Pezet "Muzyka współczesna": Muzyka miasta [RECENZJA]
Chyba nikt się nie spodziewał, że 2019 rok będzie tak ważny, a jednocześnie tak zaskakujący dla kilku weteranów polskiego rapu. Ten rok przyniósł co najmniej trzy wielkie premiery, a dwie z nich dzieliło raptem kilka dni.
O ile Ero pokazał się ze strony, której można było się spodziewać, to już Sokół i Pezet postanowili poeksperymentować. Więcej do stracenia miał ten drugi, ale "Muzyka współczesna" na szczęście udowadnia, że obawy były bezpodstawne. Kolejny album ursynowskiego rapera to dobry przekrój dawnych klimatów, nie tylko z hiphopowego poletka, ale i w niektórych momentach próba wyjścia w kompletnie nowe rejony nie tylko dla samego MC, ale i rodzimego hip hopu.
Nie ma co się spodziewać produkcji nawiązującej do klasyków z Noonem czy niezrozumiałej na początku "Muzyki rozrywkowej", która kilka lat temu, jak nikt i nic przedtem, tak udanie przeniosła inspiracje z południa USA, że nie trzeba było się ich wstydzić. Z "Muzyką współczesną" jest inaczej, bo ta scala w sobie wszystko, co było do tej pory u Pezeta-tekściarza i niekiedy trafia w refleksyjne klimaty pierwszych płyt, często przedstawiając przy tym nocne, nie tak kolorowe wielkomiejskie życie. Raper opisuje ludzi i Warszawę z perspektywy czterdziestolatka, zastanawia się nad własnym "ja", nie spycha na bok tematów damsko-męskich i bawi się w futurologa w "2K30", gdzie staje się aż nadto pro8l3mowy.
Pezet ciągle potrafi składać dobre wersy (chociaż w opozycji do nich, tych z "Outra" - "Znam ją, ona wciąż jest głodna / Chce być modna i chce wyjść za mąż / Ty jak jesteś głodny to se zjedz danio" - wybaczyć nie można), radzi sobie z szalejącymi BPM-ami, co doskonale pozuje w "Magencie" ze swoją nietypową jak na siebie manierą, tylko co z tego, skoro za gospodarzem nie nadążają goście.
Już pomijając dwa remixy "Gorzkiej wody", na których, raz lepiej, raz gorzej, zaprezentowała się plejada rodzimych MC's (od starej gwardii z Sokołem i Paluchem na czele, po tych młodszych, m.in. Okiego i Jana-rapowanie), słabiej jest "w środku" płyty. Karykaturalnie brzmi Piernikowski, którego auto tune odrzuca każdego porządnego białasa, ale przynajmniej wpisuje się w neurotyczny klimat "Czas to iluzja". Taco Hemingway jest zdecydowanie lepszym obserwatorem teraźniejszości, a Oskar w tym roku rapował o wiele bardziej interesująco. Dobrze za to wypada Bryndal, autor jednego z najbardziej zaskakujących featuringów w historii polskiego rapu, którego zwrotka w "Outrze" co najmniej dorównuje tej gospodarza.
Największą wartością "Muzyki współczesnej" są beaty. Raptem kilku producentów - 1988, Hatti Vatti, Mentalcut, Steez i Auer - wykreowało niesamowity klimat całości. I właśnie ten ostatni jest tutaj najważniejszy, wcale nie dlatego, że dostarczył największą liczbę podkładów.
Auer jest bardzo uniwersalny - przenosi Pezeta w klasyczne rejony w "Intro (Niki)" czy "Nie zobaczysz łez", które brzmią niczym najlepsze produkcje z Noonem, gdzie indziej stawia na muzykę klubową, z którą Pezet radzi sobie nadzwyczaj dobrze. "Obrazy Pollocka" brzmią niczym produkcja wczesnego Buriala, a taka "Magenta" mogłaby posłużyć kolejnej fali utalentowanych londyńskich nawijaczy.
Zrobił również to, czego nie udało się Sidneyowi Polakowi (sic!) siedem lat temu - wiele razy udało mu się tu oddać ducha brytyjskich ulic. Całość dopełniają jego piękne, ambientowe skity - "5.07 (Interlude)" i "ОДИНОЧЕСТВО (Interlude)" oraz doskonałe cuty DJ-a Pandy, który udowadnia, że błędem jest marginalizowanie roli takiej postaci we współczesnym rapie. Szacun.
Część "Muzyki współczesnej" poznaliśmy wcześniej, ale znane już numery tylko delikatnie sugerowały, jaki może być efekt finalny. Pezet wrócił silny, głodny rapu tak bardzo, że bezproblemowo odstawia kolegów po fachu, których zaprosił na swoje dzieło. Największe brawa należą się jednak Auerowi - wyjść z takim czymś w Polsce to duża odwaga, a że do odważnych świat należy to... poproszę o więcej.
Pezet "Muzyka Współczesna", Koka Beats
7/10