Wiktor Dyduła "Pal licho": Przegrać bitwę, wygrać wojnę [RECENZJA]
Debiutancki album Wiktora Dyduły to idealne potwierdzenie, że można przegrać bitwę, ostatecznie wygrywając wojnę.
Od końca 12. edycji "The Voice of Poland" i debiutu utworu "Dobrze wiesz, że tęsknię" minęło półtora roku. Wiktor Dyduła wydaje się jednak w tym momencie już na dużo lepszej pozycji niż wielu wokalistów, którzy w różnych edycjach programów doszli wyżej - przypomnijmy bowiem, że Wiktor ostatecznie znalazł się tuż za podium. Popularność singli zapowiadających krążek pokazała doskonale, że dużo ważniejsze jest to, co dzieje się po programie. Ale czy warto było czekać? Oj, zdecydowanie.
Łatwo powiedzieć, że twórczość Wiktora Dyduły nie istniałaby bez Dawida Podsiadły. Nie chodzi nawet o wąsa dużo bardziej imponującego niż u starszego kolegi, bo się kręci i trzyma na wosku. Muzycznie obaj uderzają w podobne klimaty - niby to pop, ale z mocnym posmakiem indie, niestroniący od syntezatorów, z charakterystycznym matowym, łagodnym brzmieniem wysuwające w przód bardzo klarownie zmiksowane partie gitary basowej.
Różnice tkwią w szczegółach. Wiktor Dyduła wydaje się wokalistą dużo bardziej elastycznym: kiedy pomyśli się, że barwa głosu go bardziej predysponuje, bo z natury jest "czystszy", za chwilę rzuci czymś, co brzmi arogancko i chropowato. Imponuje rozpiętość jego skali, co doskonale pokazuje chociażby w "Adios" czy w "Kole Fortuny", ale nawet w "Dobrze wiesz, że tęsknię" chwali się swoim falsetem. Choć gdzieś tam kusi, by rzucić, że swoimi umiejętnościami mógłby obdzielić kilku innych wokalistów, to jednak niezmiennie wiemy, że to on.
Jako tekściarz Dyduła okazuje się miejscami zaskakujący ekshibicjonistyczny i bezpośredni. I nie ukrywam, że nawet jeżeli to pióro nie jest specjalnie ostre, obfitujące w wymyślne metafory, ma swoje słabsze momenty w konstrukcji, to umiejętność pobudzania wyobraźni i wywoływania obrazów za pomocą słów tu działa. "Santorini" wracające pamięcią do wakacji odbytych z utraconą już miłością jest tu chyba najlepszym przykładem. Z tropikalnym brzmieniem i łkającą solówką gitarową to jeden z absolutnych faworytów z tej płyty.
Pozostali? Psychodeliczno-rockowe "Ostatnie takie słońce", które brzmi jakby ktoś wyjął tę kompozycję z archiwów Tame Impala i połączył go z onirycznym wokalem obrobionym na modłę lat osiemdziesiątych, który tu dostarczyła Natalia Grosiak. Nie mogę nie wspomnieć też o "Dobrze wiesz, że tęsknię" - to numer zahaczający o nieco inne klimaty niż reszta krążka: bluesowa podbudowa, niemal rapowe melorecytacje pojawiające się w warstwie wokalnej i brudne brzmienie pozycjonują numer Wiktora bliżej współczesnej twórczości Mroza.
"Pal licho" to niesamowicie udany debiut: przemyślany, spójny, zwarty i pozbawiony słabszych punktów. W mojej długiej historii recenzowania płyt osób, które spróbowały się w "The Voice of Poland" zdecydowanie zaliczam krążek Wiktora Dyduły za jedną z bardziej udanych pozycji.
Wiktor Dyduła "Pal licho!", Universal Music Polska
8/10