Ralph Kaminski "Bal u Rafała": Niech żyje bal [RECENZJA]

Tytuł "Bal u Rafała" zapowiada album nagrany z pompą. Okazuje się, że jest wręcz przeciwnie: to rzecz może miejscami taneczna, ale na wskroś retro- i introspektywna, pozwalająca lepiej poznać, co naprawdę siedzi w głowie i w sercu Ralpha Kaminskiego. A o tym, co tam się skrywa, zdecydowanie warto się dowiedzieć.

Ralph Kaminski na okładce płyty "Bal u Rafała"
Ralph Kaminski na okładce płyty "Bal u Rafała"materiały prasowe

Nie wiem czy Ralph Kaminski ma jakąś ambicję zostać rodzimą inkarnacją Davida Bowiego, ale to niesamowite, że z każdym nowym krążkiem jest on w stanie zdefiniować się na nowo. Owszem, może w warstwie muzycznej nie są to zmiany tak radykalne, jak w warstwie wizerunkowej, ale słychać i widać, że kontroluje swój pomysł na nowy etap twórczości pod niemal każdym względem. Kim stał się wiec Ralph Kaminski z obnażoną klatką piersiową na okładce płyty?

Przede wszystkim osobą, która "wraca". Już w otwierającym numerze, w którym Piotr Fronczewski oznajmia nam, że "będzie trwał u Rafała bal", słychać echa lat osiemdziesiątych i "Akademii Pana Kleksa" (sam Ralph nigdy nie ukrywał swojej słabości do tego dzieła). W "Małych sercach" przy akompaniamencie organów ucieka pamięcią w rodzinne strony i idące za tym młodzieńcze traumy, tworząc nieoczekiwanie hymn wszystkich romantyków-idealistów, którzy nie potrafili się nigdy odnaleźć.

"Krystyna" to w pierwszej zwrotce sielankowy obraz działki, rozpalania grilla i wujka odpalającego Marlboro, gdy myśli zajęte są tym, że nie ma zasięgu i nie można skontaktować się z kimś, kto na nas czeka. Po latach okazuje się, że wszystkie obrazy będące pewnikiem w dzieciństwie, stają się wyłącznie wspomnieniami.

Wspomnieniami są również chłopcy, którzy nie poradzili sobie z presją społeczną i "na zdjęciach zatrzymali się", bo "nie pomógł im żaden spec". Ralph tęskni za nimi tak samo, jak za młodością, która uleciała, jak i za niespełnioną miłością do utraty tchu. Ale im dalej w las, tym więcej pojawia się tu nadziei, a koncept klaruje się już w pełni.

"Bal u Rafała" to bowiem album, który mówi o tym, że pomimo traumatycznych wspomnień, poczucia ulatujących lat, doświadczeń nie tylko pozytywnych, na końcu zawsze pojawia się światełko. Tekstowo Ralph bywa bardzo dosłowny, bezpośredni, stawia na proste symbole i nie zostawia ani odrobiny miejsca na dogłębne interpretacje. Ale to działa: buduje w sposób jasny i klarowny jego postać, którą "nazywać będą legendami", nawet jeżeli "dzisiaj wszystko zgarnia Hania Rani". Bo gospodarz "Balu u Rafała" to zdecydowanie osobowość, jakiej scena popowa potrzebuje w czasach pozbawionych wielkich muzycznych narracji i nagrywania utwory pod algorytmy.

Szczególnie że Ralph to też kawał głosu, z którym wyczynia rzeczy niestworzone. Wydaje się artystą, który daje z siebie 110% i spogląda w niebo zamiast zastanawiać się, jak bardzo kamienie uwierają go w stopy. Owszem, niektórzy zarzucą mu zmanierowanie, ale pełna kontrola swojej charakterystycznej barwy głosu, precyzja w wyśpiewaniu kolejnych fraz, umiejętność wciskania emocji sprawiają, że błyskawicznie się o tym zapomina. Przy okazji nie ma się wrażenia, że stara się być efektowny na siłę albo eksponuje na siłę swoje umiejętności - wręcz odwrotnie: wciska do piosenek dokładnie tyle, ile potrzebują. To czyni go z pewnością jednym z bardziej utalentowanych wokalistów, z jakimi mamy obecnie do czynienia.

Co do muzyki, ta działa na przekór tytułowi - mało w niej rozbuchania, dużo natomiast delikatnych melodii z elementami elektroniki przemawiającej głównie przez wszechobecne syntezatorowe arpeggia. Bo czy tak nie pobrzmiewa wam właśnie "Krystyna", która ewidentnie pachnie latami osiemdziesiątymi, kłaniając się ku retrowave'owi? Albo czy tytułowa piosenka nie kojarzy wam się z dyskotekową twórczością Robyn? "Ale mi smutno" porywa pulsem zachęcającym do tańca, nawet jeżeli ze łzami w oczach i na całej płycie jest tego całkiem sporo.

Nie da się ukryć, że na ogół to głos Ralpha ma wybrzmiewać na pierwszy plan. Ale jeżeli skupimy się stricte na warstwie melodycznej, ta okazuje się bardzo rozmarzona, odbijająca wręcz w ambienty. Najbardziej dostrzegalne jest w numerach wyciszonych takich jak "Ocean" czy "Planeta i ja".

"Bal u Rafała" to zdecydowanie jedna z najlepszych pozycji muzycznych na rodzimym rynku w tym roku. Przemyślana od początku do końca, spójna do granic możliwości, a jednocześnie nie pozwalająca sobie na monotonię. Coś wspaniałego.

Ralph Kaminski "Bal u Rafała", FONOBO

9/10

Wodecki Twist Festiwal 2022: Co zaśpiewa Ralph Kaminski?INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas