Reklama

Kaz Bałagane "Digital Scale Music": Solowy popis pana rapera [RECENZJA]

Wszedł do gry z modnego i drogiego buta, porozstawiał wszystkich po kątach i wymyślił język, którym rozmawiasz z kolegami. Spolaryzował część słuchaczy - wierni klasyce do tej pory nie mogą pojąć jak można nie odmieniać wyrazów, chociaż za takie zabiegi leksykalne powinni kupić sobie ze trzy "Narkopopy" i "Radia Gruz" na zapas. Inni ciągle są lekko w szoku, bo każda płyta to coś niepowtarzalnego, nowa szkoła w pełnej krasie i osiedlowy luksus zarezerwowany dla najlepszych.

Wszedł do gry z modnego i drogiego buta, porozstawiał wszystkich po kątach i wymyślił język, którym rozmawiasz z kolegami. Spolaryzował część słuchaczy - wierni klasyce do tej pory nie mogą pojąć jak można nie odmieniać wyrazów, chociaż za takie zabiegi leksykalne powinni kupić sobie ze trzy "Narkopopy" i "Radia Gruz" na zapas. Inni ciągle są lekko w szoku, bo każda płyta to coś niepowtarzalnego, nowa szkoła w pełnej krasie i osiedlowy luksus zarezerwowany dla najlepszych.
Kaz Bałagane na okładce płyty "Digital Scale Music" /

Nadszedł czas eksperymentów, jakich Bedogie się wcześniej nie dopuścił, chociaż zyskujący z czasem "Książę Nieporządek" też był pewnym novum pod wieloma względami. "Digital Scale Music" to zdecydowany krok do przodu, w wielu miejscach coś zupełnie innego, zwłaszcza w sferze muzycznej, gdzie ukłon w stronę brytyjskiej elektroniki jest stawiany na równi z europejską sceną hiphopową.

Podkłady dostarczyli ci już uznani i rozchwytywani jak Olek, 2K i APmg, ale również ci (jeszcze) szerzej nieznani, tworzący na poziomie tych z czołówek portali i współpracy z najbardziej popularnymi. Culten na razie nie rozsiada się na listach OLiSu, ale na oku mieć trzeba.

Reklama

Pełno tu melodyjnych, nasączonych elektroniką produkcji, a większość z tych numerów mogłoby robić za pewny hit. Gorzej tylko, że część z nich jest niczym typowy one hit wonder - ładne, wymuskane, dopieszczone do granic możliwości w pełni grane podkłady, a ostatecznie kończy się na takim "Nic nie jest takie, na jakie wygląda" czy "Kuliakanie".

W przeciwieństwie do nich chwalić trzeba za niekonwencjonalne podziały w "40 i 4", przejścia w samym beacie też mogą się podobać, podobnie jak orientalny "Zegar", po którym od razu można rozpoznać świetnego Chrisa Carsona. Jeden z największych wygranych tego roku - Atut - na chwilę przenosi z zimnej WWA do jeszcze chłodniejszego, deszczowego Londynu wraz z "Nowymi szklanymi domami" i "Za linią". W przypadku tego drugiego - "Burial tylko, że trapowy" - parafrazując klasyka oczywiście.

Kaz jedzie po swojemu, pewniak jak Paluch, i nawet kiedy tylko z pozoru nieudolne refreny zbyt ciężko wchodzą do głowy, to jest to zabieg celowy. "Digital Scale Music" zaczyna się niczym literackie "Dziady", natomiast dalej jest już klasycznie: znowu sześćdziesiątki, Ukraińcy na budowach, kasjerzy z Armenii, dzieci farmakologii, prostytutki, ulice Warszawy i "Command & Conquer", które czas umila zdecydowanie lepiej niż "CS:GO" koleżki. Pełno storytellingów, mrocznego życia w dużym mieście, uważnych obserwacji przelanych na ekran smartfona, a potem zarapowanych w takim stylu, którego w Polsce nie ma nikt inny.

Mocne "Zapytania" to nie tylko rozważania (z szybką odpowiedzią), dlaczego karierę zakończył Dawid Janczyk, ale też genialne "W Karpaczu jem carpaccio, w kielni włącza mi się Siri / Czemu burakiem ubrudziłem znów Amiri". Szkoda tylko, że "Znałem typa 2" nie ma prawa stać przy pierwszej części, ale żeby być sprawiedliwym, muszę napisać, że "Drugi blok" przygniata mikro biografiami świata zamkniętego w klatce schodowej ("Piętro pierwsze, mieszka typ, który robi rapy niezłe / Ale nie fituje w ten rynek / Cały dzień sprzedaje bułeczki i precle / Całe szczęście, z bogatego domu ma dziewczynę") i sprawia, że dość szybko zapomina się o części pierwszej.

Potężna jest ta zabawa słowami w "Kuliakanie" - "Mordo, nie pytaj o łuskę / Mordo, w ogóle nie pytaj o kush man / Mordo, mam juice - OJ the Juiceman / Trochę roboty i leci spust", a "Matematyka" na, ekhm, praktycznych przykładach uczy przedmiotu lepiej niż nauczycielki w szkole.

Bedogie liryczną formą imponuje. Lista gości też, ale tylko na papierze, bo gorzej z poziomem. Najwyższa liga - Pezet, Białas i Taco Hemingway - spisuje się dość średnio jak na swoje możliwości. Pierwszy o takim podkładzie marzył w 2012 roku, a Luis Enrique wypada słabiej niż swojski Marcin Mięciel gospodarza. Białas wydaje tyle, że aż się w tym zapętlił, a Taco swoje miasto potrafił lepiej i dosadniej opisywać.

To może Berson? Jest nadzieja dla tego Def Jamu, ale słyszałeś jedną zwrotkę to słyszałeś wszystkie, chociaż styl nie podrobienia nawet we własnej Spółce. Kabe skacze po słowniku polsko-francuskim, pije gin, pali jointa, a na koniec życzy dużo zdrowia. Refren Amena liczbą słów nie powala, więc w prostocie siła, mocno również zaskakuje Matka Boska w "Dobranoc", idealnie kończąc album i nadając przy tym należytej lekkości w opozycji do mocnych wersów swojego partnera.

Nowy Kaz to święto, ale co to za świętowanie, kiedy trudno się radować, przynajmniej na samym początku, bo każdy odsłuch odkrywa kolejne karty i jest coraz lepiej. Raper to klasa sama w sobie - od samego startu pokazuje kto tu rządzi i reszta zdecydowanie schodzi na dalszy plan. Bez parcia na szkło, pardon, szkiełko, jak zwykle po swojemu, ale jeszcze nigdy tak bardzo przytłaczając podkłady i gości swoim talentem.

Kaz Bałagane "Digital Scale Music", Narkopop

6/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kaz Bałagane | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy