Recenzja Kaz Bałagane "Chleb i Miód": Chwilowo refleksji brak
W Polsce jest niewielu raperów, którzy porównują się do Nasa. Mało jest również takich, którzy otwarcie mówią, że są... nowym profesorem Miodkiem.
Kaz Bałagane robi i jedno, i drugie. Proszę wskazać lepszą dyskografię w polskim rapie w ostatnich latach. Nie ma, chyba że na odczepnego ktoś wymieni PRO8L3M, a sam Guzior stwierdzi, że trzeba mocno wziąć się do pracy i nagrać jeszcze kilka płyt na poziomie "Evil Twin".
Bedogie ma co najmniej dwie kultowe, w niektórych kręgach wręcz ikoniczne pozycje - "Radio Gruz" i "Narkopop". Do nich dochodzą świetny mixtape z Belmondo, który wszystko zapoczątkował na poważnie, czyli "Sos, Ciuchy i Borciuchy", piekielnie mocny "Lot 022" ze Smolastym i niedocenione "Źródło" i "Hugo Bucc 2". O wcześniejszych produkcjach nie ma sensu nawet wspominać, bo to był zupełnie inny etap, inny artysta i postać, która jeszcze nie do końca znała swoją wartość. Teraz przyszedł czas na "Chleb i Miód" - wypadkową wszystkich wcześniejszych albumów.
Zawsze urokliwe były te wszystkie leksykalne, "miodkowe" zabiegi, w tym częsty brak odmiany wyrazów (urocze "Słucham se Nicki, a ty słuchasz Małpa"). Często w nich paradoks goni paradoks, ale warto je potraktować z przymrużeniem oka. Na takie traktowanie też trzeba sobie zasłużyć, tak samo, jak na miaro kreatora trendów i człowieka, który w pewnym momencie wyprzedził swoje czasy na polskiej rap scenie.
Kaz od początku robił to, o czym reszta dopiero pomyślała za jakiś czas i w ten sposób na jego płytach można było chociażby usłyszeć bity, na których mało kto potrafiłby dobrze rapować. Zawsze miał doskonałe ucho do bitów, w czym sporo mu pomogła kariera producencka. Na nowej płycie oddaje pole do popisu innym i w ten sposób SoDrumatic, Young Veteran$, Loren Beats i reszta przedstawiają wszystko co najlepsze na europejskich scenach. Wydawać się może, że groteskowo brzmią "Alvaro" Worka i "Zeit" APmg, ale to przecież maksymalnie przebojowy, uliczny Berlin w każdym takcie, który jest idealnym tłem dla lirycznych popisów gospodarza. Razem z "Varitas" wyruszymy na paryskie przedmieścia, żeby po chwili odpoczynku przenieść się na londyńskie ulice z gęstym "Festiwalowe Love". Znalazło się też miejsce na mocno spowolnione wycieczki w rejony południa USA: "Nowy Miód", "Szpital" i "Slowmo" sprawiłyby, że "Narkopop" mógłby sięgnąć ideału.
Szkoda tylko, że ciężaru pięknych bitów nie udźwignęli goście. Są w słabej formie, jako tako bronią się jeszcze Young Igi i Peja, który w swoim starym stylu przypomina swoje najlepsze lata. Na szczęście jest jeszcze gospodarz, który dwoi się i troi, żeby po raz kolejny potwierdzić swoją dominację. "Chleb i Miód" to zdecydowanie więcej obserwacji ("Szpital") i storytellingów ("Taxi", "Festiwalowe Love"), w których raper odkrywa się na nowo. Znowu imponuje wersami ("Znajduje się w salonie / Pan reżyser właśnie godność moją depczę"), kiedy trzeba to trzyma w napięciu ("Monogram") i rzuci buraczaną, pełną uroku linijką ("DJ Pytong / Dziś robione kopyto"). Nawet kiedy pojawia się ta denerwująca maniera modulacji głosu oraz nonsensowne przyspieszenia ("Prof. Miodek"), to i tak nadrabia je charyzmą i umiejętnością wciągnięcia słuchacza w swój świat. Wielkomiejskie uniwersum, w którym kontrasty widoczne są aż za bardzo - mroczna strona stolicy wraz ze swoim lokalnym, podwórkowym półświatkiem konfrontuje się z szukającymi swojej szansy przyjezdnymi i tymi, którzy zastanawiają się nad zakupem kolejnej pary butów.
Znowu to trzeba napisać - najlepsze, co mogło spotkać polski rap, to pojawienie się takich postaci, jak właśnie Kaz Bałagane. Inteligentnych, ciągle poszukujących, nie zamykających się i nie szukających szczęścia wśród amerykańskich inspiracji. To wszystko streszcza "Chleb i Miód" - najbardziej kompletny jego album, który znosi ciężar wielkiego poprzednika. Może nie będzie tak ikoniczny jak "Narkopop", ale przynajmniej najbardziej kazkowy.
Kaz Bałagane "Chleb i Miód", Narkopop
9/10