Recenzja EABS "Slavic Spirits": To my, Słowianie

Słowiańska melancholia w zupełnie nowym wydaniu. Takim, że cały świat może nam zazdrościć.

Okładka płyty "Slavic Spirits" grupy EABS
Okładka płyty "Slavic Spirits" grupy EABS 

W ostatnich latach w Polsce ciężko znaleźć bardziej konsekwentny zespół od EABS. Wrocławski septet jest doskonałym przykładem na to, jak mocno i sumiennie pracuje się na swoją pozycję. Nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami.

Zaczęło się od małych kroków - zdobywania renomy w lokalnych klubach, która dość szybko rozprzestrzeniła się po całym kraju. Tylko kwestią czasu było zyskanie międzynarodowej sławy. Nie tylko wśród diggerów, ciągle poszukujących i stawiających na pięknie wydane albumy, ale i wśród najsłynniejszych dziennikarzy muzycznych z Gillesem Petersonem na czele. A to, nie tylko w naszej rodzimej skali, coś naprawdę wielkiego.

Wydany na kasecie "Puzzle Mixtape", będący zapisem sesji m.in. z raperami, był materiałem, który z obecną twórczością ma już niewiele wspólnego. Prawdziwe EABS zaczęło się dwa lata temu. Wtedy na rynku pojawiło się długo oczekiwane "Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)", które sprawiło, że zespół nie był już traktowany jako ciekawostka, ale pełnoprawny projekt, którego kolejnych kroków wypatrywał każdy.

A trzeba przyznać, że nagranie takiej płyty i sprostanie oczekiwaniom nie należało do zadań prostych, bo Krzysztofa Komedę, jednego z najwybitniejszych muzyków nie tylko polskiego, ale i europejskiego jazzu, interpretowano już wiele razy. Nigdy w taki sposób. Z własnym stylem, będącym nowością dla konserwatywnego, często zamkniętego na obecne trendy, polskiego jazzowego środowiska i odbieganiem od utartych schematów. To była nowa jakość, która dodatkowo jeszcze więcej zyskiwała na żywo.

Właśnie nadszedł czas na prawdziwą weryfikację skali talentu. W najlepszy możliwy sposób - poprzez autorski materiał. Już od pierwszych taktów i śpiewu ptaków słychać, że "Slavic Spirits" nie będzie zwykłym albumem. Pierwszy "własny" longplay EABS przedstawia ich z trochę innej strony. Nie tylko jako świetnych muzyków, ale i kompozytorów, którzy przenoszą słuchacza na Dolny Śląsk i opowiadają legendy o górze Ślęża. Od próby zmierzenia się z nią w "Ciemności", przez pogańskie rytuały w dwóch częściach nazwanych tak samo jak wzniesienie, aż po wejście na sam szczyt i "Przywitanie Słońca", które jest nie tylko najbardziej rozbudowaną kompozycją, ale i punktem kulminacyjnym projektu.

Przez niecałe trzy kwadranse, kompozycja po kompozycji, Marek Pędziwiatr i spółka kreują wyjątkowe, melancholijne obrazy powołując się na największych polskich gigantów. Co ciekawe, nie tylko jazzu, bo czuć tutaj ducha Czesława Niemena ze swojego najbardziej eksperymentalnego okresu twórczości. Dzięki temu "Slavic Spirits" to pokaźny, szeroki wachlarz kilku stylistyk, czasami nawet na przestrzeni jednego utworu, co doskonale udowadniają "Leszy" i "Południca". Dostajemy genialny przekrój od zgrabnego fusion, co potwierdza się w przypadku "Ślęży (Mgły)", którego nie powstydziłby się ani Michał Urbaniak, ani zespół Laboratorium. Jakby tego było mało, to możemy natknąć się na folkowe elementy, które przywołują na myśl twórczość Zbigniewa Namysłowskiego. Nudzić nie można się nawet przez chwilę.

Upór, konsekwencja, rozwój. Cały polski jazz zamknięty w niecałych trzech kwadransach. Bez słabych punktów, ze wszystkimi swoimi największymi zaletami. "Slavic Spirits" stało się jego wizytówką, która rozwija pojęcie melancholii i na nowo przedstawia rodzimy folklor. I to jest w tym wszystkim najważniejsze - żeby zrozumieć cały fenomen naszego jazzu wcale nie trzeba sumiennie studiować dyskografii serii Polish Jazz czy Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Można pójść trochę na skróty i sięgnąć po dzieło EABS, które nie tylko przybliża ideę gatunku, ale i przede wszystkim nas samych. Słowian.

EABS "Slavic Spirits", Astigmatic Records

9/10


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas