Kali Uchis, Caroline Polachek, Kuba Knap i inni. Czego słucha nasza redakcja?
Kolejna porcja muzycznych polecajek od redakcji. Zestawienie rozciąga się od popu, przez muzykę filmową i zimną falę, po rap. Enjoy!
Sprawdźcie, jakie propozycje przygotowała dla was redakcja Interii Muzyka.
OLIWIA KOPCIK
Horta "Księżyc i Mars" - pierwszy raz, kiedy zobaczyłam Hortę na scenie, pomyślałam o new romantic. Ale... świetnie pasowali też na festiwal rockowy, no i płyta "Księżyc i Mars" potwierdza tylko, że trudno ich wsadzić do określonej szufladki. Debiutancki album Horty ma i syntezatory, i momentami mocniejsze gitary, i łagodny głos Jacka i jego krzyki, jakby to ładnie pisarze nazwali, z głębi trzewi. Trudno wskazać ulubiony kawałek z tej płyty, bo każdy ma w sobie coś. Wejdź w trans, energia prosto z gwiazd.
Black Radio "Planety" - zespół Black Radio śledzę z uwagą, odkąd wpadłam na nich nie pamiętam gdzie i kiedy. W każdym razie "Seven Riders of the Sun" czy "All About It" brzmią tak, że jakbyś pan nie wiedział, że to polskie, to byś pan nigdy nie zgadł. Niedawno chłopaki wypuścili "Planety", czyli swoją aranżację piosenki "Ani ja, ani Ty" Grzegorza Ciechowskiego. 3 minuty i 11 sekund ciar na ciele. Dajcie już cały album, prooooszę.
MATEUSZ KAMIŃSKI
Inhaler "Cuts & Bruises" - wpisując w Google słowo inhaler natknąłem się na niezbędne astmatykom inhalatory oraz irlandzki zespół założony przez syna Bono. Ich drugi już album, "Cuts & Bruises", kieruje zespół na bardziej świadome tory - teraz indie rocka. Idący śladami Arctic Monkeys byli stylizowani wcześniej na rockowo-punkowych buntowników. Okazują się być przyjemni niczym plusz, a popowe zacięcie i czar kipiący od tych czterech chłopaków mówi mi, że na światowej scenie wiele jeszcze zwojują. Lider i wokalista, wspomniany już Elijah Hewson, momentami stoi głosem tak blisko swojego ojca, że starsi fani rocka poczują klaustrofobiczną przestrzeń maszyny czasu. "If You’re Gonna Break My Heart" i "Love Will Get You There" to najlepsze kompozycje na płycie.
Kali Uchis - "Moral Conscience" - Kali Uchis posiada niezwykły dar. Wyobrażam to sobie tak, że do swojego garnka wrzuca wymierzone na oko składniki, a danie, które jej z tego wychodzi, smakuje lepiej niż to, które podawała wcześniej. Tak jest z jej nową płytą, "Red Moon in Venus". Pop bulgoczący w sosie z r&b, do tego garść soulu i szczypta psychodeli. W "Moral Conscience" mamy przyjemnie ślamazarne tempo, falsetowe partie i uwodzicielski głos. Do tego jeszcze wiecznie aktualna tematyka miłości w jej najróżniejszych odcieniach. Polecenie instant.
ANDRZEJ KOZIOŁ
Caroline Polachek "Desire, I Want to Turn Into You" - w końcu! Pop, ale w istocie alternatywny. Alternatywa, ale bez bufonady. Ładnie i gorzkawo zarazem. Caroline Polacheck, coś czuję, dopiero się rozpędza. "Desire, I Want to Turn Into You", to dopiero czwarty długogrający album Caroline, a już wynosi ją całkiem wysoko w świecie awangardowego art-popu. Brakuje takich niecodziennych artystek, więc tym bardziej cieszy nowe wydawnictwo Amerykanki. Bo ileż można słuchać tych samych rozwiązań, teksów i muzyki od sztancy. Jakże świeżo brzmią takie "Bunny Is a Rider" czy "Welcome to My Island" w porównaniu do dziesiątek, a nawet setek wydanych ostatnio bezpłciowych "hitów", którymi social media (zwłaszcza social media) i radia nas bezlitośnie katują. Warto sprawdzić Caroline i warto ją obserwować, bo to, co robi z głosem, rytmem i tekstem jest niemal hipnotyzujące. Zresztą, będzie też okazja zobaczyć ją niebawem na żywo, bo artystka pojawi się na scenie tegorocznego Open'er Festivalu. Kto nie znał, niechaj pozna i się zachwyci. Kto zna, ten na pewno nowym albumem CP jest już zachwycony.
Brighter Colours "The Big Idea" - gdybym nie znał wcześniej twórczości Brighter Colours, to po posłuchaniu ich nowego singla, musiałbym splunąć przez lewe ramię, stanąć na jednej nodze i poprosić psa, żeby mnie uszczypnął. Z trudem bowiem przyszłoby mi uwierzyć, że ta piosenka i fantastyczny do niej klip, to produkcja rodzima. Bo Brighter Colours to młoda ekipa z Krakowa, a brzmi i prezentuje się jak wyjadacze sceny indie rodem z UK albo USA. Fakt, wokalista (Jake Koch), choć osiadły w Krakowie, pochodzi ze Stanów, ale reszta paczki to Polacy z krwi i kości. Przyjemnie słucha się i ogląda ludzi, którzy muzykę uprawiają z pasją i autentyczną radością. Widać to zwłaszcza w teledysku do "The Big Idea", nad którym, swoją drogą, powinni pochylić się włodarze jednego z konkursów na niezależny klip, bo ten tutaj naprawdę urzeka. Tym bardziej że wideo powstało nakładem własnym (audio zresztą też). Perkusista (Bartek Pąprowicz) im te obrazki wymyślił, nagrał i pomontował. Lecę odpalić to sobie raz jeszcze.
IGNACY PUŚLEDZKI
Francis Tuan "Samiec Omega" - mam poważny mętlik, bo nie wiem już, co tu jest na poważnie, a co dla zgrywy. Wydaje mi się, że zespół Francis Tuan próbuje balansować na granicy między dobrą piosenką a kiczem, ale kilka razy traci równowagę i stopą ląduje po tej drugiej stronie. A może właśnie robi to z premedytacją? Nie wiem! Ale wiecie co? Kupuję to! Piosenki same się nucą, z tekstami się w większości utożsamiam (tak, też gorzej walczę i lepiej uciekam), i chociaż na pierwszy rzut ucha wydają się one po prostu szyderą, bardzo dużo mówią nam (albo w sumie wam, ja mam 31 lat!) o dylematach dzisiejszych 30-latków. W dodatku uwielbiam różnorodność w muzyce, a ta płyta zaskoczy was co najmniej kilkukrotnie. Kupcie ją sobie koniecznie, bo inaczej Fryderyk zarobi trochę mniej, a wtedy nie wiadomo, czy jego luba za niego wyjdzie.
Kuba Knap "Mały Świat" - przyzwyczaił słuchaczy do kilku albumów w ciągu roku, a potem zniknął. Na szczęście Kuba Knap zamknął zespół Szefostwo w studiu i upichcił z nimi album "TipiKnapa", który ukaże się już niedługo. Ba, podobno nawet reprezentant WCK zamierza się przyłożyć mocniej do promocji! Nie wiem, czy zapowiadający płytę "Mały Świat" jest w stanie namieszać na dzisiejszej scenie - Kuba rapuje prosto i bez zbędnego popisywania się technicznymi sztuczkami, bo "wciąż ma bekę, jak się prężą debile", a tempo jest niespieszne. Dostajemy za to przesolidny groove, gęste basiwo, przyjemnie plumkającą gitarę i wpadający w ucho refren. Vibe jest niepodrabialny, grają chłopaki "tak, że aż się fajczy", ale mam obawy, że docenią tylko nieliczni. Oby nie!
ALEKSANDRA CIEŚLIK
Muzyka do filmu "Babylon" - Justin Hurwitz - Hollywood lat 20. ubiegłego wieku, imprezy, używki, tańce i dużo rozpusty - to motywy przewodnie filmu "Babylon". Reżyserem jest Damien Chazelle znany m.in. z "La La Land". Na ekranie zobaczymy m.in. piękną i zmysłową Margot Robbie czy Brada Pitta. Muzykę stworzył natomiast jego wierny kompan Justin Hurwitz. Do dawnych brzmień dorzucił trochę rock'n'rolla i house'a. "Tak brzmi rozpusta" - mówi. Soundtrack zdobył Złoty Glob oraz Oscarową (niestety, tylko) nominację. Jak podkreśla kompozytor, "ostatnią rzeczą na świecie, jaką chciał zrobić przy tym filmie, było napisanie jazzu z lat 20. XX wieku". Dlatego inspirację czerpał z rock'n'rollowych riffów, nowoczesnego house'u, EDM.
Samantha Fish & Jesse Dayton "Deathwish" - duet tych muzyków zapowiada wspólny album. "Death Wish Blues" ukaże się 19 maja. Ma pokazać, że bluesa interpretować można na wiele sposobów, również tych innowacyjnych. "Deathwish" - pierwszy singel promujący - udowadnia, że Fish i Dayton są naprawdę zgraną sceniczną parą. Ogłoszono już jesienną trasę koncertową po Wielkiej Brytanii. Bilety w sprzedaży. Ceny całkiem sensowne!
PAWEŁ WALIŃSKI
Saigon Blue Rain "Oko" - eteryczny zimnofalowy duet z Paryża, po świetnej, wydanej cztery lata temu "Pink Obsession" oferuje nam swoje czwarte nagranie. Co na nim? Rzeczy niedzisiejsze, ale korespondujące z aurą za oknem: chłodno, sennie, trochę straszno. Czyli można by powiedzieć, że w ramach gatunku absolutna klasyka. Co jednak odróżnia Saigon Blue Rain od większości przeciętnej przecież sceny i stawia ich gdzieś w okolicach Lebannon Hanover, to lekkie ukąszenie a to dream popowe, a to shoegaze'ingowe oraz fakt, że mają naprawdę fajne piosenki. Więc jeśli lubicie dyskoteki na cmentarzu, wiadomo co robić. A jeśli właśnie dowiedzieliście się, że takowe się w ogóle odbywają i to nadal całkiem duża muzyczna scena, paryżanie będą prawdopodobnie idealnym bandem, by od nich zacząć i zrobić po owej rekonesans.
Bona Fide "The Wave" - pochodzą z Kopenhagi i grają "minimalistyczny gotycki folk". Brzmi to może - dla jednych - odstręczająco, dla innych - zachęcająco. Ale faktem jest, że cudownie wstrzeliwują się w przestrzeń gdzieś pomiędzy mniej metalowymi nagraniami Chelsea Wolfe a choćby takimi tuzami folku, jak Lera Lynn, którą możecie pamiętać z drugiego sezonu serialu "Detektyw", którego była właściwie jedynym atutem. To ta pani, co grała na gitarze w knajpie, kiedy Vince Vaughn pocił sobola udając lokalnego bonza. Wracając jednak do Bona Fide... nastrój, mrok (acz nie tani i gówniarski), a przede wszystkim doskonałe piosenki. Dowód, że gdzie jest dobrze napisane i dobrze wyczute, nie trzeba właściwie nic więcej, ani wielkiej produkcji, ani świni z siodłem, ani clownów rozdających baloniki. Wyjątkowo szlachetna prostota. Kapelusz z wszawej bani, klękajcie narody! I tak, cała płyta jest tak dobra, jak ten numer.
MARCIN FLINT
Blank Gloss "Cornered" - kalifornijski duet na swojej trzeciej płycie ma dla was wysmakowany, oszczędny i niezwykle nastrojowy ambient rozpisany na gitarę, pianino oraz syntezatory. Muzyka bez słów, nienarzucająca się, bardzo przystępna, po prostu śliczna. Filmowa, deszczowa, kojąca, w sam raz na wiosenne noce.
Talib Kweli x Madlib "Air Quotes" - jeden z nowojorskich klasyków świadomego rapu wraca do formy i pomaga mu w tym gwiazda kalifornijskiej produkcji. Przekaz Kweliego nakazujący odróżnić artyzm od wytwarzania contentu, natchniony muzyczny szkic Madliba i jeszcze córka rapera z dobrą gościnną zwrotką. Do tego klip kręcony w muzeum graffiti. Czego chcieć więcej?
DAWID BARTKOWSKI
Dutch Uncles "True Entertainment" - dobrze, na samym wstępie zaznaczę, że nie jest do płyta idealna, daleko jej do doskonałości, a albumów, które próbują romansować z ejtisowym popem, każdego miesiąca jest na pęczki. Poszukajcie na streamingach - wszystkie są takie same. Wyspiarze z Dutch Uncles mają jednak swój urok. Począwszy od okładki - bardzo wymownej, co nieco zdradzającej swojską zawartość, kończąc na muzyce. Czasami ciepłej i relaksującej, która sprawia, że wiele rzeczy robi się lepiej, innym razem smutnej i nakazującej chwilę przystopować. Dobrym tłem jest wyrachowana "In Salvia", uśmiechająca się w stronę Prince'a odkrywającego MPB "Tropigala (2 to 5)", czy bawiące się tempem "End Belief", które mogłoby być odkurzone z katalogu ABC. Ciekawsze to niż fajne, ale grzechem byłoby pominąć.
Wzgórze Ya-Pa 3 "Park (DJ Eprom Version)" - wiele rzeczy lepiej smakuje niż pierwszy gibon, ale refren, którym oferuje Borixon imponuje swoją prostotą, jest absurdalnie chwytliwy. Podobnie jest z podkładem - boom-bapowe cudo, które wykreował DJ Eprom może zawstydzić kolegów, którzy próbowali okiełznać sampler w okolicach 1995 roku, a i po każdym kolejnym seansie kark boli jeszcze bardziej. Wojtas ze śp. Radoskórem (stara zwrotka wkomponowana między twórczość kolegów) płyną w doskonale znanym stylu. Jeśli jest to jednorazowy strzał to w piątkę. Znaczy się dziesiątkę.
ANNA NICZ
Myslovitz "Wszystkie narkotyki świata" - od jakiegoś czasu nie wyskakuje z mojego odtwarzacza, obecnie zapętlona na utworze "Dziewczyna z wiersza Lennona". Wbrew temu, co mówi tytuł pierwszego singla promującego płytę, "Wszystkie narkotyki świata" są nie tylko o miłości. Przekaz jest bardzo uniwersalny, opowiada o całym wachlarzu uczuć i relacji. Tych nagłych, niespodziewanych, i tych długo dojrzewających. Gdybym miała zestawić tę płytę z inną z dyskografii grupy, wybrałabym "Miłość w czasach popkultury". "Wszystkie narkotyki..." to taka "Miłość..." po dziesięciu latach w Polsce. A nawet po prawie 24 latach dorastania, zbierania doświadczeń, godzenia się z różnymi procesami i mierzenia się z własną legendą. Wszystko to ubrane w naprawdę dobrze napisane piosenki, które nie chcą wyjść z głowy.