Ten występ w Opolu zaskoczył wszystkich. Tak narodziła się gwiazda lat 80.
Lata 80. obfitowały w muzyczne odkrycia, ale mało który debiut wzbudził tyle emocji, co występ Danuty Błażejczyk w Opolu w 1985 roku. Gdy wybrzmiały pierwsze takty „Takiego cudu i miodu”, nikt nie przypuszczał, że za chwilę Polska zyska nową gwiazdę estrady.

Jak Danuta Błażejczyk zdobyła uprawnienia artystki?
Zanim jednak wokalistka trafiła na scenę Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej, musiała stawić czoła urzędowej procedurze. W PRL-u, aby legalnie występować na scenie, trzeba było zdobyć zawodowy tytuł artysty estradowego. Danuta Błażejczyk - już wtedy doświadczona scenicznie - stanęła przed komisją powołaną przez Ministerstwo Kultury i Sztuki.
W składzie egzaminacyjnym znaleźli się m.in. Wojciech Młynarski i Włodzimierz Korcz. Egzamin teoretyczny nie poszedł jej najlepiej - pytania o teatr francuski XVII wieku nie należały do jej mocnych stron. Jak sama wspominała, odpowiadając, nie kryła rozbawienia, co nie spodobało się wszystkim egzaminatorkom. Jednak gdy nadszedł czas śpiewania, sytuacja odwróciła się całkowicie.
Głos, który powalił komisję
Już pierwsze frazy utworu sprawiły, że komisja dosłownie „wcisnęła się w fotele”. Włodzimierz Korcz przyznał po latach, że muzykalność Błażejczyk była tak silna, że nie dało się przejść obok niej obojętnie. Młynarski nie czekał długo - zaproponował, by zaśpiewała jego piosenkę podczas zbliżającego się festiwalu w Opolu.
Mimo burzliwej dyskusji między członkami komisji, uprawnienia zostały przyznane. Sama wokalistka nie kryła zaskoczenia - jak wspominał Korcz, „opadła z wrażenia na krześle i powiedziała tylko: ‘O Jezu’”.
Powstanie piosenki "Taki cud i miód"
Choć decyzja o wspólnej piosence zapadła szybko, jej realizacja wymagała czasu i emocjonalnego zaangażowania. Włodzimierz Korcz potrzebował kilku tygodni, by dopracować melodię, a gdy już była gotowa - pojawił się problem z tekstem. Wojciech Młynarski, obłożony innymi zobowiązaniami, w pierwszej chwili odmówił napisania słów.
Na szczęście wystarczyła jedna wizyta kompozytora z gotową melodią, by Młynarski zmienił zdanie. Już dwa dni później przyniósł tekst - brawurowy, rytmiczny, bogaty w skojarzenia i nawiązania do muzycznych legend takich jak Armstrong, Nat King Cole czy Fred Astaire. Jak wspominał Korcz, w samym tekście „pomysłów było na sześćdziesiąt siedem piosenek”.

Choć wokalnie Błażejczyk nie miała sobie równych, wykonanie utworu wymagało intensywnej pracy nad dykcją. Artystka była przyzwyczajona do repertuaru jazzowego i anglojęzycznego, przez co „połykała” spółgłoski i niewłaściwie akcentowała słowa. Fragmenty takie jak „serca stan wart” wymagały wielu powtórzeń i pomocy nauczyciela emisji głosu. Po miesiącu treningów brzmiały już idealnie.
Wielkie wejście na festiwalu w Opolu
Gdy przyszedł czas występu w Opolu, nikt nie spodziewał się sensacji. Pierwsze takty utworu, utrzymane w spokojnym, balladowym tonie, nie zapowiadały rewolucji. Ale gdy weszła druga część, rozbrzmiał swingujący big-band, a Błażejczyk „ryknęła” z pełną ekspresją - publiczność oszalała.
Wokalistka zachwyciła nie tylko siłą głosu, ale też sceniczną charyzmą. Nawiązania do legend światowej muzyki, dynamiczne frazy i jazzowe wyczucie rytmu złożyły się na występ, który przeszedł do historii festiwalu.
Danuta Błażejczyk wróciła z Opola z nagrodą specjalną jury za indywidualność artystyczną. Trzy lata później zaśpiewała ten utwór ponownie - tym razem podczas jubileuszu Wojciecha Młynarskiego.