Chłopcy Kontra Basia: Lęk przed końcem świata jest jak drzemiący wulkan
Zagłada ludzkości i naszej planety, podobieństwa między Persami i Polakami oraz dostosowywanie starych legend do czasów współczesnych, to tylko niektóre tematy poruszone w wywiadzie Interii z Barbarą Derlak z grupy Chłopcy Kontra Basia.
11 września ukaże się drugi album studyjny grupy Chłopcy Kontra Basia (Barbara Derlak, Marcin Nenko, Tomasz Waldowski) pt. "O", na którym znalazło się 11 kompozycji. Wszystkie utwory to interpretacje pradawnych wierzeń i opowieści, które zespół odkurzył na potrzeby nowego materiału. Album promuje numer "O Wielkiej", do którego powstał również teledysk. Grupa w tym roku miała okazję supportować Lenny'ego Kravitza, a także współpracować m.in. z Voo Voo.
Daniel Kiełbasa, Interia: Na początek chciałbym zapytać o piosenkę dotyczącą Tomasza klarnecisty. W waszym tekście był on tak popularny, że po śmierci chciał go przy sobie sam Bóg. Czy Tomasz byłby współcześnie gwiazdą popu/rocka i miałby miliony fanek na całym świecie?
Barbara Derlak, Chłopcy Kontra Basia: - Owszem! Zwróć uwagę, że Tomasza po śmierci chciał mieć przy sobie nie tylko Bóg, ale i Diabeł. A balansowanie pomiędzy dwiema stronami mocy, to zdaje się, element składowy biografii największych gwiazd rock'n'rolla.
Zacząłem od takiego pytania, bo w sumie jestem ciekaw, czy twoim zdaniem wasze teksty, inspirowane starymi legendami i historiami, mają przełożenie na dzisiejszą rzeczywistość?
- Naturalnie. Pradawna bajka przekazuje uniwersalną prawdę o człowieku. Tak też starałam się skomponować nasze teksty - aby dały się interpretować na poziomie fantastycznym, ale i aktualnym.
Skoro więc jesteśmy przy waszych piosenkach i ich nowoczesnych interpretacjach. Mam wrażenie, że w kompozycji "O czarnym mieście", pokazujecie, że także i w przeszłości człowiek był uzależniony od technologii. W tym przypadku od zegarów.
- Korci mnie żeby zdradzić, jaka myśl przyświecała mi, gdy pisałam "O czarnym mieście", ale powstrzymam się. Obawiam się, że wypadłabym dosyć blado przy twojej interpretacji! Cóż, mogę się tylko cieszyć, że kawałki z "O" dają się czytać na wiele sposobów; że zaczynają żyć własnym życiem.
"O dwóch górach" natomiast traktuje o końcu świata. Nie macie wrażenia, że obecnie nikt tak naprawdę nie lęka się Armagedonu?- Lęk przed końcem świata jest jak drzemiący wulkan. Zwróć uwagę, że co jakiś czas słyszymy o zapomnianej przepowiedni Sybilli, zbliżającej się komecie, charyzmatycznym proroku, który miałby rozszyfrować wiadomość z Biblii albo z gwiazd. Tego typu rewelacje regularnie porywają tłumy. Poza tym, jeśli nawet uznamy, że nikt nie wierzy w spektakularny armagedon, to trudno zaprzeczyć istnieniu bardzo wielu głosów wieszczących ziemi i ludzkości powolny upadek. Przed płytą zapewne przeczytałaś sporo starych historii. W tych przekazach apokalipsa zapewne wyglądała dużo barwniej niż uderzenie komety?- Oj tak. Koniec świata to barwny, poruszający i często pojawiający się w dawnych tekstach motyw. Pieśni dziadowskie opowiadają o upadku moralności, wielkiej wojnie, przemieszaniu się porządków; święte pisma i apokryfy o zlewaniu się oceanów, unoszeniu się gór, objawieniu bestii. Albo weźmy legendę o świętokrzyskim pielgrzymie Emeryku: Emeryk zaklęty w posąg przemieszcza się codziennie o jedną drobinę piasku. Koniec świata nastąpi wraz z jego przybyciem do celu. Piękne!
Zobacz klip "O Wielkiej":
Pierwsze pytanie dotyczyło popularności stworzonej postaci. Teraz chciałem dowiedzieć się, czy w zespole odczuwacie minimalny wzrost popularności. Nie chodzi mi tu nawet o udział w "Must Be The Music", bo to przecież było aż trzy lata temu, ale o ostatnie wasze działania i współprace. Koncert przed Kravitzem, współpraca m.in. z Voo Voo...
- Owszem! Z uwagą śledzimy losy naszej twórczości i muszę przyznać, że ta sobie całkiem radzi. Od kiedy wydaliśmy płytę pod szyldem World Music Network nasza muzyka pojawia się w stacjach radiowych w Estonii, Stanach, Nowej Zelandii. Recenzje zaś w językach angielskim, szwedzkim, indonezyjskim. Odbiorców przybywa nam z każdym koncertem i spektaklem (a gramy w dwóch: "Morfinie" i "Portrecie Damy"). Na szczęście, promocja naszej twórczości nie idzie - chwała Bogu - ze wzrostem popularności nas samych.
Kończąc wątek koncertu w Gdańsku (Lenny Kravitz 8 sierpnia wystąpił na PGE Arena - przyp. red.). Graliście kiedyś przed większą publiką? Jak przyjęto wasz materiał, który może wymagać odrobiny większego skupienia?
- Dla tak dużej publiczności zagraliśmy pierwszy raz. Było to wyzwanie, zarówno w kwestii ilości widzów jak i charakteru imprezy - wszak była to publiczność przygotowana na głośne, amerykańskie granie. Ku mojemu zaskoczeniu dostaliśmy mnóstwo wiadomości od osób, które zobaczyły nas w Gdańsku po raz pierwszy i uznały nas za nowe i frapujące zjawisko.
W ostatnim czasie mieliście też okazję wziąć udział w projekcie dot. osoby Grzegorza Ciechowskiego i jako jedyni ze wszystkich wykonawców postanowiliście zinterpretować jedną z piosenek z płyty "ojDADAna". Pewnie pamiętacie, jak sporo kontrowersji wzbudził ten album...
- Ależ oczywiście. Płyta "ojDADAna" sprawiła, że tu i ówdzie zawrzało, a Grzegorz z Ciechowa bywał oskarżany o bezprawne i niewłaściwe traktowanie artystów ludowych. Jednak mój osobisty niepokój związany z wykonaniem kontrowersyjnego dzieła załagodził sam śp. Grzegorz Ciechowski - w jednym z wywiadów dosadnie sformułował swój podziw i pokorę wobec kultury tradycyjnej i jej twórców. Z lżejszym zatem sumieniem zabraliśmy się za ponowną interpretację pieśni "A gdzież moje kare konie", którą na płycie "ojDADAna" wykonuje Stefania Gadzińska.
Płynnie przechodząc od Ciechowskiego do waszego zespołu. Myślicie, że w dzisiejszych czasach płyta oparta tak mocno na ludowych legendach i zamierzchłych historiach może podbić listy przebojów?
- Nie sądzę. Ale nie jest to powód, dla którego mielibyśmy zmieniać front. Jak powiedział Nick Cave: "moja muza to nie koń". Nie mamy ambicji walczyć o wysokie miejsca w plebiscytach. Za to mamy ambicje dobrze i rzetelnie wykonywać swoją pracę.
Zobacz klip Grzegorza z Ciechowa "A gdzież moje kare konie":
Wracając do waszej płyty. W większości czerpiesz pomysły z regionalnych wierzeń z terenu Polski, ale zdarza ci się również poszukać inspiracji gdzieś indziej. Skąd pomysł na wykorzystanie irańskiej legendy?
- Z eposem Szachname, skąd pochodzi nasz Król-Wąż, zapoznałam się na studiach. Uczęszczałam tam na zajęcia z kosmologii Iranu do dr Elżbiety Wnuk-Lisowskiej. To był bardzo inspirujący kurs.
Słuchając "O Królu-Wężu" miałem wrażenie, nieco mylne, że to jest historia odrobinę podobna do naszego Szewczyka Dratewki. Potem doczytałem i dowiedziałem się, że ta historia ma również wiele z naszej legendy o Popielu. Jest w kulturze perskiej więcej takich legend, które moglibyśmy odczytać jako nasze?
- O! To pytanie na pewno obudziłoby emocje w pewnym żyjącym w XIX w. orientaliście i dyplomacie. Mowa o Ignacym Pietraszewskim. Wyobraź sobie, że pan Ignacy na podstawie podobieństw między językiem polskim, a staroperskim wysnuł teorię, jakoby historie z kart świętego pisma Persów - Awesty miałyby się wydarzyć na ziemiach polskich. Polacy zaś mieliby być potomkami Persów, przyprowadzonych przez proroka Zaratusztrę w okolicy jeziora.... (skoro mówimy o Popielu)... Gopło! Muszę tu dodać, że hipoteza ta była jeszcze za życia Pietraszewskiego traktowana jak gruszki na wierzbie. Niemniej jednak, podobieństw między - wydawałoby się - odległymi od siebie kulturami Europy, Persji, Indii jest wiele. Przyjmuje się, że łączy nas jeden praindoeuropejski rdzeń, o czym Pietraszewski jeszcze nie wiedział.
Na koniec chciałbym zapytać o chór w ostatnim utworze. Skąd taki pomysł? Chodziło o wzmocnienie przekazu?
- Wykonanie "Wieczerzy" wieńczącej płytę jest naszym ukłonem w kierunku tego, co było - płyty "Oj tak!" i tamtego etapu w naszym życiu. Chóralna interpretacja także nie jest dziełem przypadku. Będąc nastolatką śpiewałam w chórze Państwowej Szkoły Muzycznej w Chełmie pod batutą Krzysztofa Weresińskiego, którego kompozycje zawsze wprawiały mnie w osłupienie. Opracowanie "Wieczerzy" oraz przygotowanie chóru Partychóra Ensemble - to właśnie jego dzieło.
Zobacz klip "Oj tak!":