PJ Harvey "I Inside the Old Year Dying": Świat chaosu i harmonii [RECENZJA]

Andrzej Kozioł

Andrzej Kozioł

Potrzebowałem z tym albumem chwili. Nie dlatego, że miałem jakiekolwiek wątpliwości - przeciwnie. Ta chwila potrzebna była, żeby go poznać i zrozumieć "I Inside the Old Year Dying". Poznać się udało, jednak wciąż go do końca nie rozumiem, ale to nie szkodzi. Dotarło do mnie bowiem, że tej płyty rozumem się nie słucha.

PJ Harvey z nową płytą przyjedzie do Warszawy
PJ Harvey z nową płytą przyjedzie do WarszawyXavi Torrent/RedfernsGetty Images

PJ Harvey od lat jest artystką, która poniekąd wymyka się swojemu ja. Tak jakby uciekała przed PJ sprzed lat, by potem wrócić na chwilę i zwiać na powrót. Nie jest to w żadnej mierze zarzut. To piękne uczucie widzieć jak na przestrzeni lat można wciąż na nowo odnajdować w sobie pokłady kreatywnej ekspresji. A ta kreatywność niemal kipi z albumu "I Inside the Old Year Dying". Przedziwne wokalizy w rejestrach zahaczających niemal o ultradźwięki, aranżacyjne rozwiązania godne największych progrockowych wirtuozów (tu głównie za sprawą Johna Parisha i Marka "Flooda" Ellisa) są tylko skrawkiem ogromnego, kolorowego świata chaosu i harmonii, do którego PJ Harvey na nowym albumie nas zabiera.

"I Inside the Old Year Dying" jest dziełem, które przypomina teatralną sztukę. Najpewniej dlatego, że warstwę tekstową PJ zaadaptowała ze swojego epickiego dramatu Orlam z 2022 roku. Mamy więc na "IITOYD" halucynacyjną baśniowość i niemal biblijną narrację, co w połączeniu z ludowym instrumentarium, użyciem zniekształconych nagrań terenowych i rozmaitą elektroniką daje twór niebywale intrygujący, ale przy tym twardy do zgryzienia.

To album enigmatyczny, nielinearny, miejscami trudny i niepokojący. Niełatwe często kompozycje w połączeniu z archaicznym, prawie zapomnianym dialektem hrabstwa Dorset jawiącym się w tekstach nie będą raczej materiałem na radiowe przeboje. Zresztą, niewiele dzieł od PJ Harvey miało taki potencjał, bo też nie takie tych dzieł zadanie.

Półmroczny pokój, późna pora i otwarty umysł - to idealne warunki dla rozpoczęcia smakowania tej płyty. Chociaż, jak wspomniałem, może to nie wystarczyć do pełnego zagłębienia się w "IITOYD". Wiele tam bowiem tekstur, kolorów i znaczeń. Konia z rzędem (nawet rubinowym) temu, kto po pierwszym przesłuchaniu nowej PJ wiedział już, z czym ma do czynienia.

Dwanaście piosenek trwających razem niespełna czterdzieści minut, a potrzeba wielu godzin, wielu nastrojów i wielu okoliczności, żeby złapać bodaj przebłysk zrozumienia tej magicznej historii opowiadanej przez PJ. Ja tych przebłysków miałem kilka, ale to wciąż mało. Ma to, rzecz jasna, zaletę, bo "I Inside the Old Year Dying" odkrywał będę jeszcze długo, co mnie wyjątkowo raduje, bo przecież w ciągłym odkrywaniu muzyki zamknięty jest cały jej sens.

Jeżeli można dzisiaj wskazać artystkę, która nie uznaje żadnych kompromisów, to bez dwóch zdań należy wskazać PJ Harvey. Przy czym nie jest to bezkompromisowość wywodząca się ze statusu legendy w rodzaju: "Nic już nie muszę, więc mogę wszystko". Poprzez album "I Inside the Old Year Dying" PJ zdaje się mówić: "Mogę wszystko, bo wszystkiego jeszcze nie spróbowałam".

PJ Harvey "I Inside the Old Year Dying", PARTISAN / PIAS

10/10

PS PJ Harvey wystąpi 24 i 25 października w stołecznym klubie Palladium.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas