Reklama

"Najważniejsza jest muzyka"

Fonograficzny debiut bostońskiej grupy Godsmack zawierał mieszankę numetalowych gitar i klasycznych, rockowych dźwięków. Płyta wydana w 1998 r. sprzedała się w 4 milionach egzemplarzy. Niewiele gorzej poradził sobie drugi album "Awake", który w samych tylko Stanach Zjednoczonych znalazł 2 miliony nabywców. W tej sytuacji nie dziwi, że na trzecie wydawnictwo sygnowane nazwą Godsmack czekano z niecierpliwością. Krążek, który miał się początkowo nazywać "Releasing The Demons", ostatecznie zatytułowany został "Faceless", a w sklepach pojawił się w kwietniu 2003 roku. Z tej okazji z Robbiem Merrillem, basistą Godsmack, Łukasz Wawro rozmawiał o zmianie tytułu, współpracy z nowym perkusistą i zawartości albumu.

Wasz pierwszy album był bardzo pozytywnym zaskoczeniem, dzięki "Awake" ugruntowaliście pozycję Godsmack i wielu fanów czekało na kolejne wydawnictwo z niecierpliwością. Ciężko było wam nagrywać "Faceless" pod tak dużą presją?

Tak naprawdę nie czuliśmy chyba zbyt wielkiej presji. Dużo większe ciśnienie towarzyszyło nagrywaniu drugiego albumu. Poza tym wcześniej zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę, więc mieliśmy okazję wypocząć. Ważne jest też to, że nagrywaliśmy w specjalnie wynajętym do tego celu domu, mieszkaliśmy razem, komponowaliśmy i świetnie się przy tym bawiliśmy. Tak więc zupełnie nie czuliśmy jakiejkolwiek presji.

Reklama

A czy ciężko było rozpocząć komponowanie nowych utworów po tym, jak Tommy Stewart, wasz perkusista, opuścił zespół?

Nie, tak naprawdę to było bardzo łatwe, chociażby dlatego, że Shannon [Larkin, nowy nabytek zespołu - przyp. red.] gra dokładnie w tym samym stylu co Sully [Erna - przyp. red.]. To właśnie Sully nagrywał perkusję na dwóch pierwszych płytach, Tommy grał na perkusji tylko na koncertach. Tak więc tak naprawdę było nam teraz dużo łatwiej, bo Shannon zajął się perkusją, a Sully mógł się skupić na czymś innym.

Czy Shannon miał szansę wziąć udział w komponowaniu nowych utworów, czy też, kiedy dołączył do zespołu, wszystkie kawałki były już napisane?

Część z nich była już napisana, ale nie wszystkie. Sporo utworów powstało podczas prób, były też takie, które zostały napisane dopiero w studiu.

Czy wiesz, co teraz porabia Tommy, czy zupełnie cię to nie interesuje?

Nie, dlaczego? Interesuje mnie to, Tommy to świetny gość. Z tego co wiem, założył nowy zespół i podpisał kontrakt z nową wytwórnia Aarona ze Staind. Nie pamiętam, niestety, nazwy tego projektu. Wiem, że w tej chwili nagrywają album w Los Angeles.

Część utworów, które ostatecznie znalazły się na "Awake", napisanych zostało dużo wcześniej, tyle że nie zmieściły się one na waszym debiutanckim krążku. Czy podobna sytuacja zdarzyła się w przypadku najnowszego albumu?

Nie, wszystkie kompozycje z "Faceless" powstały w ciągu ostatniego roku. Mieliśmy trochę czasu, by się tym zająć. "I Stand Alone" powstał podczas przerwy w trasie koncertowej i różnił się nieco od naszych poprzednich nagrań. Wtedy też zaczęła się w nas jakaś przemiana, zaczęliśmy podążać w nowym kierunku, dlatego postanowiliśmy zatrudnić do produkcji albumu Davida Bottrilla.

I jak się współpracowało z Davidem?

Świetnie. To było bardzo miłe doświadczenie, a praca z nim sprawiła nam ogromną przyjemność, chociaż trzeba przyznać, że wycisnął z nas siódme poty.

Jak duży był jego wpływ na zawartość albumu?

Myślę, że całkiem spory. Zajmował się nie tylko stroną producencką, ale też dawał nam całe mnóstwo rad, no i wiadomo, że to on w głównej mierze odpowiada za brzmienie albumu. Tym razem pracowaliśmy bardzo ciężko. Przy pierwszych albumach nagrywanie trwało dzień, czy półtorej, a tym razem zdarzało nam się, że sesje trwały przez tydzień, po dwanaście godzin dziennie.

Wygląda na to, że naprawdę ciężko harowaliście.

Tak, ale naprawdę było warto. Słychać to na najnowszym albumie.

Myślisz, że możliwe jest porównanie pomiędzy "Awake" i "Faceless"?

Wydaje mi się, że na "Faceless" jesteśmy bardziej dojrzali. Muzyka jest tak samo ciężka, jak na dwóch poprzednich krążkach, więcej jest tu jednak melodii. Poza tym znowu powracają solówki gitarowe. Ciekawy jestem, jak ludzie to odbiorą.

Początkowo album miał być zatytułowany "Releasing The Demons". Później zdecydowaliście się na "Faceless" [bezimienny, anonimowy], podobno dlatego, że w porównaniu z takimi zespołami, jak 'N Sync, wciąż czujecie się anonimowi. To jedyny powód? Wydaje mi się bowiem, że wcale nie jesteście anonimowi, a wręcz przeciwnie.

Wydawało nam się, że tytuł "Releasing The Demons" jest nieco przestarzały i nie jest tak uniwersalny. Wydaje nam się, że słowo i tytuł "Faceless" są ponadczasowe. To tak jak z "czarnym" albumem Metalliki - ta płyta jest ponadczasowa. Sporo natomiast prawdy jest w tym, że czujemy się nieco anonimowi. Oczywiście, wielu ludzi wie kim jesteśmy, ale nie budzimy takiego szacunku, jaki byśmy chcieli mieć. Wiesz, nie grają nas w MTV tak często, jak powinni, nie zajmujemy zbyt dużo miejsca w piśmie "Rolling Stone" itd. Nasi fani są niesamowici i traktują nas wspaniale, ale media ciągle nas ignorują.

Ciężko było dojść do miejsca, w którym się obecnie znajdujecie?

Ciężko powiedzieć, bo tak naprawdę jesteśmy tylko sobą, ciężko pracujemy i nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, co udało nam się osiągnąć. Zajmujemy się tylko tym, by płyta była świetna, a nie zauważamy tego, że wielu ludzi na nią czeka.

W takim razie musicie przyjechać na koncert do Polski i wtedy zauważycie na pewno.

Tak (śmiech). Byłoby świetnie. Póki co będziemy pojawiać się w Niemczech.

A może by tak pojechać kilka kilometrów dalej i jednak zawitać do Polski?

W przyszłości mamy w planach bardzo duże tournee po Europie, więc kto wie, co może się wydarzyć?

Tony Rombola, wasz gitarzysta, powiedział, że właśnie koncerty są tym, co nadaje sens grze w zespole. Ty też zgodzisz się z tą opinią?

W zasadzie podobają mi się wszelkie aspekty działalności w zespole, chociaż faktycznie koncerty są czymś niesamowitym, spotykasz się z ludźmi, jest mnóstwo energii i cała twoja praca nabiera sensu.

Wiem, że w bardzo ważny był dla was noworoczny koncert z Grumpy i Sevendust, zagrany na Florydzie. I jak się grało? Przypuszczam, że zagraliście już kilka kawałków z "Faceless".

Niestety, nie zagraliśmy ani jednej nowej piosenki, bo baliśmy się, że natychmiast wydadzą je piraci. Ale sam koncert był świetny.

Nie pytałem cię jeszcze o okładkę albumu. Czyj to pomysł?

Wydaje mi się, że to dzieło Sully'ego. Nie pamiętam dokładnie, kiedy pojawił się ten pomysł. Chyba coś w tym stylu pojawiło się w jednym z magazynów, daliśmy to kilku artystom, a efekt jest taki, jak widać na okładce. Jesteśmy z niego bardzo zadowoleni.

A jak doszło do powtórnej współpracy z Deanem Karrem, tym samym, który swego czasu nakręcił teledysk do "Voodoo"?

Braliśmy pod uwagę dwóch, albo trzech reżyserów. Dobrze pamiętaliśmy współpracę z Deanem, bo pracowało się z nim świetnie. Poza tym "Voodoo" to genialne wideo, zdecydowanie jeden z naszych najlepszych teledysków. Wybór nie był więc zbyt trudny.

Część waszej strony internetowej jest jeszcze niegotowa? Powiedz mi, co będziemy mogli znaleźć w dzienniku, który znajduje się na godsmack.com?

To ciężkie pytanie i nie jestem chyba osobą, którą powinieneś o to pytać. Zupełnie nie jestem zaanagażowany w powstawanie strony. Najlepiej byłoby zapytać kogoś z wytwórni płytowej, chociaż oczywiście teksty, jakie będą się tam pojawiać, zamierzamy pisać osobiście. Póki co nie znam szczegółów, jaki jest pomysł na tę witrynę.

Wróćmy na moment do przeszłości. Przeczytałem, że Sully nagrywając linię wokalną do "Voodoo", był pod mocnym wpływem używek i śpiewał leżąc samotnie w ciemnym studiu. Czy to prawda, czy tylko plotka?

Tak właśnie było. Pamiętam, że bardzo mu zależało na tym, by przed zaśpiewaniem tego utworu wprowadzić się w odpowiedni nastrój. Poprosił o wyłączenie wszystkich świateł, zapalonych było tylko kilka świeć.

Po tragedii z 11 września, postanowiliście przeznaczyć wszystkie zyski z koncertów na cele charytatywne, widać więc, że angażujecie się w tematy społeczne, czy polityczne. Chciałbym w związku z tym zapytać, co sądzisz o polityce Busha wobec Iraku?

Nie zajmuję się polityką, nienawidzę polityki. Wydaje mi się, że wojna jest rozwiązaniem zupełnie do kitu i można by znaleźć inny sposób wyjścia z tej sytuacji. Powinniśmy przestać rządzić się na całym świecie. Ale - tak jak wspomniałem - nie za bardzo interesuję się polityką. Najważniejsza jest muzyka.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: wydawnictwo | voodoo | koncert | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy