Recenzja Bisz "Piękno i Bestia": Powrót starego wilka
Wydać EP-kę w rocznicę swojego największego dzieła to wcale nie jest taka głupia idea, tym bardziej, że można to zrobić w starym stylu.
Karierę Bisza można podzielić na dwa etapy - przed i po "Wilku Chodnikowym". Po nim już nic nie było takie same, czy to w karierze samego rapera, czy to słuchaczy, dla których jest to jedna z najlepszych i najważniejszych polskich hiphopowych płyt w historii.
Zobacz również:
Po pamiętnym 2012 roku nie było zbyt wiele mocnych momentów u Bisza. Żaden z projektów, w szczególności karykaturalna wręcz płyta z Radexem, nie mógł się równać z poprzednikiem. Jaka jest recepta na sukces i powrót do świata żywych? Okazuje się, że bardzo prosta. Wystarczy nie uprawiać lirycznego samogwałtu oraz zaprosić do współpracy tych, którzy najlepiej znają twoje jazdy. "Wszystko ze smakiem, nie na szybko, nie jak paparazzi / nie chodzi tu o tępe fakty, lecz o czar wariacji", jak rapuje w "Zdjęciu!" bydgoszczanin.
Lenzy, Brudny Wosk, Złote Twarze, Nocne Nagrania i Mr.Ed stworzyli wyjątkową aurę do liryki Bisza. Ich pięć podkładów pokazuje, jak powinien brzmieć nowoczesny trueschool, a także udowadnia, jak prostymi środkami można maksymalnie zróżnicować krótką EP-kę. Może i konserwatywni diggerzy nie będą do końca zachwyceni, nie odnajdując tu za wiele stricte czarnych naleciałości, ale takie "Zdjęcie!" i "Oko patrzącego" zachwycą nawet fanów... Cinematic Orchestry.
Klimat i otoczka to jedno, ale największą frajdę sprawia jednak sam Bisz, który na "Piękno i Bestia" brzmi jak za najlepszych lat. "Piąty rok mija od narodzin wilka, popatrz jak z nim kończę / Zedrę skórę do krwi byś zobaczył z bliska własny portret" nawija w "Brzuchu Bestii". Raptem kilkoma słowami potrafi chwycić tak samo, jak robił to dawniej i to nie ważne, czy w grę wchodzą reminiscencje, jak w "Czekając na barbarzyńców", czy wielowymiarowość "Dziwności rzeczy".
Nie ma już miejsca na kakofonię, trywialne testy i próbę podlizania się hipsterce w zbyt obcisłych spodniach. "Piękno i Bestia" jest tym, czym powinny być nagrania Eldoki po 2006 roku. Przewodnikiem, intelektualną wycieczką i scenariuszem miejskiej nostalgii.
Te kilka numerów zawartych na "Piękno i Bestia" przywróciło Bisza o formy. EP-ka początkowo mogła wydawać się nietrafionym pomysłem, ale wystarczy spędzić z nią kilkanaście minut, żeby przekonać się, że najprostsze formy, chociaż w przypadku Bisza wcale nie są takie oczywiste, są najlepsze. Logiczny, ciekawy i jakże potrzebny dodatek do wielkiej płyty.
Bisz "Piękno i Bestia", Pchamy Ten Syf
7/10