Dawid Kwiatkowski "Pop Romantyk": Jego nowe imię [RECENZJA]
Po nieco ponad dwóch latach powraca z nową płytą i już nie jako "Dawid Kwiatkowski" (album z 2021 r.), ale jako "pop romantyk", bo, jak mówi sam Dawid, teraz właśnie tak mogłoby brzmieć jego nowe imię.
Po kolei. Odpalam płytę i włącza się pierwszy z dziesięciu utworów: "Ile jeszcze?". Jest dobrze, doniośle, jest patetycznie, prawdziwy popowy hymn (gra między innymi trąbka), a potem... zaczynam się nudzić i czekam tylko na chyba najbardziej przebojowy numer z tego krążka, czyli "Café de Paris". Słucham dalej i znowu moje myśli zdają się odpływać gdzieś dalej, muzyka Dawida leci tylko w tle. Nie zatrzymuje mnie, oprócz niewielu wyjątków.
Pomyślałem, że to nie może się tak skończyć. Album szeroko promowany, ponoć bardzo ważny dla autora. No dobrze, włączam raz jeszcze. Siadam przy Dawidzie, zatapiam się w jego melodiach, analizuję to, co do mnie śpiewa. I w tym momencie znalazłem chyba klucz. Bo bardzo ważny przekaz ukryty jest właśnie w tych tekstach - prostych, ale osobistych: poczuć je, spróbować zrozumieć (lub nie), ale przede wszystkim wsłuchać się, pobyć w tej danej chwili z autorem. Dlatego tym, co znudzą się, tak jak ja za pierwszym razem, radzę dać chłopakowi drugą szansę.
Dawid włożył tu duże pokłady romantyzmu, wrażliwości, osobistych przeżyć, trochę tęsknoty, nadziei. Muzyka raczej nie do tańczenia, a do słuchania, przeżywania. Ale nam ten Dawid wydoroślał. To, co teraz śpiewa w porównaniu z tym, co kiedyś - to niebo a ziemia. Widać i słychać, że ewoluował jego charakter, ale i jego muzyka. Jest dojrzalsza, spokojniejsza, głębsza, prawdziwsza. Tylko głos na podobnym poziomie. Ktoś, kto lubi od czasu do czasu usłyszeć jakieś “wokalne smaczki", to tu ich nie znajdzie. W przypadku albumów Dawida to żadna nowość. Śpiewa po prostu ładnie... i tyle. Na albumie brak też duetów z innymi artystami, co oczywiście nie jest konieczne. Ale uzmysłowiłem sobie przy tej okazji, że w karierze Dawida jest bardzo mało duetów. Cóż... samowystarczalny.
Otwieram książeczkę dołączoną do albumu i czytam, że większość utworów napisał i skomponował sam Dawid, a na pewno w tworzeniu wszystkich brał udział. Teraz tym bardziej ufam jego muzyce. Zazwyczaj jest tak, że popisowe piosenki to te, przy których pracował sztab ludzi i tak jest w przypadku "Café de Paris", ale są też takie perełki stworzone przez samego Dawida, jak na przykład "Vintage", "Paryski sen" czy "Zanim Cię poznam". Przyznam szczerze, że od tej strony go nie znałem. “Pop romantyk" to najlepsze określenie, jakie mógł sobie wymyślić na tytuł albumu.
Skoro już piszę o książeczce, to nie sposób pominąć tej sfery wizualnej opakowania albumu, którą należy docenić. Płyta pięknie przyozdobiona, książeczka zawiera dużo ornamentów, grafik, wybijający się motyw kwiatowy. I tu pragnę się zatrzymać, bo Dawid (podobnie jak przy poprzednim albumie) znów to zrobił... Koszule, kwiaty, nastrój - pachnie mi to Shawnem Mendesem. I o ile można się kimś inspirować, to ile razy można tak robić? Bardzo podobną stylistykę miał album "Shawn Mendes" z 2018 roku. Po tym zresztą Dawid też wydał "kwiatowy album" i też nazwał go po prostu swoim imieniem i nazwiskiem. "Pop romantyk" to więc trochę spokojniejsza, bardziej elegancka wersja Mendesa. Spodoba się miłośnikom popowych ballad.
Dawid Kwiatkowski, "Pop romantyk", Warner Music Poland
7/10