Reklama

"Jesteśmy perfekcjonistami"

Grubo ponad cztery lata kazali nam czekać na następcę rewelacyjnie przyjętego albumu "A Night At The Opera" z 2002 roku. Doskonałym singlem "Fly", na którego punkcie oszalała nie tylko cała Japonia, podgrzali atmosferę napięcia do granic możliwości. Ze świeżym podejściem do własnej muzyki, zmianą na pozycji perkusisty i nowym kontraktem, "A Twist In The Myth" już teraz staje się jedną z najważniejszych pozycji w ponaddwudziestoletniej historii niemieckiego Blind Guardian. Ważący każde słowo wokalista Hansi Kürsch i jak zawsze rozemocjonowany gitarzysta Marcus Siepen zdradzili Bartoszowi Donarskiemu, gdzie leży tajemnica sukcesu jednej z największych gwiazd muzyki metalowej. Muzycy Blind Guardian podzielili się też swoimi wrażeniami z mundialu w Niemczech oraz opowiedzieli nam o przygotowywanej od blisko 10 lat, w pełni orkiestralnej płycie, której premiera zbliża się coraz większymi krokami.

Album już gotowy. To chyba zawsze wyjątkowe uczucie.

Marcus Siepen: Jasne. Zwłaszcza, że przez tak długi czas żyjesz pod presją, starasz się zagrać i skonstruować te utwory, jak najlepiej potrafisz. To też pewnego rodzaju ulga, że wszystko zostało już zrobione i jesteśmy gotowi do wyruszenie w trasę, zaprezentowania fanom nowej muzyki. Zakończenie takiego procesu to zawsze wspaniałe uczucie.

Jesteśmy również podekscytowani tym, jak na ten album zareagują fani. Dla mnie to najwspanialsza rzecz w życiu muzyka. Pisanie utworów i nadawanie im kształtu w studiu jest też świetnie, ale najlepsze chwilę są, gdy wychodzimy na scenę i czujemy bezpośredni kontakt z ludźmi. Na koncercie można zaobserwować, co o tym sądzą fani. I jeśli widzisz, że kilkutysięczny tłum dostaje na punkcie tych utworów świra - nie ma nic lepszego.

Reklama

Hansi Kürsch: Ten album jest dla nas również szczególny ze względu na dołączenie do naszego składu nowego perkusisty Fredrika. Ten wakat w końcu został objęty i to uczucie jest wspaniałe. Uważam też, że udało nam się osiągnąć cele, jakie postawiliśmy przez sobą, tak w trakcie pisania muzyki, jak i jej produkcji. Ta płyta wyszła nam tak, jak to sobie zaplanowaliśmy jeszcze przed przystąpieniem do jakichkolwiek prac.

Premiery trzech ostatnich albumów Blind Guardian oddzielają 3-4 lata przerwy. Czy aż tak długi okres czasu między płytami jest wam rzeczywiście potrzebny, aby wszystko poskładać od początku do końca? Może są jeszcze jakieś inne sprawy, które wydłużają ten proces?

Marcus Siepen: Jest ich wiele. Ludzie nie zwracają uwagi na to, że przez ostatnie cztery lata byliśmy niesamowicie zajęci. Zwróć uwagę, że w 2002 roku wydaliśmy "A Night At The Opera", a zaraz potem wyruszyliśmy w drogę na półtora roku. Te koncerty zakończyły się, o ile się nie mylę, w listopadzie 2003 r.

W międzyczasie nagraliśmy i wypuściliśmy na rynek płytę koncertową, tuż po ukończeniu tego tournee rozpoczęliśmy pracę nad DVD, którego premiera miała miejsce w roku 2004. Dopięcie do końca tego przedsięwzięcia zajęło nam kolejne sześć miesięcy, bo nigdy wcześniej nie robiliśmy tego typu rzeczy. No i od razu po DVD skoncentrowaliśmy się na pisaniu utworów na nowy album, co znów pochłonęło nam około roku.

Dalej nagrania - następny rok, a teraz zajmujemy się promocją. Jak widzisz, byliśmy cały czas zajęci. Żadna przerwa nie wchodziła nawet w rachubę. Nie byczyliśmy się na plaży czy coś takiego (śmiech). Nie jesteśmy też zespołem, który potrafiłby tworzyć nową muzykę na trasach. My musimy być w domu, mieć wolne głowy od wszelkich innych kwestii. Tylko w takich warunkach piszemy nowy materiał. Właśnie dlatego tak długo to zawsze trwa. Teraz ponownie szykujemy się do półtorarocznego podróżowania. Za tworzenie nowych kompozycji, najwcześniej, zabierzemy się pod koniec 2007 roku.

Zapytałem o te przerwy, bo w latach 90. wasze płyty ukazywały się częściej, praktycznie co roku. Ale może dziś, to, co gracie jest o wiele bardziej złożone i stąd potrzebujecie więcej czasu niż dawniej.

Marcus Siepen: To również jedna z przyczyn. Masz rację, nasza muzyka staje się coraz bardziej złożona. Jeśli, na ten przykład, porównasz album "Tales From The Twilight World" (1991) i "Nightfall In The Middle-Earth" (1998), różnica w tym, co dzieje się w utworach jest olbrzymia. W związku z tym pisanie i nagrywanie takich kompozycji wymaga większej ilości czasu. A kolejną różnica jest to, że wtedy nie graliśmy aż tak wielu tras. Tournee do "Somewhere Far Beyond" (1992) trwało zaledwie trzy miesiące. Teraz jest to o wiele, wiele więcej. To zupełnie inne sytuacje.

Co zatem najbardziej wyróżnia "A Twist In The Myth" spośród wszystkich waszych dotychczasowych dokonań? Gdzie widzicie największe różnice?

Marcus Siepen: Zdawaliśmy sobie sprawę z faktu, że po "A Night At The Opera" będziemy musieli zmienić kierunek naszej muzyki. Nie widzieliśmy sensu w podążaniu tą samą drogą. Szczególnie w takich utworach, jak "And Then There Was Silence" dotarliśmy do granic tego, co można zrobić z taką muzyką. Przebicie tego nagraniem, powiedzmy 30-minutowej kompozycji z czterema podtytułami byłoby trochę głupie.

Dlatego zdecydowaliśmy się pójść w zupełnie inną stronę, co słychać na "A Twist In The Myth". Album jest bardziej dosadny, zawiera mniej orkiestracji, gitarowych harmonii i chórów. Można nawet powiedzieć, że towarzyszy temu uczucie powrotu do korzeni. To, co tym razem zrobiliśmy ma więcej wspólnego ze starymi płytami, niż najnowszą historią tego zespołu. Zawsze jednak staramy się przemycić do muzyki różne wpływy, tak aby utwory były nadal ciekawe dla nas, jak i dla fanów. "A Twist In The Myth" stał się tym samym niejako pomostem łączącym przeszłość z przyszłością, każdy aspekt naszego grania.

Hansi Kürsch: Chodziło nam też o zachowanie wysokiej jakości tego wszystkiego, co dotychczas zrobiliśmy. Największą różnicę dostrzegam jednak w pracy sekcji rytmicznej. Nie ma to jednak aż tak dużo wspólnego ze zmianą perkusisty. W niektórych utworach można odnaleźć elementy, których na próżno szukać w zespołach metalowych. Np. pewne perkusyjne zagrywki we "Fly" kojarzą się bardziej z sambą czy punkiem.

W wielu aspektach ta płyta jest nowoczesna. Poza rytmem kolejnym novum może być wykorzystanie efektów na gitarze i to jak brzmią. Warto też zauważyć, szczególnie w porównaniu do "Nightfall In Middle-Earth" i "A Night At The Opera", że zmniejszyliśmy wielkość utworów, które są dziś trochę prostsze. Dominują w nich wyraźne linie wokalne, co było naszym priorytetem. Chcieliśmy przywrócić naszej muzyce silną melodię. Dlatego też zrezygnowaliśmy z wielowymiarowych wokali, nakładania ich na siebie. Album jest po prostu bardziej ostry i czysty.

Bardzo ograniczyliście też partie orkiestralne, które przecież były przez ostatnie lata waszym znakiem firmowym.

Hansi Kürsch: Masz rację, ale doszliśmy do wniosku, że w tym punkcie zrobiliśmy już wszystko na "A Night At The Opera". Staraliśmy się wykluczyć nieco te elementy. Wciąż jednak jest to bardzo rozbudowany materiał z wieloma orkiestralnymi partiami czy bombastycznymi chórami.

Racja, w końcu mamy tu zarówno ciężar, elementy progresywne, a nawet trochę speed / thrashu, jak w utworze "The Edge". To podsumowanie tego wszystkiego, co do tej pory robiliście, coś dla starszych fanów, jak i doskonała okazja dla tych, którzy chcieliby wejść w wasz muzyczny świat po raz pierwszy.

Marcus Siepen: To najlepsza muzyka, jaką na dzień dzisiejszy jesteśmy w stanie stworzyć. Jak powiedziałeś, ten album przedstawia wszystko, co do tej pory zrobiliśmy. I jeśli jest ktoś, kto nie zna tego zespołu, a chciałby poznać czym jest Blind Guardian, to ten album jest zdecydowanie dla niego. Bo wszystko, czym jest ten zespół odzwierciedlone zostało na tej płycie, a także to, co wymyśliliśmy teraz, a czego nie było wcześniej.

Hansi Kürsch: Moim zdaniem jest jeszcze trochę za wcześnie na zdecydowane oceny. Musze się jeszcze trochę oswoić z tą produkcją. Czasami między sobą określamy to doskonałą równowagą pomiędzy wszystkim, co nowe. A nowe z kolei na swe korzenie w starych albumach. Także, można powiedzieć, że to również wyraz tego, co było. Niemniej, na "A Night In The Opera" wkroczyliśmy na inną ścieżkę, i sam ten fakt wymusił na nas inne podejście do muzyki.

Podstawą są jednak nadal wspaniałe melodie. Jaki jest wasz przepis na tworzenie tak doskonałych melodii, które zapadają w pamięć już przy pierwszy przesłuchaniu i zostają z nami na zawsze? Gdzie leży tajemnica?

Marcus Siepen: Sekretem jest ciężka praca (śmiech). Naprawdę nie ma w tym żadnych sztuczek czy mistycznych tajemnic. W tym, co robimy jesteśmy perfekcjonistami, i to również w odniesieniu do komponowania utworów.

Przez lata napisaliśmy mnóstwo muzyki, która nigdy nie znalazła się na żadnym z albumów, bo nie spełniała naszych osobistych kryteriów i standardów. Nawet jeśli w cale nie były to złe rzeczy, tylko nie do końca najlepsze. Bycie perfekcjonistą pomaga.

Nie zawężałbym tego tylko do melodii - to dotyczy wszystkiego, czym się zajmujemy. Zawsze staramy się wycisnąć z siebie to, co najlepsze i poprzeć to ciężką pracą. Dlatego też pisanie tych utworów zabiera nam tyle czasu. Nie potrafilibyśmy stworzyć tego w np. trzy tygodnie. Czasami na jedną kompozycją siedzimy miesiąc, nieraz dłużej. Był nawet kiedyś jeden utwór, który robiliśmy przez osiem miesięcy. No, ale jeśli chce się mieć wyniki, które całkowicie zadowalają każdego z nas, to tak trzeba działać. Wszyscy musimy powiedzieć: tak, to jest to. I chyba w tym należy upatrywać całej naszej tajemnicy.

Hansi Kürsch: Mam nadzieję, że ludzie zauważą, iż kluczem do tej płyty są melodie. Wiem, że wielu ludzi jest wciąż pod wrażeniem "A Night At The Opera", ale liczę, że szala przechyli się na korzyść nowej płyty. Skoncentrowaliśmy się na melodiach i wokalu, a to znaczy, że jest tutaj mnie orkiestry, mniej chórów. Ich miejsce zastąpił definiujący utwory wokal.

To samo dotyczyło również innych muzyków, którzy tym razem musieli być bardziej precyzyjni w określeniu muzyki. A co do sekretnej metody pisania melodii. Myślę, że trzeba być po prostu sobą w trakcie komponowania, nie udawać kogoś, kim się nie jest. No i nie powtarzać się. Drugi przepis to z pewnością granie tego, co się naprawdę lubi. Prócz tego czysta ekspresja i zespołowa chemia, te same wizje. My to wypracowaliśmy. Może dlatego, że mieszkamy blisko siebie? Np. kiedy André daje mi jakiś utwór, od razu wiem, jak poprowadzić wokal. Nie ma zbyt wielu rozmów. Może chodzi zwyczajnie o to, żeby o tym zbyt wiele nie myśleć (śmiech).

I zapewne dzięki temu każdy utwór na "A Twist In The Myth" jest inny, żyje własnym życiem.

Marcus Siepen: Taki przyświecał nam cel. Jeśli wszystko brzmiałoby tak samo, szybko stałoby się nudne. Na tej płycie jest wszystko: typowe utwory Blind Guardian - bardzo melodyjne, silne, powermetalowe, numery bardziej agresywne, epickie, progresywne... Wszystko, co lubimy. Każda z tych kompozycji jest całkowicie odmienna. Np. singlowy "Fly", który nie tak dawno wydaliśmy, reprezentuje nowoczesne spojrzenie na naszą muzykę.

Ludzie zaczęli nas nawet pytać, dlaczego na ten album nie przygotowaliśmy typowych utworów Blind Guardian. Ale to przecież wcale nie jest typowa dla nas piosenka. Nam chodzi o różnorodność i tego będziemy się trzymać. Taka mieszanka wydaje nam się o wiele bardziej interesująca.

Hansi Kürsch: Tę różnicę w utworach bardzo trudno komuś wytłumaczyć. Tego trzeba posłuchać. To są wszystko indywidualne odczucia. Ja sam mam wielkie kłopoty z wyborem jednej kompozycji, która byłaby wizytówką tej płyty, reprezentowała cały album. Pewnie wybrałbym "Otherland", bo zawiera wiele elementów, które pojawiają się na tym materiale. Ale nie wiem czy byłoby to sprawiedliwe, bo niektóre utwory podążają przecież w zupełnie inne strony.

Poza tym zabawne jest też to, że wcale tego nie planowaliśmy. Nie mówiliśmy sobie, że chcemy zrobić zróżnicowany album. Tak się po prostu zaczęło dziać od samego początku komponowania. Właściwie, początkowo wcale nie chcieliśmy aż tak bardzo odchodzić o poprzedniej płyty, jednak w trackie prac, produkcji i już po jej zakończeniu uzyskaliśmy bardzo szeroki wachlarz, różnych nastrojów.

Przez wielu fanów uważani jesteście za zespół powermetalowy. Nie wiem czy to coś ze mną jest nie tak, ale nigdy w tych wąskich kategoriach was nie postrzegałem. Macie przecież tak wiele innych rzeczy do zaoferowania.

Marcus Siepen: Całkowicie się z tobą zgadzam. Obserwowałem na ten temat dyskusje toczące się w internecie. To było zabawne. Jeden fan mówił, że jesteśmy typową grupą powermetalową, na co drugi dowodził, że progresywno-metalową, a jeszcze inny, że epic-speedmetalową (śmiech). Ci wszyscy ludzie mają i nie mają racji. My nie chcemy siebie ograniczać.

Tak, gramy te wszystkie rzeczy, jednak dla mnie Blind Guardian to po prostu zespół metalowy. I nie ma znaczenie, czy robimy właśnie agresywny, thrashowy kawałek, bo zaraz po nim możemy zabrać się za progresywno-baletowy lub jakikolwiek inny. Nie mamy z tym problemu. I dlatego stanowcze określanie nas mianem zespołu powermetalowego nie ma przełożenia na wszystko, co robimy. My po prostu chcemy zajmować się wszystkim, co przyjdzie nam do głowy. I to też robimy.

Hansi Kürsch: Dla mnie to określenie, z którym mogę żyć. Dlatego, ilekroć słyszę taką definicję, nie jestem zasmucony czy zły. Sam nie umiem tego nazwać. Z pewnością wywodzimy się ze speed / power metalu. Intensywność tej muzyki jest blisko spokrewniona z power metalem.

Owszem, niektóre elementy, nasze własne ambicje, jako kompozytorów sięgają o wiele dalej. Jesteśmy jedynym metalowym zespołem o tak silnym zabarwieniu irlandzkim folkiem. Może też pierwszą powermetalową formacją, w której utworze pojawia się sześć różnych temp. Tego typu rzeczy czynią nas innymi od reszty powermetalowych grup, jednak ta nazwa chyba najlepiej do nas pasuje. Gdy wydaliśmy singiel "Fly", Nuclear Blast anonsował nas jako symfoniczno-progresywny metal, czy coś takiego. To ma niby odzwierciedlać w pełni naszą muzykę? Wątpię. Zresztą, dopóty jest to heavy metal, nie widzę problemów (śmiech).

Czy podczas prac w studiu, tradycyjnie już pojawiły się różnego rodzaju problemy?

Marcus Siepen: Tworzenie i nagrywanie muzyki bywa nieprzewidywalne samo w sobie. W porównaniu z poprzednimi albumami największym zaskoczeniem było jednak to, że nie mieliśmy żadnych problemów (śmiech). W poprzednich latach przytrafiały nam się kłopoty natury technicznej, nierzadko coś się zjeb***. A to padł komputer, a to coś z twardym dyskiem, coś ciągle się psuło.

A tym razem nic z tych rzeczy. Jedynym technicznym problemem podczas produkcji było to, że Hansi w pewnym momencie zachorował i nie mógł śpiewać przez jakieś cztery tygodnie. Ale poza tym wszystko szło doskonale. Był większy komfort. Mogliśmy się skupić na własnych instrumentach i po prostu grać. Wiadomo, że rozwiązywanie technicznych problemów jest bardzo denerwujące i potrafi bardzo zakłócić cały proces nagraniowy. A te nagrania, ku naszemu zaskoczeniu, poszły niezwykle sprawnie.

Jak w szeregach Blind Guardian odnalazł się wasz nowy perkusista Frederik Ehmke?

Marcus Siepen: Doskonale. Był fanem naszego zespołu od lat i jest świetnie zaznajomiony z naszym stylem, muzycznym podejściem, a także sposobem grania na perkusji, który był do tej pory obecny w Blind Guardian. Świetne jest to, że on to wszystko potrafi ogarnąć i utrzymać. Typowa magia jego grania na perkusji sprawia, że od razu można poznać, że to ten właśnie zespół. A jednocześnie potrafi wnieść do naszej muzyki własne doświadczenia, rozwiązania. Dlatego nic nie straciliśmy, a jedynie zyskaliśmy jeszcze więcej. To było idealne posunięcie, które dało nam wiele energii i odświeżającego powiewu. Wspaniale się z nim pracuje. To świetny i bardzo utalentowany gość. Graliśmy już z nim kilka koncertów i na tym polu też nie ma na co narzekać. Wpasował się perfekcyjnie.

Hansi Kürsch: On praktycznie od dziecka interesował się Blind Guardian. Kiedy tylko dowiedział się o odejściu Thomena, od razu skontaktował się z André. Przedstawił nam się grając nasze stare utwory. Byliśmy pod wrażeniem. Pomyśleliśmy, że to doskonała osoba na to stanowisko. Daliśmy mu też do przerobienia trochę nowych rzeczy, których nie miał okazji słyszeć. W tym również się sprawdził.

Odkryliśmy też, że świetnie wpasował się jako osoba. To człowiek twardo stąpający po ziemi, spokojny, wyluzowany. Dla niego to też niezwykle komfortowa sytuacja. Blind Guardian to w końcu zespół o ustalonej reputacji, z czego bardzo dobrze zdaje sobie sprawę. Dla niego spełniło się marzenie, o którym marzy każdy muzyk - grać w swojej ulubionej grupie.

Ze spraw biznesowych. Jak z dzisiejszej perspektywy oceniacie podpisanie nowego kontraktu z Nuclear Blast?

Marcus Siepen: To była właściwa decyzja. Od pewnego czasu nie byliśmy już zadowoleni z sytuacji, jaka panowała w Virgin. Musieliśmy to zmienić. Sprawy pogorszyły się od momentu, kiedy Virgin złączyła się z EMI. W obu firmach pozwalniano kupę personelu. I nagle zaczęliśmy mieć do czynienia z ludźmi, którzy nie mieli pojęcia o metalu, ani o Blind Guardian. Wiele rzeczy poszło nie tak. Ciągnięcie tego na tych zasadach nie miało już dla nas najmniejszego sensu.

Porozmawialiśmy z nimi i daliśmy im jasno do zrozumienia, że chcemy rozwiązać umowę. Zgodzili się. No i spośród kilku wytwórni, które interesowały się nami, Nuclear Blast miał własną wizję współpracy z nami, która się nam spodobała. Ich pomysły idealnie współgrały z naszymi. Na dziś jesteśmy całkowicie zadowoleni. Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej, albo chociaż niech zostanie tak, jak jest (śmiech).

Hansi Kürsch: Cieszę się z tego kroku, ale nie mów hop, póki nie przeskoczysz. Jeszcze za wcześnie na oceny. Trzeba trochę poczekać. Na razie robią to, co nam obiecywali podczas negocjacji. Ważne, że ci ludzie kochają metal i na całym świecie mają bardzo oddanych pracowników. To nie tylko biznes, ale i przyjemność. Poza nimi jedyną wytwórnią, która ma podobne podejście jest chyba tylko Century Media. Reszta idzie już tylko na kasę.

Niedawno ujawniliście, że w 2008 roku na rynku pojawi się wasz w pełni orkiestralny album. Jestem pewny , że wasi fani nie będą mieli z tym większego problemu, jednak nie sądzicie, że to trochę dziwne, jak na metalowy zespół - płyta bez jakichkolwiek metalowych partii.

Marcus Siepen: Tak, to dziwaczne, przyznaję (śmiech). Ale właśnie dlatego jest to dla nas aż tak bardzo interesujące. Właściwie ten pomysł wpadł nam do głowy zupełnie przypadkowo.

André [Olbrich, gitara] grał sobie kiedyś na syntezatorze i napisał utwór, który brzmiał dokładnie, jak Blind Guardian, z melodiami, aranżacjami. Brakowało w tym tylko metalowego zespołu, bo wszystko zostało zagrane na klasycznych instrumentach.

Strasznie nam się to spodobało i tak powstał pomysł takiego przedsięwzięcia. Dziś, gdy płyta jest już prawie gotowa, mogę powiedzieć, że brzmi, jak typowy Blind Guardian, a jednocześnie, jak coś kompletnie odmiennego. Nie ma tu metalowego zespołu, ale brzmienie Blind Guardian rozpoznaje się natychmiast. To bardzo ciekawe. Myślę, że wielu fanom ten album przypadnie do gustu. To coś innego niż robiliśmy do tej pory.

Hansi Kürsch: Jak na razie to wyłącznie orkiestralny album. Obecnie dyskutujemy na ten temat między sobą, bo jest wiele możliwości, z których możemy skorzystać. Trudno powiedzieć, jak to wszystko się skończy.

Dla mnie ta muzyka jest piękna. To jedne z najlepszych kompozycji, jakie udało nam się stworzyć w ciągu ostatnich dziesięciu lat, bo w sumie tak długo już nad tym pracujemy. Pewnie bez problemu można by to zrobić bez zespołu, ale razem wnosimy do tego kolejny wymiar.

Trzeba zdać sobie sprawę, że to muzyka pisana na orkiestrę, choć w stylu Blind Guardian. Wiele miejsca na eksperymenty i poszukiwania nowych rozwiązań. Pierwsze wrażenie jakie wynieśliśmy z pracy z orkiestrą jest takie, że mamy jeszcze wiele do zrobienia, mimo że wszystkie utwory są już napisane. Pracując z muzykami klasycznymi musisz być bardzo precyzyjny, bo cię nie zrozumieją. Czy nagramy to z zespołem, czy bez, nie ma wątpliwości, że będzie to dla nas bardzo znaczący album. Trudno to nawet porównać z czymkolwiek, co robiliśmy wcześniej.

Z zupełnie innej beczki. W te wakacje wasz kraj gościł najlepszych piłkarzy świata. Jak oceniacie tę gigantyczną imprezę i postawę waszej reprezentacji?

Marcus Siepen: Jestem zaskoczony postawą niemieckiej drużyny. Przed finałami myślałem, że wylecą z turnieju dość szybko, bo ten zespół jest młody i zupełnie nowy. Sądziłem, że te mistrzostwa będą dla nich pewnym doświadczeniem na przyszłość, dojrzewaniem zespołu. A tu niespodzianka. Grali cudownie. Doszli do półfinału i ostatecznie skończyli na trzecim miejscu. To dobry wynik. Mogą być dumni z tego, co udało im się osiągnąć. Poza tym, te mistrzostwa przyniosły wiele innych niespodzianek. Spodziewałem się, że Brazylijczycy będą tu błyszczeć, a grali jak dupy (śmiech).

Twoje zdanie na temat "headbangingu" Zidane?a?

Marcus Siepen: Przykro było na to patrzeć. Wiadomo, został sprowokowany, ale takich rzeczy nie robi się na dziesięć minut przez zakończeniem swojej kariery w finałowym meczu mistrzostw świata. Przecież w tym ma być piękno i zabawa. To zdarzenie położyło się cieniem na tym, kto został mistrzem. W końcu do dziś wszyscy zadają sobie pytania, co by się stało gdyby Zidane nie dostał czerwonej kartki. Może mecz potoczyłby się inaczej?

Zidane został najlepszym piłkarzem tych mistrzostw i co do wyboru nie mam żadnych wątpliwości. Szkoda tylko, że jego kariera skończyła się właśnie w tym stylu. Zasłużył na coś innego.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: tajemnica | Zinedine Zidane | metal | muzyka | uczucie | utwory | opera | śmiech | Guardian
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy