Reklama

ZEW się budzi 2022: Ostatni dzień. "Nananaj w głowie"

Ostatni dzień festiwalu ZEW się budzi odbył się w poniedziałek i przełamał stereotyp, że poniedziałki to najgorsze dni tygodnia.

Ostatni dzień festiwalu ZEW się budzi odbył się w poniedziałek i przełamał stereotyp, że poniedziałki to najgorsze dni tygodnia.
Gwiazdą ostatniego dnia ZEW się budzi był m.in. zespół Voo Voo /Robert Wilk /INTERIA.PL

Czwarty dzień rozpoczął się małym deszczem, ale znów - nikomu to nie przeszkadzało, bo na scenie od 15:00 urzędował O.S.T.R. Zresztą przeprosił nawet, że grają o tej porze, ale "wbili się na krzywy ryj, po łódzku".

Usłyszeliśmy m.in. "WudźTangClan", "Tabasko", "Lęk wysokości""Na raz". Faktycznie był taki hałas, że na bank to usłyszeli w niebie. A i łapami wszyscy machali tak, że może chociaż Ostremu było trochę chłodniej na scenie od tego wiatru. Na koniec był też freestyle, który pokazał, że stara gwardia polskiego rapu nie ma jeszcze ochoty, i nie powinna, schodzić ze sceny. Przejść od gołej klaty, przez wianki na głowie i pogodę, a skończyć zręcznie na "dzięki za koncert, miłych wspomnień", to trzeba umieć.

Reklama

Później na scenę wyszła Bitamina. Niektórzy mogą pomyśleć, że gdzie Bitamina na rockowy festiwal, ale akurat ich bity idealnie pasowały do chilloutowego klimatu tego festu. Zrobili nananaj w głowie, a publiczność pokazała, jak w Cisnej tańczą. Ogólnie Vito spoko typ, trochę dużo pali, ale spoko typ.

Trzeci w kolejności byli Tomek i jego dziewczyna Magda. To znaczy Fertile Hump. Można się było przy nich przez chwilę poczuć jak w garażu. I to był komplement, jak coś. To też dobry przykład, że we dwie osoby można zrobić okrutny hałas. Tyle, że na scenie zabawa, a pod sceną stypa. *Jaki tu spokój plays in the background*. Ale po "co jest, ku**a, klaszczcie" się rozkręcili.

W międzyczasie Magdzie pękła struna i w ogóle był brud i chaos. Czyli wszystko, jak trzeba. Tylko... nie byliśmy na próbie w garażu, a na festiwalu i nawet w tej punkowej rozpierdusze przydałoby się trochę ogaru. Ech... jednak wolę The Stubs.

Następny zespół - Trupa Trupa - został zapowiedziany tymi słowami: "Iggy Pop i połowa redakcji 'Rolling Stone'a' dałaby wszystko, żeby być na waszym miejscu". Muzycy swój występ nazwali "małym ciemnym show". Stojący za mikrofonem Grzegorz Kwiatkowski miejscami miał vibe Iana Curtisa, a w pewnym momencie usłyszeliśmy taki krzyk piekieł, że Sierściu (4 Szmery, przypominam) zdetronizował Nergala z posady pierwszego wcielenia zła Rzeczpospolitej.

W trakcie zapowiedzi nazwano ich też "chyba największym polskim zespołem eksportowym" i chyba tak jest. A jeśli nie, to z pewnością tak będzie.

Muniek i przyjaciele zaczęli m.in. od Dylana ("All along the watchtower" po polsku) i Broniewskiego ("Kalambury" nagrywane już m.in. przez zespół Pustki). Fajnie było posłuchać harmonijki i nieelektrycznej gitary, ale jednak w rankingu występów akustycznych wygrywa Dylan.pl. Potem było kilka klasyków, jak "IV liceum ogólnokształcące", "Autobusy i tramwaje", "Ajrisz", "To wychowanie", "I love you""Bóg". Występ zakończył się kolejną piosenką Dylana - "Czasy nadchodzą nowe". Ale jednak w rankingu śpiewania Dylana po polsku Dylan.pl... a zresztą.

Jeśli ktoś liczył na T.Love, to mógł się zawieść. Poza tym... wiem, dokąd nocą tupta jeż i gdzie jest słonko, kiedy śpi, ale czemu ktoś, kto sam o sobie mówi, że nie jest wokalistą (mam to nagrane!), tworzy akustyczny projekt, chyba nigdy się nie dowiem.

Przedostatni koncert to Maria Peszek i jej chłopaki. Na początku usłyszeliśmy "Ave Maria", które przerodziło się w "Viva La Vulva". Później były jeszcze m.in. "Virunga", "Pan nie jest moim pasterzem""Polska A, B, C i D". Mówiłam o "tego typu politycznych wstawkach" na festiwalu i podniosły się głosy, że jeśli krytykuje zespół punkowy za zaangażowanie polityczne, to powinnam zająć się komentowaniem Sopotu. Pewnie będę robić i to, ale zanim się za to zabiorę, to proszę posłuchać kilku piosenek Peszek, zestawić to ze stwierdzeniem "bandyci i złodzieje" i zastanowić się, kto jest bardziej zaangażowany w walkę o cokolwiek.

Wykonane na żywo "Ave Maria" z ostatniej płyty poskładało polską scenę rapową w cztery minuty. Na koniec śmiało można było zaśpiewać: "I nawet jeśli to koniec pieśni, super było z tobą, wierz mi". Ave Maria Peszek.

Piękniejszego zakończenia festiwalu niż koncert Voo Voo nie można było sobie wyobrazić. "Się poruszam", "Nabroiło się" czy "Jak gdyby nigdy nic" zostało odśpiewane przez publiczność razem z zespołem. Solówki Pospieszalskiego na saksofonie i ten uśmiech, i ta nonszalancja tworzenia doskonałego koncertu z jedną ręką w kieszeni.

W trakcie któregoś koncertu ze sceny padło pytanie, kto przyjedzie na ZEW się budzi za rok i wszystkie ręce poszły w górę. Więc i ja dokładam swoją.

Oliwia Kopcik, Cisna

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy