Król "Dziękuję": Proszę bardzo [RECENZJA]

Pandemia zaowocowała kolejnym wyjściem z cienia Błażeja Króla, który przybywa z jeszcze bardziej przystępnymi piosenkami niż na "Nieumiarkowaniach" sprzed dwóch lat.

Król na okładkce płyty "Dziękuję"
Król na okładkce płyty "Dziękuję" 

To niesamowite, jak w ostatnim czasie potoczyła się do przodu kariera Błażeja Króla. Wydawałoby się, że jeszcze wczoraj był jednym z tych niszowych artystów dla zorientowanych, który na boku swojej solowej twórczości wydał nagrany z żoną ambientowy krążek pod nazwą Lauda czy niszowy projekt Kobieta z Wydm. A tu proszę: tysiące wyświetleń pod klipami, Męskie Granie, obecność w programach telewizyjnych.

Oczywiście, to po części zasługa tego, że muzyka Króla z każdą solową pozycją stawała się coraz bardziej przystępna. Artysta nie zrezygnował jednak z tej perwersyjnej zabawy intelektualnej ze słuchaczem, przychodzącej niejako w spadku po twórczości zorientowanej przede wszystkim na uwypuklenie warstwy tekstowej. Mówiąc inaczej: Królowi udało się znaleźć złoty środek między przystępną muzyką, bliską trójkowej alternatywie, a liryką. Ta z jednej strony swoimi niedopowiedzeniami chętnie stawia wyzwanie przed słuchaczem, z drugiej natomiast ma w sobie coraz więcej melodii i pozwala na dużą swobodę w zabawach rytmicznych. Nowy album jest kontynuacją tej drogi.

Na "Dziękuję" Błażej towarzyszy nam przez 18 utworów, co stanowi sporą zmianę w porównaniu do poprzednich albumów, na których zdarzały się przypadki tracklist o połowę krótszych. Ma to swoją konsekwencję: wraz z rozciągnięciem liczby utworów, utracono też część skupienia, jaka charakteryzowała krążki tego artysty.

Wrażenie to skuteczni potrafi zatuszować początek płyty, złożony z dynamicznych, zwięzłych w swojej strukturze utworów. Łatwo wówczas rzucić słowa o najmocniejszej pozycji w dyskografii Błażeja. Z czasem songwriterska uwaga zaczyna się rozpraszać, by pozwolić słuchaczowi na zauważenie schematów.

Jak w zasadzie od początku solowej kariery Króla, słychać tu retrosentymenty, tym razem kierowane w stronę synth-popu. Dostrzegalne są chociażby w tych pobrzmiewających ejtisowo partiach syntezatorów czy chętnym korzystaniu z pogłosów oraz modyfikacji brzmień instrumentów. Jednocześnie elektronika nie tworzy wrażenia sztuczności i funkcjonuje w sposób, który w żaden sposób nie ujmuje organiczności płyty. Do tego, jak to w przypadku Króla, całość ma w sobie mnóstwo swojskości, na szczęście dalekiej od przaśności.

Staje się to już zauważalne przy "Zbyt dobrze ci idzie", w którym da się usłyszeć szkołę pisania synth-popowych kompozycji Romualda Lipki. Choć z początku nic tego nie zapowiada, to gdyby nieco podkręcić ciemne w brzmieniu "Nie zrobię nic", z łatwością można by było uzyskać z tej kompozycji retrowave'owy track. I chyba dawno nie słyszałem tak dobrze wykorzystanego saksofonu w kompozycji nie mającej wiele wspólnego z jazzem.

Uwagę momentalnie zwraca psychodeliczne "Teraz możemy już" - swoją drogą chyba najciekawsza od strony kompozycyjnej piosenka na płycie. Kiedy Błażej Król uzupełnia tytuł, wyśpiewując "teraz możemy już zwariować", kontrast skocznej perkusji, rzuconego swobodnie "la la la" po refrenie z wyznaczającym puls przesterowanym, niepokojącym syntezatorem umiejscowionym w tle, staje się oczywisty.

Co do oczywistości, nie wypada pominąć Iwony Król, żony artysty, która współtworzy nagrania, niejednokrotnie pojawiając się również za mikrofonem. Najczęściej w formie chórków, przerywników - rzuca pojedyncze frazy, uzupełnia niedopowiedzenia Króla słowami kluczowymi, nakierowując na interpretacje. Ba, wnoszę o więcej takich momentów jak wykonany przez nią punkowy refren do "Mywyoni".

Owszem, płyta jest za długa, a usunięcie "Złej strony" w żaden sposób nie obniżyłoby wartości albumu, bo to po prostu zwyczajny, mało zaskakujący utwór w kontekście dyskografii Króla. Przy czym mam jeszcze jeden dość duży zarzut: kosztem przystępności, gdzieś uleciała też ta specyficzna nastrojowość warstwy muzycznej w piosenkach. Wrażenie obcowania z czymś skrytym za mgłą, co w przyjemny sposób podkreślało enigmatyczność liryki. Nie zmienia to faktu, że "Dziękuję" to kolejna mocna pozycja w dyskografii artysty, udowadniająca, że w pełni zasługuje na rozgłos, który spotkał go w ostatnich miesiącach. Proszę bardzo, Panie Błażeju.

KRÓL "Dziękuję", ART2 Music

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas