zmieniały, ale jako ten młody gitarzysta, zawsze chciałem być jak ktoś inny. To były takie próby naśladownictwa. W pewnym momencie oczywiście z tego wyrosłem i nie chciałem być już drugim Hendrixem albo drugim Niemenem, tylko pierwszym sobą (śmiech). Na początku jednak grałem głównie rocka i jakieś solówki na gitarze, dopiero z czasem ta oś gatunkowa zupełnie się rozmyła.

Poprzednia płyta Francis Tuan, pt. "Let's Pretend", była anglojęzyczna, a wy kilkukrotnie graliście już na zagranicznych festiwalach i showcase’ach - były marzenia o podboju zagranicy?

- W moim poprzednim zespole Katedra śpiewałem po polsku. Anglojęzyczna twórczość kolektywu Francis Tuan wynikała z tego, że rzeczywiście chcieliśmy pograć gdzieś za granicą. Język angielski wydawał się takim elementem wspólnym: można śmiało użyć go w Polsce i gdzieś w Europie, a może nawet jak pojadę w rodzinne strony mojego taty, czyli do Wietnamu, to tam też ktoś nas zrozumie. To miało być bardziej uniwersalne. Swego czasu, jeśli chodzi o współczesną muzykę, to sam słuchałem głównie rzeczy anglojęzycznych: USA, Wielka Brytania czy nawet Australia.

Skąd zatem pomysł na nagranie tak bardzo polskiej płyty, jaką jest "Samiec Omega"?

- Wydaliśmy "Let’s Pretend", byliśmy chwilę wcześniej na festiwalu showcase’owym Live at Heart w Szwecji, gdzie poznaliśmy dużo ludzi i dostaliśmy zaproszenie na festiwal do Kanady. Coś tam wisiało w powietrzu, żeby pojechać jeszcze na jakieś inne festiwale na świecie. Dostaliśmy się do takiego programu INES Talent 2020, który umożliwiał występowanie na przynajmniej kilku festiwalach showcase’owych w ciągu roku. Tylko że w ciągu tamtego roku z powodu pandemii nie odbył się żaden z nich. Wszystkie nasze plany legły w gruzach, koncertowanie w Polsce także zostało wstrzymane, przechodziliśmy oprócz tego jakieś swoje życiowe problemy i zaczynaliśmy czuć, że istnienie zespołu takiego jak my, jest zupełnie bez sensu.

Dopiero jakoś na początku 2022 poczułem, chociaż już wcześniej coś we mnie kiełkowało, że mam potrzebę bardziej szczerego wypowiedzenia się. Tekstów bez abstrakcyjnych metafor, tylko płynących z codziennego, przyziemnego doświadczenia i podlanych nieco ironią. W poprzednich projektach stroiłem się czasem w poetyckie piórka, a teraz chciałem sięgnąć po inne środki wyrazu, nieco cięższe i bardziej bezpośrednie. Dlatego postawiłem na język polski.

Dużo miejsca w piosenkach poświęcasz tytułowemu samcowi omega. Afro Kolektyw miał taką piosenkę, pt. "Niemęskie granie" z refrenem: "Synu wybacz mi, lecz byś mógł się załamać wolałbym / Byś mógł się rozpłakać wolałbym / Byś mógł się cofnąć wolałbym", ale ten kawałek ma już ponad 10 lat. Nie wydaje ci się, że jest dziś więcej akceptacji dla wrażliwych facetów?

- W ostatnich latach rzeczywiście mamy taką tendencję do przyjrzenia się szerzej naszej wrażliwości, płciowości i weryfikacji tych starych stereotypów. Jest na to większa przestrzeń i pewne zmiany, chociaż powolne, następują w naszej mentalności. Może dlatego uznałem, że to jest dobry moment na napisanie takich piosenek, bo jeszcze kilka lat temu być może bym się wstydził.

W klipie do tytułowej piosenki widzimy cię na szkolnej sali gimnastycznej. Lekcje Wychowania Fizycznego były dla ciebie aż taką traumą?

- Okropną. Zwróć uwagę, że my nigdy nie mieliśmy tak naprawdę Wychowania Fizycznego, a Wychowanie Sportowe. Zawsze trzeba było tylko haratać w gałę albo brać udział w innych rozgrywkach. Chodziło o rywalizację, o pokazanie kto jest lepszy, kto strzeli więcej goli, zdobędzie więcej punktów, kto dalej i kto szybciej. Jedynymi zajęciami z Wychowania Fizycznego, jakie kiedykolwiek miałem, były warsztaty z ergonomii na Slot Art Festivalu. Tam mnie nauczono jak poprawnie siedzieć, kiedy pracuję przed biurkiem. Wydaje mi się, że do tego powinien przygotować nas WF, bo większość z nas będzie pracowała przy biurku. Taki mamy świat i to jest dużo istotniejsza umiejętność.

Ja na WF-ie zawsze byłem tym słabszym i ciągłe osiąganie ostatniego lub przedostatniego miejsca było okropne. Zazwyczaj był jeszcze jakiś chłopak, który miał podobne lub jeszcze mniejsze możliwości niż ja i musieliśmy rywalizować, kto zajmie to ostatnie miejsce. Tylko że to nie było takie: "Hehe, to kto dzisiaj będzie ostatni?", tylko to naprawdę były bardzo przykre sytuacje, o których nigdy później nie rozmawialiśmy. Trzeba było wyjść potem z WF-u i o tym zapomnieć. Nie zawsze się dało, a wuefiści nie ułatwiali sytuacji i sami pozwalali sobie na nieprzyjemne komentarze.

Wygląda na to, że nieprzyjemnych komentarzy się w życiu musiałeś sporo nasłuchać. Tekst do "Pana Zupki" to są prawdziwe hasła, które usłyszałeś ze względu na swoje pochodzenie?

- Tak, to jest zbiór cytatów. W pewnym momencie zaczęliśmy z zespołem kolekcjonować takie hasła, które zostały użyte w stosunku do mnie, typu pytania skąd tak dobrze znam polski, ale zdarzały się też mniej przyjemne. One z reguły pojawiają się w internecie, niekoniecznie na żywo, chociaż różne były już sytuacje. W swoim towarzystwie śmiejemy się z tego zjawiska, że dzisiaj, w tak mocno zglobalizowanym świecie, dalej kogoś dziwi, że ktoś, kto nie wygląda jak Polak, może mówić po polsku. Z drugiej strony, ile można się z tego śmiać? To naprawdę bywa bardzo irytujące. Myślę, że to jest szerszy problem i nie chciałbym się kreować na jakąś wielką ofiarę rasizmu, bo jednak mniejszość wietnamska jest mimo wszystko lubiana i akceptowana. Osoby innego pochodzenia mogłyby napisać coś podobnego, ale niekoniecznie byłoby to tak wesołe, jak ten nasz numer.

"Pan Zupka" to też próba zmierzenia się z zupełnie inną formą muzyczną. To właściwie nie jest utwór muzyczny, tylko coś w rodzaju reportażu. Zrobiliśmy podkład adekwatny do tych cytatów: ni to punkowy, ni to wietnamski, ni to elektroniczny. Ten galimatias, mam wrażenie, odpowiada współczesnemu przesyłowi informacji. Już po nagraniu tej piosenki dotarło do mnie, że jest kilka numerów, które w ten sposób powstawało. Wydaje mi się, że Czesław Śpiewa kiedyś coś takiego robił, że z różnych cytatów składał piosenki, a ostatnio Ranko Ukulele napisała piosenkę o rosole, która też jest złożona z różnych fragmentów i komentarzy. Jest to jakaś nowa forma pisania tekstów i dla mnie to był ciekawy eksperyment.

Piosenka prześmiewcza, ale tak jak mówisz, problem jest poważny. Zdarzały ci się jakieś przykre sytuacje ze względu na to, że nie wyglądasz jak Polak?

- Właściwie jedna taka, gdzie prawie zostałem pobity. Uratowało mnie chyba to, że rzeczywiście dobrze mówię po polsku. Nie zareagowałem tak, jak napastnik tego oczekiwał, tylko zacząłem z nim dyskutować na temat różnic między patriotyzmem a nacjonalizmem. Trochę się pohamował i ostatecznie walnął mnie tylko czołem w twarz. Co więcej - zawsze to opowiadam - przez to, że upadłem na korytarzu w podstawówce, mam doklejoną jedynkę. Ona trochę wystawała do przodu, a od tamtego uderzenia mi się to wyrównało. W pewnym sensie ten gość mi się nawet przysłużył (śmiech). To była jedyna taka sytuacja. Usłyszałem wtedy, że on jest pokojowym człowiekiem i że gdybym trafił na jego kumpli, to źle bym skończył.

"A poza tym uważam, że Europa powinna się integrować". Całkiem poważnie: nie myśleliście, żeby zgłosić ten numer do eurowizyjnych preselekcji?

- Myśleliśmy, a w zasadzie jeden z eurowizyjnych portali nam to zasugerował. Byliśmy jednak przed wydaniem kolejnego singla. Jak to bywa w przypadku niezależnych zespołów, mieliśmy wtedy tyle tematów do ogarnięcia, że wypełnianie papierów na Eurowizję było ostatnią rzeczą, o której wtedy myślałem. Nic by to też pewnie nie dało, bo widziałem listę zgłoszonych wykonawców. Były tam naprawdę świetne piosenki, które się nie dostały. Tak kontrowersyjny wytwór jak Francis Tuan z utworem "Pan Zupka" w naszych realiach nie miałby szans.

Przez zaporę TVP byście pewnie nie przeszli, ale na samej Eurowizji moglibyście mieć jakieś szanse.

- Eurowizja lubi czasem takich freaków. Teraz mamy ogromną kontrowersję wokół piosenki wybranej na tegoroczną Eurowizję i bardzo przykry hejt wokół niej, ale pomijając aktualną sytuację, polscy wykonawcy tacy jak my właściwie nigdy nie byli tam wysyłani. Nie chcę przy tym powiedzieć, że piosenki, które były wybierane, były złe. Jedne podobały mi się bardziej, a inne mniej, ale łatwo zauważyć, że pewien typ piosenki może się tam dostać, a pewien typ nie.

A jaki typ piosenki wykonuje Francis Tuan? Bo wy jesteście trochę zadziorni i rockowi, a trochę ładni i popowi. Ty jesteś trochę śmieszek, a z drugiej strony mówisz o poważnych tematach, takich jak rasizm. Łatwo się w tym pogubić.

- Wychodzę z takiego założenia, że muzyka jest przestrzenią, która daje mi swobodę wyrażenia tego, co chcę. Nie interesuje nas wpisywanie się w jakiś konkretny styl muzyczny. Gatunki i subkultury już były. Nas w muzyce współczesnej pasjonuje właśnie pomieszanie gatunków, więc pozwalamy sobie na pewną dowolność artystyczną. Szczególnie inspiruje mnie ostatnio taka kapela Wolf Alice i ich ostatnia płyta, pt. "Blue Weekend" - tam znajdziesz dużo większy galimatias, niż u nas. To mi zaimponowało, że są muzycy, którzy nie obawiają się o to, że coś nie będzie pasować. Taki jest nasz dzisiejszy świat - pomieszany - tak samo w dzisiejszej muzyce też coraz trudniej wydzielić granice.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wy z premedytacją stąpacie też po granicy z kiczem.

- Oczywiście! Kicz jest nieodłącznym elementem muzyki popularnej i my też w to chętnie idziemy. Mieliśmy długą dyskusję przy piosence "Wszyscy tacy mądrzy". Gdybyś z refrenu zabrał tę rzężącą gitarę, brzmiałoby to jak jakaś piosenka dziecięca. We wstępie do piosenki "Jeśli zarobię trochę mniej" nasz producent Paweł Cieślak, który poczuł tę pastiszową konwencję, wykręcił coś w stylu bajki Disneya. Później odpływamy w rejony Sopotu 74’ i Maryli Rodowicz, więc też jest ciekawie (śmiech).

W takim razie, cytując twoją piosenkę, co będziesz grać, jak już będziesz młody?

- Jak będę młody, będę grał pewnie coś w stylu Radiohead z Bruno Marsem na wokalu i Young Leosią na feacie. Teraz na to wpadłem i chyba muszę to kiedyś zrealizować (śmiech).

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas