​Recenzja Leski "Splot": Splot fajnych melodii

Tomek Doksa

Nie dość, że świetny, to jeszcze po polsku. Leski debiutuje albumem, którego musicie posłuchać.

Leski urzeka prostotą i naturalnością w swojej muzyce
Leski urzeka prostotą i naturalnością w swojej muzyce&nbsp 

Zanim jeszcze włączyłem "Splot" w odtwarzaczu, zgłębiłem informację prasową dotyczącą tej płyty: występ na ścieżce dźwiękowej do serialu "Prawo Agaty", rekomendacja od Edyty Bartosiewicz... Kurcze, chyba nie byłem w albumowym targecie, bo muszę przyznać, że mnie te zapowiedzi bardziej zniechęciły niż przekonały do sprawdzenia długogrającego debiutu Leskiego. Dobrze pamiętam jego pierwszą EP-kę "Zaczyn", dobrze wspominam numer "Było", ale co jeśli - pomyślałem - za wspomnianą prasówką rzeczywiście idą piosenki, podchodzące pod tvnowski soundtrack z muzyką środka? No cóż, gdyby nie wspomniana wcześniej EP-ka, może i "Splot" bym nawet odpuścił, ale że pierwsze próbki talentu Leskiego mocno mnie zaintrygowały, zwodnicze teksty marketingowe puściłem na szczęście w niepamięć. Na szczęście, bo jak się szybko okazało - "Splot" nie potrzebuje posiłkować się żadnymi Agatami, ta płyta świetnie daje sobie radę sama.

Oczywiście rozumiem, że bez obecności w telewizji śniadaniowej na pewno się nie obędzie. Żyjemy w takim kraju, a nie innym, tutaj trzeba się ludziom wszędzie pokazać, żeby o tobie słyszeli. O prasowych zapowiedziach "Splotu" wspomniałem jednak celowo - bo odwiedziny na przedpołudniowej kanapie to jedno, a dobry, lepiej oddający właściwy materiał, przedpremierowy PR to drugie. A o Leskim i jego muzyce można napisać na pewno dużo więcej, niż ciągle tylko w kontekście błogosławieństwa od Bartosiewicz (choć oczywiście jej się chwali, że zabrała nieznanego artystĘ na wspólną trasę i pozwoliła mu występować w roli supportu). Gdyby nadmienili, że nagrał płytę znacznie lepszą od jej powrotnego "Renovatio" - to co innego. Albo że ciekawszą i bliższą życiowym realiom niż cała ramówka TVN-u - też trafiliby w sedno. Bo w "Splocie" najpiękniejsze jest to, że w przeciwieństwie do wcześniej wymienionych, forma idealnie współgra z treścią. Bez śmiesznego napinania muskułów i z dala od pretensjonalności lansowanej przez popularne stacje radiowe i telewizyjne. Leski być może niebawem będzie gwiazdą (czego mu z całego serca życzę), ale jak na razie urzeka prostotą i naturalnością w swojej muzyce. Odważnie też, i na przekór dominującym modom, zamiast po angielsku śpiewa po polsku - co zresztą powinno być najlepszą kartą przetargową przy promowaniu jego piosenek. Śpiewać dobrze w ojczystym języku to na polskiej scenie sztuka dziś niebywała, a jemu udaje się ona świetnie. Porównania do Jose Gonzaleza i Finka? Te muszą być dla niego bardzo miłe, ale ja pójdę nawet dalej i przyznam, że kolejne odsłuchy "Splotu" tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że jeśli ta płyta to nie przypadek, nowy zagraniczny folk rock nie będzie mi więcej potrzebny. Leski robi go równie dobrze, a może - przez wzgląd na fajne teksty (panowie Fisz, Skubas i inni utalentowani pisarze: macie konkurencję) - nawet  lepiej.

"Hipnotycznie kręćmy się, wokół orbit naszych gwiazd / Zmieńmy się w astralny pył, i zatrzymajmy czas" -  jak śpiewa w singlowym "Kosmonaucie". Przy "Splocie" da się to naprawdę zrobić, serio.

Leski "Splot", Warner

8/10


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas