SB Maffija "Hotel Maffija 2": Bal do rana [RECENZJA]
Pamiętacie swoje imprezy integracyjne? Niektóre z nich zapewne warto byłoby powtórzyć i z podobnego założenia wyszli Białas, Solar i reszta ekipy SBM Label. Znów zaszyli się na kilka dni z dala od miejskiego zgiełku i produktem ubocznym oparów alkoholu i zielonego dymu ponownie jest pełnoprawny album.
Wpierw trzeba docenić sam koncept "Hotelu Maffija 2". Zebrać pokaźną ekipę, wyjechać gdzieś na odludzie, bawić się, pisać, nagrywać i finalnie to wydać, żeby tabuny nastolatków mogły się chwalić na przystankach autobusowych, czego to słuchają ze swoich smartfonów. "Jest impreza u Solara my musimy tam być / Dziś będziemy do rana robić nuty i pić", wiadomo. Kolejny plus za samą realizację, bo album brzmi po prostu świetnie. Wszystko jest dopracowane w najmniejszym detalu, kompletnie nie czuć, że jest to materiał nagrywany na szybko. No ale przecież "S.P.O.R.T." Tedego też powstał w tydzień. I wreszcie, po początkowych komplementach trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i ocenić to, co powstało w Pałacu Krzykosy.
A powstał jeden wielki misz-masz wszystkiego, do czego zdążyli już przyzwyczaić członkowie SBM Label. Zero elementów zaskoczenia i wyjścia poza ramy obranego konceptu, nawet stylistycznie, więc jeśli ktoś poszukuje pamiętnych wersów, celnych linijek i wielopoziomowych rozmyślań, przez które nie będzie mógł spać po nocach, to tutaj tego nie znajdzie. Chyba że ktoś się zastanawia, skąd się wzięło "co to za bluza Lanek?", numer zainspirowany komentarzem pod jednym ze zdjęć w mediach społecznościowych, albo jak wygląda świat z perspektywy Boga w "Baśni braci Kacperzyk" to zapraszam.
Liczy się tu i teraz, a gdy impreza dobiegnie końca to można usiąść do kolejnego "H8M" czy innej "Patointeligencji". W przypadku hotelowej zabawy-nagrywki tematyka jest prosta jak droga wojewódzka nr 673 - jak najszybsze miłosne podboje i prędkie wskakiwanie do łóżka, gwiazdorski status, biznesy, używki, przekonanie o własnych skillach i ogólna lekkość bytu.
Coś poza tym? Ano trochę prztyczków w kierunku nauczycieli w "Droga pani" w czym prym wiedzie Białas - "Pani katechetka słała mi wiele złych życzeń / Widziałem jej dom na licytacji komorniczej", natomiast trochę normalności wnosi z Lanek z całkiem przemyślanymi linijkami "Chudy mały chłopiec, a te panie mówią, że to niby ciężki dzieciak / Bo na wiolonczeli nie chce grać Bacha, on woli grać metal".
Solar w "Bani u Solara" robi jeszcze większą karykaturę niż pierwowzór. Zmiana ksywki u Maty to nie tylko symbol, ale i oddzielenie tego, co było ciekawe, od tego, co jest teraz, czyli "najarałem się w ch**". Podobnie jak Adi Nowak - coś wyparowało, ale z Matczakiem pionę zbić może, bo "Marihuanka i Adi to dobrana parka". Fukaj próbuje śmieszkować z "Już nigdy szluga nie zapalę, nawet teraz się zaśmiałem / Żartowałem, przynajmniej nie skłamałem, kiedy mówiłem, że wstanę / Ale nie nad ranem", jednak nie wiem, czy znajdzie się jeszcze miejsce w ramówce Nocy Kabaretowej.
Podobać mogą się za to pojedyncze fragmenty, bo nie dość, że czasem zlepek kilku słów jest lepszy i celniejszy niż całe zwrotki, to w dodatku forma, w jakiej zostały podane niektóre wersy jest całkiem niezła. Refren "Parapetówy" White'a 2115, czyli klasycznie u niego - pusty, lecz stylowy. Beteo osiąga szczytową formę (we własnej skali oczywiście), kiedy nikt nie ma wobec niego żadnych oczekiwań - ziomale próbują się bawić, ten ubarwia refrenem "Zieloną szkołę". Jako całość - szacunek za przebojowe "Do zobaczenia" braci Kacperzyk, chociaż kłuje przeciąganie sylaby w "nagrana".
Generycznością uderzają podkłady. Owszem, imponują produkcją, jak "WROOBEL DAJ TO GŁOŚNIEJ", czy "Droga pani", gdzie indziej chwytają się kilkubitowców z dawnych konsol, jak w "Śniadaniu w hotelu", ale ciężko nie odnieść wrażenia, że to wszystko już było. Reggaetonowy "Łyk i buch", gitary "Lawendy" i popowa, ociekająca prostą melodią "Szansa na sukces" to hitowe momenty, jednak z gatunku tych na jeden raz. Trapowa "Prometazyna", "Pancerz" z noonowymi perkusjami, czy zerkające w stronę podziemnych londyńskich klubów "Baśnie braci Kacperzyk" to pojedyncze wyjątki, które powinny zostać z wszystkimi na dłużej.
Skala niekoniecznie rozmach. Tak najprościej napisać o "Hotelu Maffija 2". Paradoksalnie niczego tu nie brakuje, miał być luźny zbiór numerów i szybki przelot przez twórczość SBM, trochę gorzej z jakością. Singel na singlu, krótkoterminowe hooki, przestrzelone pomysły jak coverowanie grupy Zero (choć nie tak abstrakcyjne jak Mata śpiewający na swoim debiucie Leonarda Cohena) i zgadzające się cyferki na kontach i streamingach. Muzyka niekoniecznie dobra, ale ładne życie. Tak sobie parafrazując Rasmentalism na sam koniec.
SB Maffija "Hotel Maffija 2", SBM Label
5/10