Reklama

Recenzja Evanescence "Synthesis": Płyta dla fanów Roty

Autorzy hitów "Bring Me To Life" i "Immortal" powracają po sześciu latach przerwy z nowym albumem... no, nie do końca nowym. Dzieło zawiera bowiem starsze kompozycje zespołu, ale nagrane w zaskakujących wersjach - z dodatkiem orkiestry symfonicznej i w elektronicznych aranżacjach.

Autorzy hitów "Bring Me To Life" i "Immortal" powracają po sześciu latach przerwy z nowym albumem... no, nie do końca nowym. Dzieło zawiera bowiem starsze kompozycje zespołu, ale nagrane w zaskakujących wersjach - z dodatkiem orkiestry symfonicznej i w elektronicznych aranżacjach.
Evanescence nagrał płytę z orkiestrą /

Odkąd Metallica zagrała z San Francisco Symphony wspólne koncerty i wydała ich zapis w postaci dwupłytowego albumu "S&M", przyglądam się podobnym projektom z dość sporą dozą podejrzliwości. Chociaż rock i metal mają naprawdę wiele wspólnego z muzyką symfoniczną, to artyści decydujący się na mariaż gitar i smyczków bardzo często popadają w patetyzm, nagrywając nieznośnie pompatyczne kompozycje, które ciężko traktować na serio.

Evanescence też częściowo wpadło w tę pułapkę, chociaż muzyka tworzona przez ten goth-rockowy (a może bardziej goth-popowy...) zespół zawsze była dramatyczna, dynamiczna i podniosła, przez co efekt ten nie jest boleśnie odczuwalny, jak w przypadku wspomnianej Metalliki.

Reklama

Grupa zaś najlepiej wypada w tym formacie, kiedy stawia na stonowane aranżacje. "My Immortal" brzmi przy akompaniamencie smyczków wyjątkowo pięknie. Podobnie jak doprawiony szczyptą elektroniki "Hi-Lo" (jeden z dwóch nowych numerów na płycie) czy marzycielski "Lithium".

Jednak, nie ma co ukrywać, królują tu przede wszystkim monumentalne, niemal operowe utwory. I tu sprawa wygląda gorzej. Chociaż glos Amy Lee góruje nad tą całą instrumentalną nawałnicą i łagodzi jej skutki, to bombastyczne momenty w kompozycjach "Imaginary", "Lost Star" i jeszcze paru innych zwyczajnie kłują w uszy. No, chyba że codziennie przed zaśnięciem czytasz Czesława Miłosza, twoim ulubionym filmem jest "Drzewo życia" Terence'a Malicka, a pod prysznicem podśpiewujesz sobie "Rotę". Wtedy album ten po prostu pokochasz.

Wykorzystanie orkiestry miało w zamiarze dodać grupie zupełnie innego wymiaru i częściowo z pewnością się to udało. Chociaż Amerykanie brzmią najbardziej "obco", kiedy przerabiają swoje utworzy głównie przy pomocy elektroniki. Mówię tutaj o tytułowym kawałku (czyżbym słyszał tu dubstep?) i "My Heart Is Broken" z wykorzystaniem automatu perkusyjnego.

"Synthesis" to prawdziwa gratka dla fanów Evanescence, szczególnie tych, którzy wybudzeni ze snu o czwartej w nocy są w stanie wyrecytować z pamięci słowa wszystkich piosenek, które wyszły spod ręki ich ukochanej kapeli. Dla wszystkich innych (z wyjątkiem wielbicieli "Roty", ma się rozumieć) płyta ta może okazać się zaledwie ciekawostką, o której zapomną zaraz po przesłuchaniu.

Evanescence "Synthesis", Sony Music Polska

5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Evanescence | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy