"KORA": Ralph Kaminski ożywia magię Kory [RELACJA]
Mateusz Kamiński
W krakowskim Nowohuckim Centrum Kultury wystąpił Ralph Kaminski z zespołem. Zaprezentowali spektakl "KORA", którym oddali hołd zmarłej przed trzema laty liderce grupy Maanam.
Kora była jedną z najważniejszych artystek w historii polskiej muzyki i popkultury. Muzyczne, artystyczne, ale też swego rodzaju społeczne dziedzictwo jest nieprzecenione. Nic nie trwa wiecznie, odbiorcy się zmieniają, dlatego dobrze, że Ralph Kaminski podjął się nowej interpretacji jej utworów. Rzesza ludzi z pewnością dopiero dzięki jego projektowi dowiedziała się, kim była Kora. I co ciekawe, pewny element piosenki aktorskiej nadaje utworom wykonywanym przez Ralpha nieco innego znaczenia.
Kaminski ze swoją charyzmą podbije Polskę - tego byliśmy już pewni w momencie, gdy wystartowały "Kosmiczne Energie". Ralph i Kora to jednak nieco inne sceniczne energie, więc obawiałem się, że podczas spektaklu z piosenkami Kory zabraknie charakterystycznego, "korowego" pazura zmieszanego z dziecięcą niewinnością. I niepotrzebnie.
Używam słowa spektakl, bo takie też zostało użyte przez samego artystę jeszcze przed rozpoczęciem. Spektakl to dobre określenie na to, co działo się później. Nad czernią sceny królowała figura Madonny - takiej, jakie z wielką pasją malowała Kora. "Łóżko to obszar magiczny..." - zaczął koncert w Nowohuckim Centrum Kultury. Może to nic nie znaczący niuans, ale Ralphowi należy pogratulować dykcji, dzięki której każde wyśpiewane słowo bardziej rezonuje.
Pierwszy utwór Ralph wyśpiewał z perspektywy Madonny - jakby na moment stał się nią, a filozoficzne kwestie zawarte w "Łóżku" zabrzmiały bardziej dosadnie niż w oryginalnej wersji. Chciałbym zacytować którąś z wypowiedzi Ralpha ze sceny, ale wokalista nie przerywał spektaklu monologiem ani razu. Otwierający koncert numer był dla mnie jednym z mocniejszych fragmentu tego utrzymanego na podobnym poziomie spektaklu.
W czasie wojny w Ukrainie utwór "Wieje piaskiem od strony wojny" wyśpiewany ze sceny nabrał głębszego znaczenia. Początkowo statyczny Ralph w niektórych momentach stawał się prawdziwą bestią. Spektakl "Kory" jest dla mnie efektem połączenia muzyki Olgi Jackowskiej z charyzmą Ralpha Kaminskiego, przy docenieniu Davida Bowie i Freddiego Mercury'ego. Wspominam ich dlatego, że przy migających światłach i tańcu Ralpha trudno było nie zauważyć tych artystów w jego ruchach.
Cieszy fakt, że setlista, tożsama z utworami na płycie, nie jest zbiorem "greatest hits" Kory. Tak, podczas koncertu usłyszeliśmy przeboje Maanamu, jak "Kocham cię, kochanie moje" (w dość oszczędnej, przez co ujmującej wersji), ale nie zabrakło też utworów, którym w ostatnim czasie brakuje nieco rozgłosu - "Kreon" czy "Jestem kobietą".
"Wyjątkowo zimny maj", może z racji osobistej sympatii do tej piosenki, także był jednym z lepszych momentów wieczoru. I także jednym z tych, w którym Ralph warstwa po warstwie obnażał słuchaczy swoim głosem. Może to zabrzmi dziwnie, ale słuchając jego wersji piosenek Maanamu, z idealną dykcją i wielkim sercem, które ma do tego projektu, mam wrażenie, że posiada on "artystyczną nieomylność" i już w trakcie spektaklu zastanawiałem się, czym zaskoczy wkrótce.
Na oklaski zasługuje też zespół Ralpha, który tego wieczoru tworzyli Bartek Wąsik, Michał Pepol, Wawrzyniec Topa, Paweł Izdebski i Wiktoria Bialic. Duże znaczenie miały tu też kwestie techniczne, bo operatorzy świateł wytworzyli niepowtarzalną atmosferę. Koronnym przykładem był Ralph stawiony w świetle punktowym podczas "Biegnij razem ze mną" i jego aktorska gra, ktore były tym, czego jakoś podświadomie oczekiwałem od tego wydarzenia.
Po przejmującym "Krakowskim spleenie" zaskoczeniem był jeszcze jeden utwór, "Po to jesteś na świecie". Ten rodzaj uroczego, dziecięcego zauroczenia miłością, który zawarła w nim Kora, był idealną klamrą. Trudno byłoby zliczyć, ile razy Ralph podczas spektaklu użył w różnorodnej formie słowa "kocham". O tym były w większości piosenki Kory, dzięki czemu ten wieczór stał się celebracją miłości i dziedzictwa wspaniałej artystki.