Reklama

New Model Army "Unbroken": Niech się prezydenci uczą od nich niezłomności [RECENZJA]

"Unbroken" to po kilku bardziej folk-rockowych dokonaniach i płycie nagranej z orkiestrą prawdziwa rockowa piącha w fizys. A New Model nadal mają ciężką rękę.

"Unbroken" to po kilku bardziej folk-rockowych dokonaniach i płycie nagranej z orkiestrą prawdziwa rockowa piącha w fizys. A New Model nadal mają ciężką rękę.
Justin Sullivan jest wokalistą New Model Army / Brill/ullstein bild /Getty Images

Jak wiele znacie zespołów, które w swojej dyskografii nie mają nawet jednej słabej płyty? I nie mówię o sytuacji, kiedy dla psychofana wszystko, co zrobi dana grupa, z miejsca staje się genialne i objawione, choćby były to polki grane na grzebieniu. No właśnie, niewiele jest takich, co nigdy nie zaliczyli kiksa, szczególnie jeśli grają... 43 lata. Tymczasem New Model Army się ta sztuka udaje i nowa płyta tylko to potwierdza. 

Po jubileuszowej trasie, którą grupa kończyła po zniesieniu covidowych lockdownów, panowie wzięli się ostro do roboty, zgodnie z tym, co w wywiadzie mówił mi Justin Sullivan, mając na celu dla odmiany nagranie czegoś bardziej zanurzonego w post-punkowych korzeniach, bardziej brzmieniowo zredukowanego, bardziej bezpośredniego. I spokojnie mogą meldować wykonanie zadania. Wystarczy posłuchać "Reload", "Do You Really Want" czy "Coming or Going", żeby zorientować się, że mimo wieku (choć zastrzeżmy, że basista, Ceri Monger, swoją drogą wielce serdeczny człowiek, urodził się już po tym kiedy New Model Army wydali swoją trzecią płytę), energii panom nie brakuje.

Reklama

Zwrot w stronę bardziej rockowego oblicza zaowocował w ich przypadku tak energetycznymi demówkami, że producent płyty, Tchad Blake, zasugerował, by w studiu pracowali na demówkach właśnie, zamiast nagrywać materiał na nowo. I tę demówkową prostotę, nagłość, ale i chropawość doskonale na "Unbroken" słychać. Choćby w zredukowanym prawie wyłącznie do rytmu "If I Am Still Me". Przy czym prostota brzmieniowa nie przekłada się na prymitywizm kompozycyjny, co to, to nie. Sullivan i ekipa nawet w takim entourage'u potrafią podać piosenki wielowarstwowe i zniuansowane, jak choćby traktująca o wspomnianej rocznicowej trasie, a konkretnie jej polskim i słowackim etapie, "First Summer After" z tekstem metaforyzującym to, jak pierwsze lato po pandemii było zarazem ostatnim przed eskalacją wojny na Ukrainie. 

Stadionowym refrenem do mosh pitu zaprasza nas "Language". Podobnie z przestrzennym, odrobinę rozmytym "Legend". Kogo ten numer za serce nie ściśnie, ten bez serc, bez dusz, ten szkieletów ludy. W tracklistę potrafi się jednak wkraść także pokaźna dawka patosu, jak wtedy gdy w jednym z numerów inkorporują dziewiętnastowieczną pieśń "Idumea" Ananiasza Davissona. Na szczęście NMA umieją również w umiar, więc końcowe "Deserters" to znów prosta piącha w twarz. Chapeau bas!

Poza naprawdę zacnym katalogiem New Model Army mają w sobie coś, co wielu ich równolatków, ale i młodszych muzyków, bezpowrotnie zatraciło, a co sprawiło, że na ich niedawnych polskich koncertach pojawili się podstarzali już niegdysiejsi punkowi załoganci, by przypomnieć sobie młodość: idealistyczną, nieraz jurną i durną. Tym czymś są szczerość i wiarygodność.

New Model Army "Unbroken", Mystic

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: New Model Army | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy