Usłyszycie ją na wielkich festiwalach. Mery Spolsky manifestuje wolność w "SANTORINI"
Zajawkę pierwszych wakacyjnych wakacji daje nam "SANTORINI". Elektroniczna produkcja od Mery Spolsky pokazuje, że oczekiwania nie muszą równać się rzeczywistości. Za samą piosenką kryje się także trudna historia.
Jeszcze w listopadzie Mery Spolsky poczęstowała nas swoim nowym albumem "EROTIK ERA", który otworzył zupełnie nowy etap w twórczości artystki, będący pod szyldem hasła "Chce mi się wszystkiego!".
Niekonwencjonalne bity i odważne teksty są nieodłącznym elementem jej muzyki, która wielu może zaskoczyć, a nawet zszokować. Album zapowiadano jako ścieżkę dźwiękową do wyzwolenia się z ograniczeń i społecznych oczekiwań. Warto wspomnieć, że jest to zdecydowanie najbardziej taneczny krążek piosenkarki. W wykonaniach na żywo nie brakuje mu także elementów "rave'owych", które zdecydowanie przypadną do gustu każdemu fanowi techno.
Na swoim koncie posiada już trzy albumy oraz książkę, a wraz z nią również audiobook. Co ciekawe, w tym roku piosenkarka miała okazję prowadzić program "Czas na show. Drag Me Out".
Mery Spolsky zabiera nas do "SANTORINI"
W te wakacje Mery Spolsky powróciła z "SANTORINI". W jednym z wywiadów zdradziła, że sam kawałek miał pojawić się na ostatniej płycie, jednak doszła do wniosku, że nie pasuje do pozostałych piosenek.
I rzeczywiście, jest to utwór zdecydowanie spokojniejszy od tych z "EROTIK ERY", jednak dalej zachowuje konwencje szybkich elektronicznych rytmów. Zaskakującym zabiegiem, które nie zdarza się często na wydaniach Spolsky, była gitarowa solówka! Mimo początkowych założeń, singiel zostanie umieszczony na winylowej wersji płyty.
Niestety, okazuje się, że pod wakacyjnym szyldem utworu kryje się także smutna historia.
"Dwa lata temu w wakacje, zamiast tryskać energią, tryskałam łzami. A potem miałam wyrzuty, że zmarnowałam sobie najfajniejsze miesiące w roku. Dlatego powstała piosenka 'Santorini' - historia o tym, co dzieje się, kiedy rzeczywistość rozmija się z oczekiwaniami" - mówi w rozmowie z Czwórką.
Dlatego po raz kolejny artystka daje nam znać, że warto być niezależnym i wolnym, tym samym nie dawać sobie niektórym rzeczom i sytuacjom wpłynąć na siebie. Nie brakuje także motywu ciałopozytywności, która wręcz emanuje z teledysku. Jednocześnie Mery pokazuje kolejny etap w muzycznej karierze - rezygnuje z dotychczasowej estetyki na rzecz bardziej naturalnego, wakacyjnego looku.
"Czy lato musi być najlepszym czasem w roku? Czy idealne oświadczyny muszą być na Santorini? Czy na plaży muszę smażyć swoje wyćwiczone ciało w kusym bikini? Na wszystkie te pytania odpowiadam: NIE. Ale z drugiej strony, kto zabroni nam snuć tysiące wizji o idealnym życiu? Nikt" - zapowiadała singiel.
W te wakacje Mery Spolsky wystąpi na Open'er Festivalu, gdzie każdego dnia zaprezentuje swój live act 'Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj' (spektakl o zmaganiach z presją i oczekiwaniami). Tytuł spektaklu może być kontrowersyjny, ale porusza ważne tematy związane ze zdrowiem psychicznym.
Miesiąc później zagra na małej scenie Pol’and’Rock Festival już ze swoim nowym repertuarem. Nie ukrywa, że jest to spełnienie jej wielkich marzeń.
"Jeździłam tam, kiedy jeszcze impreza odbywała się pod nazwą Przystanek Woodstock, a nawet występowałam spontanicznie na terenie festiwalu. Teraz zrobimy to oficjalnie na małej scenie" - wyznaje.