Recenzja Natalia Nykiel "Discordia": Policz do trzech

"Discordia" pokazuje, że sukces Natalii Nykiel to nie jakiś "Error" w systemie - tu faktycznie mamy do czynienia z piosenkarką z pomysłem na siebie i swoją muzykę. Szkoda więc, że artystka zaledwie sygnalizuje potencjał do tworzenia rzeczy wielkich.

Natalia Nykiel na okładce płyty "Discordia"
Natalia Nykiel na okładce płyty "Discordia" 

Nie pierwszy raz okazuje się, że pierwsze miejsce w talent show nie zawsze oznacza faktyczne zwycięstwo. Monika Brodka, Grzegorz Hyży, Dawid Podsiadło czy LemON faktycznie do dziś są doskonale widoczni i na swoich poletkach rozdają karty. Gorzej, gdy zestawimy ich kariery chociażby z Alicją Janosz czy Maciejem Silskim, a nawet Krzysztofem Zalewskim, który po latach dopiero zaznacza swoją obecność.

Są też artyści, którzy danego programu co prawda nie wygrali, ale zrozumieli jego sens, przez co cechują się mentalnością zwycięzców. Pamiętacie, że początki kariery muzycznej zaliczyli w telewizji m.in. Sarsa i Ania Dąbrowska? Pokazuje to pewną tendencję - talent show jest zaledwie otwarciem furtki, a wykorzystać ją można dopiero wtedy, gdy ma się pewien pomysł na siebie i swoją muzykę.

Natalii Nykiel, biorącej udział w drugiej edycji "The Voice of Poland" - mimo przegranej w samym programie - również udało się zaznaczyć swoją obecność na scenie. I to nie byle jak: utwory "Bądź duży" oraz "Error" stały się z miejsca przebojami, serwując zgrabnie zrealizowany electropop stowarzyszony z dość nierówną warstwą liryczną. Nie da się ukryć, że na sukces składał się także fakt, że dotychczas nikt w Polsce nie podejmował się aż na taką skalę mierzenia z tego rodzaju rytmami.

"Discordia" mogła być dla wokalistki sprawdzianem umiejętności, ale w zasadzie jest podjęciem bardziej tanecznej formuły obecnej już na debiucie - o czym może już świadczyć ponowne objęcie roli producenta przez Michała "Foxa" Króla - i poddanie jej nieznacznym modyfikacjom. Z tej perspektywy album nieznacznie rozczarowuje, bo ostatecznie jawi się jako pozycja dość bezpieczna, a utwory z Auerem czy Flirtini pokazywały przecież, że Natalię stać na nieco więcej.

Oczywiście, że fanów tego najbardziej medialnego oblicza Natalii Nykiel może zszokować "Fala" wyraźnie nawiązująca kompozycyjne i brzmieniowo do rave'u, ale to tylko wstęp, bo później jest zazwyczaj spokojniej. No, może z wyjątkiem prących do przodu, wyjętych z dyskotek lat 90. "Kokosanek", które niewątpliwie podbiją parkiety. Ciekawie prezentuje się wpełzający na nisko osadzonych, przesterowanych dźwiękach "Przeddzień" niespodziewanie wpadający w miarowo wybijany refren.

Trudno odmówić urokowi singlowemu "Spokojowi" ze swoimi słodkimi syntezatorami nawiązującymi nawet sposobem wybijania wprost do czasów drugiego i trzeciego albumu Calvina Harrisa. I to nawet jeżeli ostatecznie wypada jako kompozycja bardziej wyczyszczona aniżeli pozostałe pozycje z płyty.

Nie wszystko się udało i należy tu wspomnieć przede wszystkim o "Staminie", która przeskakuje od ociężałych, kwadratowych basów do kabaretu, ale ostatecznie cierpi na brak innego konceptu niż zabawa pokrętłami w syntezatorze. Najspokojniejszy na krążku utwór "Post" zapewne podbiłby Polskę, ale głównie ze względu na swoją radiową nijakość. Przede wszystkim numer zostaje potraktowany śpiewem wchodzącym we wrażliwość szkolnych akademii, jakby zabrakło tutaj pomysłu na prowadzenie wokalu: monotonne, snujące się zwrotki spajane są power-refrenem, w którym niby powinna tkwić energia, ale zupełnie nie udziela się słuchaczowi. Natalia Nykiel gubi swoją największą zaletę, czyli skrzyżowanie dziewczęcej delikatności z zadziornością, przez co nie pomaga nawet intrygująca 8-bitowa elektronika na refrenie (ponownie Calvin Harris się kłania).

Wolniej oznacza gorzej? Na szczęście "Post" to tylko wypadek przy pracy, bo wchodzący w podobne rytmy "Pokój 5" wypada o wiele lepiej. Być może dlatego, że dziewczęce, nostalgiczne partie są kontrastowane przez te bardziej rozpaczliwe, przez co całość brzmi bardziej naturalnie i wiarygodnie. A może to dlatego, że warstwa muzyczna imponuje stanowiąc ciekawą trawestację stylistyki ballad r'n'b z lat 90. poprzez ubranie jej w electropopową stylistykę?

Warto rzucić także uchem na klimatyczny, przestrzenny, dostępny w wersji deluxe "Nadmiar" umiejscowiony między współczesną alternatywną elektroniką spod znaku Flume'a czy Lapaluxa a balladami lat 80. podkreślonych szerokimi pogłosami (ta solówka!). Nie można zapomnieć o bardziej klasycznym "Iąm Fine" napędzanym przez rurowaty bas - gościnny udział charyzmatycznego Igora Walaszka z Clock Machine, obdarzonego charakterystycznym, lekko drżącym i chrypiącym wokalem okazuje się potrzebnym wydechem i wdraża w utwór ogromy dynamiki.

Z tekstami, cóż, dalej jest nierówno i to pomimo tego, że Natalia Nykiel nie zajmowała się nimi sama. Gdy zaskakiwani jesteśmy w singlowym "Spokoju" niby prostym "Umiesz liczyć do trzech? To już tłok - wykreśl mnie" jest dobrze. Szkoda więc, że w tym samym utworze rzucane jest niezamierzenie groteskowe "Czy każdy nasz krok w tył jest krokiem wstecz?" albo wypełniacze pokroju "Mogę stąd wyjść, ale patrzeć chcę/Jak ten świat dalej trwa, gdy czegoś brak". Boli obecność gramatycznych niezgrabności pokroju "Wiesz, że czuję twój wzrok, ten z końca sali śliny smak" albo "Nie chcę wciąż słuchać reklam, nie chcę tkwić w targecie gdzieś", które istnieją prawdopodobnie tylko po to, aby zachować rym z poprzednimi wersami.

To prawda, lirycznie jest lepiej niż na poprzednim albumie, ale dalej czuć różnicę poziomów między Natalią Nykiel a pozostałymi autorami. Spójrzcie na napisany przez Marię Peszek "Total błękit" traktującym o skakaniu z okna, gdzie każde słowo jest odpowiednio dawkowane i coś wnosi do całości albo wchodzący w szczegóły "Post", gdzie za tekst odpowiadała Julia Marcell.

Trochę ponarzekałem, ale mimo kilku wad "Discordia" jest albumem udanym - czuć, że to pozycja spójna, zrealizowana z konkretną wizją całości. Nie rewolucyjna, ale wyróżniająca się na naszym rynku swoją przystępną electro-popową stylistyką, nawet jeżeli brak tu ryzyka, a część rozwiązań może wydawać się nie tyle podróżą retro co zwyczajnym archaizmem. Nie ma siary, ale liczę na to, że przy następnym wydawnictwie Natalia Nykiel pokaże na co ją naprawdę stać.

Natalia Nykiel "Discordia", Universal

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas