"Jesteśmy naprawdę wspaniałymi kumplami"
Trio Rush w rodzinnej Kanadzie ma mniej więcej taką pozycję, jak The Beatles czy The Rolling Stones w Wielkiej Brytanii. Liczba nagród i wyróżnień, które przyznano zespołowi, jest bardzo długa. Na karierę Rush składa się jednak przede wszystkim kilkanaście albumów i tysiące koncertów dla milionów fanów na całym świecie. Zespół słusznie zaliczany jest do rockowych klasyków i często dokonania nowych grup porównuje się do tego, czego dokonali Geddy Lee (śpiew, gitara basowa, klawisze), Alex Lifeson (gitary) i fenomenalny perkusista oraz autor tekstów Neil Peart. Pomimo niezaprzeczalnych sukcesów, muzycy Rush pozostają skromnymi ludźmi, ostrożnie oceniającymi swoje szanse we współczesnej rzeczywistości i równie ostrożnie planującymi przyszłość.
"Vapor Trails", ostatni jak do tej pory w dorobku studyjny album Rush, ukazał się w 2002 roku. W ramach jego promocji zespół po kilku latach przerwy wyruszył na trasę koncertową, podczas której - trudno w to uwierzyć - po raz pierwszy zagrał w Brazylii. Stęsknieni za Rush Latynosi zgotowali w Rio de Janeiro zespołowi gorące przyjęcie. Występ uwieczniony został na płytach audio i DVD oraz na kasecie VHS. Wydawnictwo zatytułowane "Rush In Rio" ukazało się jesienią 2003 roku.
Był to główny powód do rozmowy z gitarzystą Alexem Lifesonem, z którym rozmawiał Lesław Dutkowski.
Alex, trasa już się zakończyła, DVD zostało wydane. Co więc ostatnio porabiasz?
Prawie całe minione lato spędziłem nad zmiksowaniem DVD, razem z Jimbo Bartonem, który tak naprawdę jest odpowiedzialny za miks całości. Zajęło nam to wszystko około ośmiu tygodni. Pracowaliśmy równolegle nad płytą i DVD. Było naprawdę sporo pracy. Zajęło nam trochę czasu dojście do takiego momentu, w którym zaczęliśmy dostrzegać, iż powstaje coś, czego oczekiwaliśmy. Najciekawszą rzeczą, jeśli chodzi o miksowanie jakiegokolwiek materiału na żywo, jest relacja pomiędzy publicznością a artystą. Kluczową sprawą było uchwycenie tej energii publiczności. Wiem, że jeszcze nie mogłeś zobaczyć DVD, ale tutaj w Kanadzie już się ukazało i zapewniam cię, że publiczność na filmie jest po prostu niesamowita. Znali każdą naszą piosenkę, wszystkie teksty. Naprawdę trudno pominąć fakt, że są tak bardzo związani z zespołem.
Miksowanie tego zajęło nam sporo czasu. Musieliśmy poczuć, że osiągnęliśmy to, co trzeba. Wiem, że teraz jest taki trend, aby miksować wszystko tak czysto, krystalicznie, bardziej z perspektywy kogoś, kto stoi na scenie, niż z punktu widzenia publiczności. Nie chcieliśmy czegoś takiego. Wydaje mi się, że nasza płyta audio z tym koncertem oddaje energię tłumu.
To właśnie z powodu tej spontanicznej reakcji publiczności wybraliście koncert z Rio na wasze DVD?
Tak. Poza tym nigdy wcześniej nie graliśmy w Ameryce Południowej. Początkowo zamiar był taki, by nagrać jeden z koncertów w USA. Jednak w dniu nagrania pojawiły się jakieś problemy techniczne w miejscu, w którym mieliśmy grać i postanowiliśmy, że zarejestrujemy materiał w innym miejscu.
Sam nie wiem, dlaczego w ogóle nie myśleliśmy o nagraniu koncertu na DVD poza USA. Może dlatego, że nie byliśmy wcześniej w Ameryce Południowej i nie wiedzieliśmy, jaka będzie reakcja publiczności. Gdybyśmy to wiedzieli, wszystko byłoby dokładnie zaplanowane na długo wcześniej. I tak zadziwiające jest, że nie odwołaliśmy wszystkiego, bo pojawiliśmy się na scenie dopiero o 22:30. Była cała masa problemów technicznych, w ogóle nie mieliśmy próby dźwięku, nie mogliśmy sprawdzić sprzętu do nagrywania na wideo. To naprawdę zadziwiające, że udało nam się osiągnąć taki efekt, jaki widać na DVD.
No, ale macie niemałe doświadczenie w nagrywaniu materiałów koncertowych i może dlatego wszystko tak dobrze się udało?
Masz rację, ale myślę, iż w tym konkretnym przypadku mieliśmy przede wszystkim niesamowicie dużo szczęścia. (śmiech)
Alex, mówiłeś, że to była pierwsza podroż Rush do Ameryki Południowej. Masz z niej jakieś szczególne wspomnienia? Oczywiście poza koncertem i tymi problemami technicznymi, o których mówiłeś?
Oczywiście. Kiedy zjawiasz się w takim mieście jak Sao Paulo, nie możesz uwierzyć w to, czego doświadczasz. To miasto jest ogromne, mieszka tam chyba z 10 milionów ludzi. Jest nieprawdopodobnie wielkie. Budynki widzisz w każdym kierunku aż po horyzont. Poza tym uświadamiasz sobie, że oni mają znacznie dłuższą historię niż Ameryka Północna. Ludzie są szczególnie gościnni i przyjaźni, niemal cały czas się śmieją. Wizyta tam była cudownym doświadczeniem.
Kiedy czytałem wywiady z tobą i Geddym, udzielone po wydaniu płyty "Vapor Trails", obaj mówiliście, że najtrudniejsze dla was było przywrócenie twórczego ducha zespołu z powodu długiej przerwy w nagraniach i tragedii, które zdarzyły się w życiu Neila. Udało wam się tego ducha przywrócić, potem zgraliście udaną trasę, której rezultatem jest "Rush In Rio". W tym kontekście możesz mi powiedzieć, czy podjęliście już jakieś decyzje dotyczące zespołu? Albo innymi słowy, jak będzie wyglądać przyszłość Rush?
Właśnie podjęliśmy takie decyzje. Neil pojawił się w Toronto kilka tygodni temu. On teraz mieszka w Kalifornii, ale przyjechał do Kanady. Usiedliśmy i podyskutowaliśmy o tym, co chcemy robić w przyszłości. W 2004 roku przypada nasza 30. rocznica [wydania pierwszej płyty, "Rush" - red.] i z tej okazji planujemy trasę koncertową, która rozpocznie się prawdopodobnie w maju. Już trwają spotkania dotyczące miksowania całości, dokonywania odpowiednich ustaleń, aranżacji.
Właściwą pracę nad przygotowaniami rozpoczniemy w ciągu kilku najbliższych tygodni. Trzeba dokładnie zająć się produkcyjną stroną całości. Musimy pomyśleć o przygotowaniu z tej okazji czegoś wyjątkowego. Jak już powiedziałem, zaczniemy w maju, pogramy przez całe lato, a przyjazd do Europy planujemy na wrzesień. Nie byliśmy w Europie kawał czasu, wiele lat i teraz chcemy tam przyjechać i zorganizować tam część tej rocznicowej trasy.
Mam nadzieję, że zagracie gdzieś w pobliżu Polski, a może nawet w samej Polsce.
Nigdy nie wiadomo. Jeżeli tylko dostaniemy odpowiednią ofertę, zagramy wszędzie.
Obiecuję rozpowszechnić tę wiadomość.
Wspaniale. Zrób to.
Alex, wszyscy wiedzą, że Rush otrzymał dziesiątki nagród, sprzedał miliony płyt i ma bardzo oddaną grupę fanów. Ale w twojej osobistej opinii, co jest największym sukcesem tego zespołu?
Chyba naszym największym sukcesem jest to, że przetrwaliśmy tak długo i że jesteśmy dla siebie tak bliskimi przyjaciółmi. To już ponad 30 lat. My naprawdę jesteśmy dla siebie jak bracia. Mamy wspaniałą pracę, którą wspólnie dzielimy i która ekscytuje nas nawet po tak wielu latach. Na stopie osobistej jesteśmy sobie bardzo bliscy. Z Geddym rozmawiamy niemal codziennie. Jemy czasami razem obiad. Po tych wszystkich latach spędzonych razem jesteśmy naprawdę wspaniałymi kumplami. To z pewnością jest najbardziej znacząca rzecz, jaka pojawiła się między nami przez ten czas.
Z tego, co wiem, do tej pory wydałeś tylko jedną solową płytę - "Victor", w 1996 roku. Trochę to dla mnie zaskakujące, bo ponoć na twardym dysku swojego komputera masz zapisane naprawdę sporo muzyki.
To prawda. Bardzo dobrze mi się pracowało nad "Victor". Wspaniała była współpraca z tymi wszystkimi muzykami. Była to najlepsza rzecz dla mnie w tym punkcie życiowym, w jakim się wtedy znalazłem. Potrzebowałem czegoś, jakiegoś projektu, w który mógłbym zaangażować całą swoją energię.
Chciałbym, aby coś takiego zdarzyło mi się ponownie. Teraz pracuję nad kilkoma rzeczami. Współpracuję z młodym zespołem z Toronto i staramy się nagrać materiał na płytę albo przynajmniej na demo, dzięki któremu będą mogli podpisać kontrakt. To pochłania mój czas. Na pewno chciałbym też kiedyś w przyszłości nagrać solową płytę.
Wiem, że twój syn Adrian jest też muzykiem i kompozytorem, z tym, ale działa na obszarze muzyki elektronicznej i ambientowej. Czy kiedyś przeszło ci przez myśl, aby Adrian nagrał kilka klasyków Rush, w którymś z tych stylów? Pytam cię o to dlatego, ponieważ Virgil Howe, syn Steve'a Howe'a z Yes, przygotował album z kilkunastoma kawałkami Yes nowocześnie zremiksowanymi.
Powiem ci szczerze, że nigdy o czymś takim nie myślałem, ale pomysł wydaje mi się interesujący. Na pewno posłucham tej płyty Virgila Howe'a i zastanowię się. Zapisałem już to sobie i teraz muszę porozmawiać na ten temat z Adrianem.
My naprawdę wiele razem pracujemy. On jest wtedy moim szefem. (śmiech) Gdy nagrywa swoje rzeczy, ja tylko wpadam, dogram coś na gitarze, a później on zajmuje się obróbką nagrań. Nasza zależność i współpraca jest wspaniała. Uwielbiam siedzieć sobie w studiu i patrzyć na to, co on robi ze swoimi nagraniami. Czuję się wtedy wspaniale. Jednak nigdy nie dyskutowaliśmy nad zrobieniem czegoś takiego, jak kawałki Rush w innych wersjach. To może być interesujący pomysł. Zwłaszcza, że on dobrze zna nasz materiał. Co do tego nie mam wątpliwości.
Wiadomo, że jesteś też producentem. Gdy pracujesz w zespołem w studiu, starasz się być typem mentora, czy może tylko delikatnie sugerujesz, że coś warto by zrobić?
Nie mam za sobą wielkiego doświadczenia producenckiego. Zajmowałem się w sumie kilkoma projektami. Bycie producentem to naprawdę zajęcie wymagające bardzo szerokiej znajomości tematu. Tu nie tylko chodzi o to, by umiejętnie kręcić gałkami, lecz również o to, by umieć wszystkich rozśmieszyć, być dyrektorem, organizatorem, także sędzią. Wiele czynników składa się na to. Jednak zajmowanie się tym, to wspaniałe doświadczenie. Czuję się niesamowicie naładowany, kiedy mam produkować. Posiadanie kontroli nad tymi wszystkimi elementami i spróbowanie stworzenia z tego wszystkiego co najlepsze, uważam za wyjątkowe doświadczenie.
Jeżeli chodzi o mnie w studiu, to nie mówię muzykowi: Zagraj to. Często staram się popychać ich delikatnie w odpowiednim kierunku i obserwować, co z tego wyjdzie. Tak na przykład dzieje się w przypadku zespołu Transit Noise, z którym teraz pracuję. To młodzi ludzie, mają po 21 lat, są dobrymi muzykami i dobrymi kompozytorami piosenek, mają niesamowitą energię. Potrzebują jednak odpowiedniego kierunku. Na razie starają się spróbować wszystkiego. Na wszystko się rzucają.
Jaką muzykę gra Transit Noise?
Powiem ci, że wcale nie jest mi łatwo to opisać. Słychać u nich wpływy z bardzo różnych gatunków. Jest tu trochę Tool, Deftones, Queen, Pink Floyd?
Czyli bardzo eklektyczna muzyka.
Oj bardzo. Ale oni są jeszcze bardzo młodzi. Na razie te wpływy słychać bardzo wyraźnie. Myślę, że wraz ze zdobyciem większego doświadczenia, zagraniem większej liczby koncertów, odnajdą swój styl. Gitarzysta jest znakomity i ma przy tym znakomity głos. Myślę, że czeka ich wielka przyszłość.
Jako producent, czy masz takie osoby, których pracę podziwiasz?
Moim zdaniem David Bottrill wykonał świetną pracę na ostatniej płycie Tool. Poznaliśmy go nawet, podczas pracy nad naszą ostatnią płytą. Bardzo szanuję jego podejście do produkowania. Ma wspaniały styl. Oczywiście Trevor Horn ma wspaniałą historię jako producent i odpowiedzialny jest z kilka bardzo ważnych płyt z lat 80. Także "Mutt" Lange wyprodukował kilka znakomitych rzeczy. Jest jedyny w swoim rodzaju.
W przeszłości zdarzało ci się niespodziewanie pojawiać na scenach klubów w Toronto i grać z różnymi zespołami. Czy do dziś ci się coś takiego zdarza?
Tak, chociaż nie tak często jak kiedyś. Jest z tego powodu wiele zabawy. (śmiech) To bardzo miły sposób na zrelaksowanie się po tym, co robię na co dzień. Rush wymaga wielu przygotowań, wielkiej koncentracji i skupienia. A w barze strzelisz sobie tequilę albo piwo, weźmiesz gitarę wejdziesz na scenę i świetnie się bawisz bez żadnego ciśnienia.
Ty i Geddy ma swój wkład w ścieżkę dźwiękową filmu "South Park", z piosenką "O Canada". Czy poza tym zdarzyło ci się jeszcze pracować nad muzyką do filmu, czy był to jednorazowy przypadek?
W moim przypadku nie to jednorazowy fakt, gdyż napisałem również muzykę do telewizyjnego programu "Andromeda". Pisałem do niego kawałki przez pierwsze dwa sezony. Zdarzyło mi się też kilka innych przedsięwzięć tu i ówdzie, o których pewnie nigdy byś się nie dowiedział, bo są to bardzo niezależne projekty.
Ta piosenka do "South Park" powstała między innymi dzięki temu, że jeden z twórców filmu był fanem Rush od samego dzieciństwa, a poza tym jest też naszym przyjacielem. Bardzo chciał, abyśmy coś napisali do tego obrazu. Niestety, "O Canada" dostarczyliśmy tak późno, że nie można było wykorzystać tej piosenki w filmie. Dlatego została wydana wyłącznie na ścieżce dźwiękowej.
Wspomniałeś, że przygotowujecie trasę jubileuszową. Sądzę, że w tym kontekście za wcześnie jest pytać o przygotowanie nowej płyty studyjnej Rush?
Mamy z tym naszym planem poważny dylemat, ponieważ po raz pierwszy w naszej historii wyjedziemy na trasę koncertową nie mając wydanej nowej płyty. Naprawdę musimy jeszcze nad tym pomyśleć. Z powodu tej rocznicy musimy dać fanom coś specjalnego. Nowej płyty nie będzie, ale za to można będzie można zaprezentować poprzez utwory niemal całą historię grupy.
Jestem niemal pewny, że po wszystkim zrobimy sobie krótką przerwę, po której wejdziemy do studia. Na pewno już wcześniej będzie nas korcić, by nagrać coś nowego. Wczoraj rozmawiałem z Geddym i jego już korci, aby coś nowego zrobić. Być może za kilka tygodni albo na przełomie roku zaczniemy coś pisać. Może zdarzyć się tak, iż na trasie zagramy kilka nowych piosenek. To byłby całkiem niezły pomysł moim zdaniem.
Alex, czy nagrywaliście koncert dla ofiar SARS, który odbył się w Toronto? I jak go wspominasz? Graliście podobno dla 450 tysięcy ludzi.
To było nieprawdopodobne. Bez względu na to, w którym kierunku patrzyłeś, wszędzie byli ludzie. Dzień był przepiękny, świeciło słońce, było gorąco, żadnych problemów, nikt nie został ranny. Policja nie czepiała się nikogo. Była tylko ta wspaniała chwila. Po wszystkim otwarto bramy i ludzie szli autostradą. Szli autostradą do domu. Wszyscy byli mili, spokojni. Wspaniałe przeżycie. Miło było być częścią tego koncertu.
W czasach kiedy na świecie znowu trwają wojny, wspaniale było zobaczyć, że wszyscy świetnie się bawią i są szczęśliwi. Jestem pewny, że koncert został nagrany, ale - niestety - jest poza naszym zasięgiem. Znajduje się on w rękach menedżmentu The Rolling Stones, który był odpowiedzialny za jego sfilmowanie. Nie wiemy, czy mają plany wydania go.
Dziękuję ci bardzo za rozmowę.