RYSY "4GIVE": Idziemy w rave! [RECENZJA]
Duet RYSY zawsze kręcił się blisko sceny klubowej, ale tego, co wydarzyło się na "4GIVE" nie spodziewali się zapewne nawet najbardziej zatwardziali fani grupy.

Z czym kojarzy wam się wspólny projekt Wojtka Urbańskiego i ŁukaszaStachurko? Nawet jeżeli waszym pierwszym skojarzeniem będą utwory klubowe, to jednak to ten typ elektroniki, w której słychać, że muzycy masę czasu spędzili w życiu, słuchając twórców z Ninja Tune czy Warp Records. W końcu artyści z tych wytwórni równie często w przebiegu swojej ewolucji sięgali po muzykę klubową. I nawet jeżeli polska grupa chętnie wykorzystywała te elementy na poprzednich płytach, to tego, jak daleko się z tym posuną na "4GIVE", zupełnie się nie spodziewałem.
Oczywiście wiem, że duet gra regularnie sety DJ-skie w klubach. Być może właśnie ten aspekt ich działalności wpłynął najbardziej na brzmienie "4GIVE". Tutaj bowiem zespół totalnie zapomniał, że jakiekolwiek hamulce w ogóle istnieją. Zapomnijcie o subtelności brzmieniowej poprzednich albumów. Zapomnijcie o jakichkolwiek wpływach downtempo czy trip-hopu, gościach wokalnych, którzy swoją wrażliwością uświetniają piosenki. Piosenki? Przecież "4GIVE" to rave w czystej postaci - nieskazitelna zabawa, w której stopa nadaje mordercze tempo biciu serca.
Duet Urbański/Stachurko chętnie wykorzystuje chociażby brzmienie syntezatora basowego Roland TB-303, któremu zawdzięczamy charakterystyczne kwasowate melodie acid techno. Ten pojawia się w utworach "HARPA", "PLUR" czy "APE", skutecznie przypominając o tym, co rządziło na niekoniecznie legalnych imprezach klubowych. Charakterystyczne brzmienie stopy oraz talerzy z automatu perkusyjnego Roland TR-909 tylko podkreślają to uczucie.
Nawet jeżeli gdzieś wyłaniają się delikatniejsze melodie, pokroju tej rozpoczynającej tytułowy numer, zazwyczaj nadpisywane są przez dużo agresywniejsze, rave'owe elementy. "MANERA" to przecież przełożenie 1:1 tego momentu na festiwalach muzycznych, gdy po głównej gwieździe w ramach zakończenia imprezy swój set prezentuje popularny DJ, księżyc świeci, a trawa pachnie opadającym potem uczestników.
To najciekawsze, że najdelikatniejsze numery rozpoczynają i kończą płytę. Żaden z nich nie zdradza za bardzo odbiorcom, co może kryć się w środku. "CALLING" posiada rysy house'owe, trance'owo-stadionowy syntezator, ale implementuje je w tak mało narzucający się sposób, że spodziewamy się, iż krążek tak czy siak pójdzie w stronę poprzednich dokonań. Nic bardziej mylnego.
I wiecie co? Pewnie wielu fanów poprzednich dokonań zespołu może być oburzonych tym, co tu się wydarzyło. A ja zupełnie nie jestem, bo w swojej kategorii to muzyka nieziemsko wręcz solidna. Nie wybitna, bo i bardzo często celowo epigonistyczna, korzystająca ze sprawdzonych formuł tego, co kieruje, bądź kierowało, na parkiety. Ale zrobione jest to z taką pieczołowitością, że zwyczajnie nie umiem nie docenić tego, co Wojtek i Łukasz uczynili. U mnie mają wybaczone.
RYSY, "4GIVE", Dyspensa Records
8/10