Zamilska "United Kingdom of Anxiety": Gdyby elektronika była metalem [RECENZJA]

Artystka obwołana niegdyś królową techno w kraju nad Wisłą, dziś z chęcią wymyka się wszelkim szufladkom. "United Kingdom of Anxiety" pozwala doskonale zrozumieć, dlaczego bardziej niż w klubach z muzyką taneczną, łatwiej znaleźć Zamilską aktualnie koło grup metalowych.

Zamilska wydała album "United Kingdom of Anxiety"
Zamilska wydała album "United Kingdom of Anxiety"Andrzej WasilkiewiczReporter

Mam wrażenie, że ostatnio media dużo bardziej skupiły się na życiu prywatnym Zamilskiej, aniżeli jej muzyce. Tak jakby wszelkie informacje na temat twórczości Natalii zostały zepchnięte na drugi plan wraz z ujawnieniem przez nią wejścia w związek z Joanną Okuniewską, znaną z podcastów "Tu Okuniewska" oraz "Ja i moje przyjaciółki idiotki".

Zdecydowanie nieprzyjemne sytuacje, które w związku z tym spotkały bohaterkę tej recenzji i jej partnerkę, przysłoniły kwestię premiery najnowszej płyty. A cholera - mówimy o osobie, która jeszcze dekadę temu była obwoływana polską królową techno. To jak to jest z wami, drodzy słuchacze? Wolicie sensację, którą celowo rozpocząłem tę recenzję, czy też faktycznie skupić się na muzyce?

Jest o czym mówić. "United Kingdom of Anxiety" to zdecydowanie pozycja przesuwająca granice dotychczasowej twórczość Zamilskiej. Mam wrażenie, że skupiła się tu ona szczególnie na influencjach industrial metalowych. Nie dziwi mnie w związku z tym w żaden sposób, dlaczego artystka poprzedzała w ostatnim czasie występy black metalowej Furii. Ba, jestem w stanie sobie wyobrazić, że gdyby świat pokierował się tak, że Black Sabbath zajarało się syntezatorami zamiast elektroniką, to pozycja typu "United Kingdom of Anxiety" mogłaby być epigonem ich twórczości.

To, jak blisko Zamilska jest tu metalu, zwiastuje rozpoczynające płytę "Phantom", w którym świdrujące, ciężkie basy i przemysłowe dźwięki poprzedza krótki fragment metalowych blastów. "Mommy" pokazuje, że producentka jest w stanie zrobić ciekawy motyw nawet z dźwięków siorbania, ale najciekawiej robi się wtedy, gdy w grę zaczyna wchodzić sprowadzona bardziej w tło i mocno skompresowana perkusja, która na celu ma perfidnie wykorzystanie budowanego wcześniej napięcia.

"Better Off" zdaje się początkowo potrzebnym wydechem - bit początkowo jest oparty na nieregularnym, niespokojnym rytmie i sfuzzowanym basie, ale w połowie słyszę ewidentnie wpływ muzyki Nine Inch Nails z czasów absolutnie genialnych "Broken" czy "Downward Spiral". I zwyczajnie nie umiem tego nie pokochać. W "Cramp" gitara i talerze pojawiają się wręcz w bezpośredni sposób. Ale żaden moment nie pokazuje, o co tu naprawdę chodzi, bardziej niż "No Gods", w którym gościnnie występuje Łukasz Pach - wokalista grindcore'owego zespołu Hostia.

Czasem Zamilska odchodzi od tego metalowego kręgosłupa. Jak na przykład w "Golden Tooth" czy pierwszej połowie "1984", którą prędzej przyporządkowalibyśmy do trip-hopowego Massive Attack z czasów "Mezzazine" oraz "Persist", z gościnnym udziałem Natalii Przybysz, które wręcz można by było umieścić na "1000th Window". Mamy tutaj też takie perełki jak krótkie, dark ambientowe "I Had a Dream".

Ale generalnie tak - "United Kingdom of Anxiety" określiłbym całościowo mianem niepokojącego industrial metalu z większym naciskiem na elektronikę niż na jakimkolwiek industrial metalowym nagraniu. O ile w ogóle trzeba było umieszczać tu jakiekolwiek szufladki. Bo jeżeli nie, to powiem, że Zamilska po prostu nagrała jedną z najlepszych płyt, jakie urodziła w tym roku polska ziemia. Cieszcie się, bo może przyszłe jej pozycje narodzi już ziemia islandzka, gdyż niedawno artystka przeprowadziła się właśnie do najbardziej wysuniętego na północ kraju Europy.

Zamilska, "United Kingdom of Anxiety", Universal Music Polska

9/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas