Baby Lasagna: "Nie jestem artystą jednej piosenki" [WYWIAD]

Na początku ubiegłego roku, nie był znany nikomu spoza rodzimej Chorwacji. Wszystko zmieniło się w połowie roku, wraz z jego występem na Eurowizji, gdzie z utworem "Rim Tim Tagi Dim" zajął drugie miejsce. Baby Lasagna, po ponad połowie roku od tamtych wydarzeń, nareszcie wydaje debiutancki krążek - "DMNS & MOSQUITOES". Z tej okazji porozmawialiśmy z nim o kulisach powstawania albumu oraz zbliżających się jego koncertach w Polsce.

Baby Lasagna
Baby LasagnaInt SeoAgencja FORUM

Wiktor Fejkiel (Interia Muzyka): Po tylu wydanych singlach, przyszła pora na twój debiutancki krążek - "DMNS & MOSQUITOES". Jakie odczuwasz emocje dookoła premiery?

Baby Lasagna: Szczerze mówiąc, jakoś szczególnie tego nie czuję, że album wychodzi. Nie czuję ani strachu, ani jakiegoś szczególnego podekscytowania. To wszystko wydaje mi się takie… normalne. "DMNS & MOSQUITOES" to kolejny krok w mojej karierze, ale nie mam zbytnio czasu, by jakoś dłużej o nim myśleć. Piszę już następne piosenki, które docelowo chcę, by znalazły się na drugim krążku i płynę dalej. Bardzo nie mogę doczekać się reakcji moich fanów. To jedyne emocje, jakie odczuwam dookoła premiery - ciekawość, jak (krążek) zostanie przyjęty.

Wszystkie dotychczas wydane przez ciebie utwory, znalazły się na tym krążku. Można więc traktować go, jako podsumowanie twojej dotychczasowej kariery?

Tak naprawdę żaden z tych utworów nie był pisany dla projektu "Baby Lasagna". Pisałem je głównie dla doskonalenia swojego warsztatu songwriterskiego, bo wcześniej zdarzało mi się tworzyć dla innych zespołów. Te piosenki są jednak o tyle wyjątkowe, że nie musiałem dostosowywać się do czyjegoś stylu. Były moim własnym sposobem na wyrażenie swoich emocji.

Skąd u ciebie pomysł na taką okładkę? Ten balon, który sam pompujesz, ma jakieś paraboliczne znaczenie?

Bardzo długo ten projekt właściwie nie istniał. Nie planowałem tak szybko wydawać albumu. Tak jak mówiłem, tworzyłem piosenki, ale nie myślałem o nich jak o spójnej całości. Gdy pojechałem na Eurowizję zrozumiałem, jak dużo rzeczy wokół mnie zaczyna się dziać i uznaliśmy, że warto wydać album. Dosłownie w dzień półfinału rozmawiałem z ilustratorem i powiedziałem mu, że potrzebuję okładkę. On wysłał mi kilka propozycji i ta spodobała mi się najbardziej. Nie planowałem tam zawierać jakiejś ukrytej symboliki - po prostu uznałem, że wygląda świetnie (śmiech). Ogólnie wszystko, co ostatnio się dzieje wokół Baby Lasagny, jest dość chaotyczne. Koncerty, okładka, album, produkcja - nie było czasu na jakieś głębsze analizy. To wszystko dobrze oddaje moją osobowość. Nie jestem osobą, która analizuje wszystko na milion sposobów. Raczej jest to na zasadzie "zróbmy cokolwiek i jedźmy dalej".

W swoim pierwszym wydanym utworze "IG BOY" śpiewasz przekornie, że chcesz być gwiazdą Instagrama. Masz wrażenie, jakbyś sobie trochę to wywróżył?

Nie do końca. Gdy myślę o "IG BOY", mam głównie na myśli influencerów, którzy w jednym reelsie potrafią mówić o sensie życia, czy dają najróżniejsze porady. Albo są zbyt polityczni, albo cały czas próbują sprzedawać swoją mądrość, której do końca nie mają. W tej piosence chciałem ukazać ich absurd i trochę się ponabijać. Więc mam nadzieję, że w oczach innych daleko mi jeszcze do bycia takim "IG BOY".

Tak jak już wspominałem, wszystkie utwory, które opublikowałeś, znalazły się na "DMNS & MOSQUITOES". Gdzie odnajdujesz spójność na tym krążku? W jaki sposób próbowałeś połączyć ze sobą tracki, które dzieli tyle czasu?

Głupio się przyznać, ale podobnie jak z okładką - zbytnio nie miałem na to żadnej większej wizji. Ja po prostu pisałem piosenki - to jedyna rzecz, którą naprawdę umiem robić (śmiech). Jedyny wspólny mianownik, to odzwierciedlenie moich uczuć, w momencie ich pisania. Demony, komary, irytacja na influencerów czy miłość do żony. Pisałem po prostu o tym, co było dla mnie na tamtą chwilę istotne.

Można więc przyjąć, że różnorodność okazuje się kluczowym słowem. Z jednej strony taka "Baila", gdzie eksperymentujesz z latynoskimi rytmami, z drugiej znacznie spokojniejsze "And I". Umiałbyś wskazać, w których klimatach czujesz się najlepiej?

Gdy już w pełni powstanie drugi album - a tak jak mówiłem, zaczęliśmy już go pisać - to myślę, że pójdziemy bardziej w kierunku utworów takich jak: "Biggie Boom Boom", "IG BOY" czy "Rim Tim Tagi Dim". Zależy mi, by był znacznie ciemniejszy, z wieloma wręcz agresywnymi brzmieniami. Eksperymentowanie, jak wspomniana przez ciebie "Baila", było fajne, ale na pierwszy album. Teraz muszę już zacząć się określać, żeby ludzie wiedzieli, czego po Baby Lasagni w ogóle się spodziewać. I coś czuję, że będzie jeszcze mroczniej i jeszcze ostrzej.

Tworząc krążek, starasz się nim trafić do chorwackiej publiczności czy europejskiej?

Zdecydowanie chciałbym dotrzeć do szerszej publiczności. W Chorwacji ludzie rzadko słuchają anglojęzycznych piosenek od lokalnych artystów. Więc Europa jest dość naturalna. Muszę się natomiast przyznać, że planuję napisać kilka utworów po chorwacku, by grając koncerty u siebie, sprawić trochę przyjemności domowej publiczności.

Patrząc na krążek całościowo - skąd czerpałeś inspiracje do tworzenia takich melodii?

Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie. Wiele różnych historii pojawiało się, w zależności od utworu. Tytułowe "Demons and Mosquitoes" pojawiło się, gdy pewnej nocy obudził mnie atak lękowy, a na dodatek strasznie gryzły wtedy komary. Opowiedziałem o tym mojej żonie, na co ona stwierdziła: "No tak, demony i komary nie dały ci spać". Pomyślałem, że brzmi to na tyle świetnie, że postaram się to wykorzystać w pisaniu. Z "Biggie Boom Boom" na przykład była kompletnie inna historia. Chciałem wyobrazić sobie lęk, jako dziewczynę, która się ze mnie nabija. Paradoksalnie nie ma tu jakiejś wielkiej wizji. Różne moje historie przeplatają się w różnych moich piosenkach.

Dużo na tym krążku jest zabawy tekstem, jak w "Rim Tim Tagi Dim", "Again", czy "Biggie Biggie Boom" - chciałeś by takie zabiegi były znakiem rozpoznawczym Baby Lasagna?

To kolejna rzecz, która wychodzi ode mnie bardzo naturalnie. Nie myślę o tym, jako "znak rozpoznawczy". Lubię, gdy teksty mają w sobie coś rytmicznego, wpadającego w ucho. Czasem jedno przypadkowe słowo może stać się kluczowym elementem piosenki. Jeśli ludzie zaczynają kojarzyć to z Baby Lasagna to super, ale nie robię tego celowo.

Na "DMNS & MOSQUITOES" znajduje się również twój eurowizyjny hit "Rim Tim Tagi Dim", który można powiedzieć, że wtopił się w pozostałe. Czujesz, że udało już się zerwać z łatką "one-hit wonder"?

Chyba jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Choć jeśli spojrzymy na liczby, czy reakcje ludzi na koncertach, to widać, że nie słuchają tylko "Rim Tim Tagi Dim". Ale to czas pokaże, czy uda mi się całkowicie zerwać z łatką "one-hit wonder". Mam szczerą nadzieję, że ten album pomoże mi udowodnić, że Baby Lasagna to coś więcej, niż ten jeden przebój.

W ubiegłorocznym wywiadzie dla Interii, przyznałeś, że ostatnie koncerty we Wrocławiu i Warszawie były najlepszymi, jakie zagrałeś dotychczas. Po skończonej trasie, nadal utrzymujesz zdanie?

Zdecydowanie. Za chwilę ruszamy w wiosenną odsłonę trasy i już nie mogę się doczekać koncertów w Polsce. Polska publiczność była najgłośniejsza, najbardziej szalona. Prawie wszyscy ludzie znali teksty, mimo że piosenki jeszcze nie wyszły. W Polsce wiem, że nie jestem artystą jednej piosenki, bo energia na przykładowo "Hypocritical", "Biggie Boom Boom" czy "Rim Tim Tagi Dim" była taka sama. Tam czuję się jak muzyk, a nie tylko "ten gość z Eurowizji".

Na sam koniec, czy masz swojego faworyta w Dorze - chorwackich preselekcjach do Eurowizji 2025?

Na razie mam trzech lub czterech. Postawiłbym jednak na na Ogenj - genialne połączenie punku i metalu. Ale zobaczymy co i jak, bo jeszcze czekają nas występy na żywo, zanim podejmiemy ostateczną decyzję.

Tatiana Okupnik wspomina wstydliwą wpadkę na scenieTVP