Występ na kultowym festiwalu zakończył się katastrofą. Zapytał fanów, czy ma odejść z zespołu
Oprac.: Michał Boroń
Po uznanym za katastrofalny występie na festiwalu Rock in Rio wokalista Arnel Pineda poddał się pod ocenę internautów, czy powinien odejść z grupy Journey. "Podjąłem ryzyko, nie potraktowałem tego lekko i spodziewałem się zamieszania, które wywołam" - powiedział Pineda.
Śpiewający w Journey od 2007 r. Arnel Pineda przed laty podkreślał, że jeszcze zanim usłyszał hit "Don't Stop Believin'" (sprawdź!) tytułowe słowa ("Nie przestawaj wierzyć w siebie") były jego życiowym mottem. Pochodzący z Filipin wokalista miał ciężkie życie - jego matka zmarła, gdy miał 13 lat, a na skutek długów powstałych na jej leczenie rodzina popadła w biedę. Dwa lata mieszkał na ulicy, śpiąc często pod gołym niebem, często nie dojadając i zarabiając grosze za zebrane butelki i złom.
"Nie przestałem wierzyć, że pewnego dnia spotka mnie w życiu coś magicznego" - opowiadał Pineda, który stopniowo zdobywał popularność w swojej ojczyźnie. W połowie 2007 r. na nagranie coverów w jego wykonaniu trafił gitarzysta Neal Schon, który w obecnym składzie Journey jest ostatnim oryginalnym członkiem. To właśnie Schon skontaktował się z Filipińczykiem i zaprosił go do Stanów na przesłuchania do swojego zespołu, a pod koniec roku Pineda został ogłoszony nowym wokalistą Journey.
Zobacz również:
Działająca od 1973 r. grupa największe komercyjne sukcesy odnosiła ze Stevem Perrym w roli wokalisty. Do dziś sprzedała ponad 100 mln na całym świecie, a do największych przebojów - poza "Don't Stop Believin'" - należą piosenki "Open Arms", "Who's Crying Now", "Separate Ways (Worlds Apart)", "Faithfully" i "When You Love a Woman".
Zespół wciąż aktywnie działa, koncertując głównie w Ameryce Północnej i Południowej. Jednym z ostatnich występów był prestiżowy festiwal Rock in Rio w Rio de Janeiro (Brazylia). Journey pojawił się tam u boku takich gwiazd, jak m.in. Ed Sheeran, Katy Perry, Mariah Carey, Shawn Mendes, Deep Purple, Imagine Dragons, Avenged Sevenfold, Cyndi Lauper i Travis Scott.
Journey i katastrofalny występ na Rock in Rio
Z powodu problemów technicznych występ Journey zakończył się katastrofą. Arnel Pineda miał poważne problemy z trafieniem w odpowiednie dźwięki, a na zespół spadła fala krytyki. "Zdruzgotany" wokalista zdecydował się na radykalny krok - zaproponował fanom, żeby zadecydowali o jego przyszłości w grupie, głosując za pozostaniem lub odejściem.
Wsparcie dla Pinedy publicznie okazali jego koledzy z Journey. "Głos jest BIOLOGICZNYM INSTRUMENTEM, podlegającym pogodzie, zmęczeniu, wirusom, bakteriom, jet lagowi itp. Czasami NIE współpracuje, NIE MOŻE lub NIE BĘDZIE współpracować, gdy jest to potrzebne. Więc jaki jest sens w katowaniu człowieka za coś, nad czym nie ma kontroli?" - napisał perkusista Deen Castronovo.
"Podjąłem ryzyko, nie potraktowałem tego lekko i spodziewałem się zamieszania, które wywołam" - powiedział Arnel Pineda. W kolejnych wpisach podziękował fanom za słowa wsparcia i pozytywne komentarze.
"Dobrzy ludzie przychodzą mi na ratunek. Bez względu na to, przez co przechodzą, dobre czy złe, jak tylko zobaczyli mój post, szybko i odważnie nie wahali się wysłać swojej życzliwości, szczerości, poświęcić swój cenny czas, by po prostu wyrazić, jak szczerze troszczą się i chcą walczyć o mnie. (...) Przyjaciele ze wszystkich stron świata - wysyłam wam wszystkim pokój i miłość" - podkreślił wokalista Journey.