Natalia Przybysz "Zaczynam się od miłości": Hołd z klasą [RECENZJA]
Nastąpił wysyp interpretacji piosenek Kory. Próbował Ralph Kamiński, teraz na tapet twórczość wokalistki Maanamu wzięła Natalia Przybysz. I co najważniejsze, wyszło znacznie ciekawiej niż u młodszego kolegi po fachu.
W przypadku "Zaczynam się od miłości" błędem byłoby napisać, że jest to kolejna płyta z coverami. To kilka wyselekcjonowanych, ale i niezaśpiewanych wcześniej tekstów Kory z dodatkiem dwóch napisanych przez Natalię Przybysz. Całość została ubarwiona muzyką wokalistki i jej zespołu. Brzmi trywialnie? Nie do końca, bo o ile konfrontacja z twórczością zmarłej cztery lata temu artystki do najłatwiejszych nie należy, to trzeba pochwalić starszą z sióstr, że nie opierała się tylko i wyłącznie na wyjątkowej aurze przedsięwzięcia i wniosła tu sporo od siebie.
Tak, Natalia Przybysz ze swoim pomysłem wyszła obronną ręką, ale po kolei. O ile utwór "Mama", którego fragmenty można kojarzyć z "Hotelu Nirvana", to głównie zmodyfikowany tekst, to dalej jest już znacznie lepiej, mimo że liryka i wersy nie są rozbudowane, zostawiając sporo miejsca na domysły. Ciekawie pod tym względem wypadają "Serce spokojne" czy "Puste miejsca" z jakże charakterystyczną dla Kory formą "Wieje ciepły wiatr / Szorstki jak język kota". Tutejsza selekcja pozwala na nowo odkryć artystkę, jednocześnie pokazując przy tym najbardziej typową dla niej formułę.
Dochodzą do tego teksty napisane przez samą Przybysz, które zupełnie nie odstają jakością od obecnej tutaj (właśnie "tutaj", na albumie, ma szczególne znaczenie, trzeba to podkreślić) liryki Kory, chociażby refren "Zwu" - "Kiedyś wierzyłam, że poruszam niebem / Płynące pióropusze chmur unoszę / Teraz biegniemy przez głębokie trawy / Powraca tamten wiatr, tamten duch, tamten zew". Świetnie napisany, ale nijako akcentowany.
"Zaczynam się od miłości" należy cenić również za muzykę, bo ciężko nie odnieść wrażenia, że ta płyta jest kolejnym etapem tego, co Przybysz tworzy od kilku lat. To popowo-rockowa wycieczka tak samo daleka od patosu czy nieznośnej alternatywy, jak i eksperymentów zrozumiałych tylko dla samych wykonawców. Kiedy trzeba, jest spokojnie i intymnie, wpisując się w tematykę (rozpoczynająca się a capella "Niedziela"), gdzie indziej muzycy dają się porwać i eksplorują dynamiczniejsze, niekiedy nawet bardziej alternatywne rejony (napędzane basem "Oko cyklonu"). Świetnie wypada chwytliwy i jednocześnie jeden z najbardziej rozbudowanych w zestawie "Zew". Jego przeciwieństwo? Proszę bardzo - zamykające całość, mozolne "Serce spokojne".
Nie mogę też nie wspomnieć o najbardziej charakterystycznych momentach pojedynczych kompozycji. "Puste miejsca" to delikatnie wybijane takty instrumentów klawiszowych, które współgrają z resztą instrumentarium. "Budzę się" ocieka bluesem w swojej najbardziej przystępnej formie, natomiast "Słyszysz" to z kolei popis perkusisty, który nakręca cały numer i przysłania próbujące przebić się na pierwszy plan gitary. Co ważne, wszystko to brzmi zaskakująco spójnie.
Kto będzie najbardziej zadowolony z "Zaczynam się od miłości"? Wydaje się, że ciężko będzie pogodzić dwa obozy fanów. Dla tych, którzy najbardziej cenią Maanam i przede wszystkim samą Korę, sięganie po jej twórczość przez innych ciągle będzie burzeniem pomnika. Łatwiej będą mieli ci, którzy od początku obserwują ścieżkę Natalii Przybysz i rozwój jej kolejnych projektów pod różnymi szyldami. Złotego środka więc nie ma, zostaje muzyka, którą trzeba sprawdzić. Tak po prostu.
Natalia Przybysz "Zaczynam się od miłości", Kayax
7/10