Muniek Staszczyk "Syn miasta": Chodźcie na spacer [RECENZJA]
Paweł Waliński
Trzeci solowy album Muńka Staszczyka to istna stylistyczna biegunka. I pozostaje artyście życzyć jak najczęstszych takich biegunek.
Na okładce płyty "Syn miasta" znalazł się Gluś, ukochany mops Muńka
Życzyć biegunek... poza oczywistymi życzeniami prędkiego powrotu do pełnego zdrowia i pełnej sprawności, bowiem niedawno, na początku lipca, podczas krótkiego pobytu w Londynie, Staszczyk doznał wylewu. Szczęśliwie skończyło się lepiej, niż w takich przypadkach bywa, jednak na razie ewentualność koncertowej promocji "Syna miasta" przesunęła się w czasie na bliżej nieokreśloną przyszłość. A szkoda, bo materiał jest to bardzo w porządku.
Muniek Staszczyk o zmianach w Polsce i hejtowaniuTV Interia
Muzyka jest owocem czynu zbiorowego - piosenki na płytę napisali: Wojciech Waglewski, Janek Pęczak, Błażej Król, Kasia Piszek i Jurek Zagórski. I na dobrą sprawę mimo unoszących się nad wszystkim tekstami i wokalem Muńka, doskonale słychać co tu jest czyje i panuje potężne zróżnicowanie. To duży atut, bo Staszczyk ewidentnie jest wokalnym odpowiednikiem "aktora charakterystycznego", co oczywiście kochają jego fani, ale dla pozostałych mogłoby się okazać ekwiwalentwem otyłego dziecka siadającego na niczego się nie spodziewającym baloniku. A tak do tłamszenia nie dochodzi.
I tak oto mamy tu realizację weilowskich aksjomatów w "Kłamstwie", fajny soulik w "Bo życie jest", Organkową podróbkę wczesnego Black Keys we "Wszyscy umarli", jazzujące spoken-word w "Krajobrazie z wilgą i ludziach", bluesowe gitary przypominające "Black Velvet" Alannah Myles w "Ta piosenka jest dla ciebie", czy wreszcie nową falę zderzającą się z synth-wavem w "Edith Piaf". Jest czego posłuchać.
Kolejny atut to bezpretensjonalność. Dobrze, że facet, który napisał jedne z najważniejszych tekstów polskiego rocka przełomu epok nie robi z siebie nie wiadomo jakiego ciasteczkowego bohatera, nie upiera się, żeby stać na jakichś bardziej lub mniej wyimaginowanych barykadach, toczyć dawno stoczone bitwy i epatować kombatanctwem. W czasach, kiedy mamy nierzadko do czynienia z takim właśnie kombatanctwem, a urzędowe siły wręcz do niego bezwstydnie zachęcają, teksty na "Synu miasta" to po prostu dowód klasy i tego, że Staszczyk nam się od realu szczególnie nie odkleił. No i oczywiście są to teksty typowo "muńkowskie".
Muniek StaszczykPodlewskiAKPA
Bardzo przyjemna, kompletnie niezadęta płyta, z której z powodzeniem można wyciąć kilka naprawdę niezłych numerów na spacerową playlistę. Szczególnie że jesień, póki co, spacerowa. Muniek uprawia swoje muńkowstwo. I bardzo dobrze, oby je nam uprawiał jak najdłużej.
Muniek Staszczyk "Syn miasta", Agora
7/10
Muniek Staszczyk skończył 50 lat
Z okazji 50. urodzin lidera T. Love przypominamy najciekawsze wypowiedzi artysty dla portalu INTERIA.PL.
O scenie politycznej: "W Polsce mamy nastawienie na konfrontacje - i to z prymitywnych pobudek. 'Ja jestem z PiS, ty jesteś z PO!'. Mamy dwóch głównych graczy na scenie politycznej, którzy niby nie są do siebie podobni, a są podobni i do tego istnieją w jakimś tam współuzależnieniu od siebie. Za tym jednak idzie podział społeczeństwa. To jest bez sensu".
O wierze: "Ja wierzę, ale wątpię. Z tym, że element wiary jest zdecydowanie mocniejszy. Mam znajomych wielu opcji, że tak powiem. Wierzących, niewierzących. Nawet takich, którzy chcą się bawić ze złem, ale nie nazwałbym ich satanistami. Różni ludzi. Wiara nie jest sprawą intelektualną, a emocjonalną. Ja wierzę. Nie jestem jednak taki polo-katolo, rączki do Bozi i wszystko jest dogmatem. Zresztą związek wiary i kościoła czy Boga i człowieka to już zupełnie inne sprawy. Ja dostając kopy od życia nie myślę, by były to kopy od Boga".
O muzyce cyfrowej: "Mam w samochodzie zmieniarkę CD, ale też już niedługo nie będę jej miał. Zmieniam samochód, a pan w salonie mi powiedział, że już nie ma zmieniarek płyt CD. Nikt już ich nie używa. Pomyślałem sobie: 'Ja pi***olę, znowu mnie wykluczyli'. Poskarżyłem się żonie (śmiech). Zamiast zmieniarek są teraz wtyczki USB".
O internecie: "Mnie komputery i świat cyfrowy nie pociąga. To nie jest kwestia wieku, bo znam ludzi starszych, nawet po sześćdziesiątce, którzy dostali odpał na Facebooka czy inne tego typu rzeczy. Ta forma plemienne niby-wspólnoty, która wspólnotą nie jest, mnie nie pociąga. Jeżeli z kimś się umawiam, to idę z kimś na kawę, na wódkę, bądź po prostu na obiad i rozmawiam. Nie twierdzę, że internet jest zły. Dobrze, że istnieje. W sieci jest dużo dobrego, jak i złego. Właściwie jest wszystko to, co w normalnym realu. Tylko nie można być podłączonym do sieci jak do jakiegoś tlenu".
O współczesnej popkulturze: "Popkultura nastawiona jest na szybkość. Dziś wszystko robi się szybko. Karierę się robi szybko. Spożywa się szybko. Seks się uprawia szybko. Muzyki słuchasz szybko. Samochodem jeździ się szybko. Po świecie podróżujesz szybko. Mój stosunek do współczesnej popkultury jest krytyczny, ale absolutnie są to bardzo ciekawe czasy".
O wizerunku w mediach i paparazzi: "Generalnie nie czytam na swój temat. Oczywiście, przeżywałem to jako młodszy człowiek. Jarałem się tym, to był pewnego rodzaju onanizm. To jest naturalne. Jesteś młody, piszą o tobie... A teraz? Co ja mogę zrobić? (…) Media są takie same, jak wszędzie. Ch***we tabloidy, które wyciągają sytuacje, kto z kim, co i dlaczego. Oczywiście, czasami mogę sobie poimprezować, ale to jest moja prywatna sprawa. Jak ktoś mnie złapie w tej klatce to trudno. Niech sobie te 5,5 zarobi. Pi****lę to".
O przyszłości rynku muzycznego: "Myślę, że skończy się to tak, że wszyscy będziemy żyli z koncertów - czy to w Anglii, czy w Polsce. Powrót do źródeł. Prawie, bo to nie będą występy dworskich zespołów dla króla. Będziemy żyli z wpływów z koncertów. To będzie naturalny barometr tego, jak wykonawca jest popularny".
O telewizyjnych celebrytach: "Denerwuje mnie wpychanie się wszędzie tam, gdzie tylko może być trochę gotówki. To dotyczy wszystkich teleturniejów i głupich programów telewizyjnych, kreowania na gwiazdy ludzi, którzy nie mają żadnego talentu, tylko dlatego, że wystąpili w jakimś programie. Trzeba coś umieć, aby coś osiągnąć. Takie niedouczenie mnie wk***wia, takie buractwo, którego w Polsce jest teraz multum".
O muzycznej emeryturze: "Nie chcę jednak doprowadzić do sytuacji, kiedy na scenie będę śmiesznym starszym panem, nie chcę dojść do momentu, w którym muzykę zacząłbym traktować tylko jako zarobek na życie i łapałbym chałtury. Życie jest brutalne, ale wyjść do telewizji i powiedzieć 'Słuchajcie, ale ja muszę grać, bo ja mam rodzinę' - to jest straszne. Patrzę na los wielu muzyków i widzę, że być chałturnikiem takim na maksa, to jest bardzo smutne".
O pieniądzach: "Nigdy nie grałem dla pieniędzy. Cieszę się, że na tym zarabiam i potrafię zadbać o własne interesy. Od lat 90. staliśmy się dochodowym zespołem. Potrafię egzekwować kontrakty. To znaczy nie ja, tylko moi menedżerowie i prawnicy. Ale nigdy nie grałem dla pieniędzy".
O popularności T. Love: "Myślę, że nie jesteśmy zespołem masowym, ale na pewno w jakiś sposób popularnym. Mamy ludzi, którzy nas słuchają i myślę, że jest to przedział wiekowy od 15 do 40 lat, co jest bardzo fajne. Miksuje się sytuacja młodzieżowa z tą deczko starszą. Myślę, że polega to na tym, że nasz zespół gra tak długo".