Abradab, Rahim, Kleszcz "ARKanoid": Gra dla starszych [RECENZJA]
"Byłem tu, kiedy ty okupowałeś nocnik". Żaden wers nie tłumaczy lepiej genezy płyty, która jest spotkaniem gdzieś na uboczu dwóch weteranów i tego trzeciego koleżki, który na szybko wpadł zbić pionę, a okazało się, że tak dobrze się z nim rozmawia, że został w towarzystwie na dłużej.
Niesprawiedliwe jest to, że większość zapowiedzi opierała się na narracji wspólnego albumu dwóch legend, będących od ćwierć wieku w grze Abradaba i Rahima, a dopiero po zagłębieniu się w temat można było doczytać coś o Kleszczu, który ostatecznie brzmi lepiej i ciekawiej niż starsi koledzy, niemalże rapowi ojcowie.Chociaż i to wiele nie pomaga, bo "ARKanoid" to rap dla rapu, przekonanie o własnych umiejętnościach i legendzie (słuszne!) oraz "głębokie" przemyślenia, że kiedyś było lepiej. Hiphopowe boomerstwo na przeterminowanych podkładach, które kompletnie nie miałyby racji bytu nie tylko w złotych czasach śląskiego hip hopu, ale i nie sprawdzają się także teraz.
"Co tam słychać, boli cię muzyka?" - retorycznie pyta Dab w "Co tam słychać?" i zupełnie nieświadomie przewiduje odczucia słuchacza. Odpowiadając - boli, bo dobrze nie jest, ale kto spodziewał się jakichkolwiek fajerwerków ten sam sobie winien. To doświadczeni raperzy będący dawno poza głównym obiegiem.
Tak, kiedyś było lepiej, bo nie ma żadnego sensu zestawiać współczesnego Abradaba czy Rahima z "tamtymi". To już jest zupełnie coś innego, niemalże inna muzyka i teksty, w których brakuje jakiejkolwiek iskry, żeby chociaż przez chwilę były interesujące. Jasne, jest kilka celnych i ciekawych linijek (fajowe "Śląsk stolicą czarną" Rahima w "Co 3 to nie 2", "Dre się przed mikrofonem jak Flinstone na żonę / Na akcje ustawione a'la agent Tomek" w "Apsik" czy "Odczuwam skutki kariery / Pije stare wino, jem spleśniałe sery / A będzie jeszcze gorzej brachu / Chodzi po głowie mi samochód bez dachu" w "OBP", obydwa Daba), ale to jednak trochę za mało.
Były lider Kalibra 44 już na ostatnich solowych albumach niesamowicie przynudzał, a tutaj jego wersy sięgają zenitu marazmu, kompletnego braku kreatywności i dawnych prób zabawy słowem. Trochę lepiej jest z Rahimem, który swoim flow zatrzymał się na wysokości "Kinematografii" i nawet przez chwilę nie ma zamiaru odpuścić, a przeciąganie końcówek w "Apsik" ("dziiiik" śni się po nocach...) dodaje tylko kolejnego odcienia szarości.
Więcej pochwał można skierować w stronę Kleszcza - ten z jednej strony zabawia się na beatach i zaskakująco udanie jak na siebie przyspiesza w "Apsik" ("I nagle wszystko ucichło, bo moje ego na to kichło" - znakomite!) czy "OBP", z drugiej popisuje się rymami, które brzmią jakby zostały napisane w podstawówce i zostały nagrane z braku laku.
"Słabe g***, kopia, słabe / Weź nie rymuj, ty lepiej zaparz kawę", "Panowie, panie, zapraszam na zapier***", czy nieudolny wordplay "Złoty deszcz monet, złoty deszcz, złoty domek / Jak znajdzie Kleszcz złoty środek, dobry moment i koronę". Całkiem nieźle u wszystkich wypadają za to refreny - są melodyjne, każdy z nich wyróżnia się na tle całego numeru, a już wyjątkowe te z "Baboła" i "ACDC".
Z raperami pionę postanowił zbić producent Viktor V, który może pochwalić się nie lada wyczynem - tak bezpłciowego brzmienia w rodzimym rapie nie było już dawno. Balansowanie pomiędzy starą a nową szkołą skończyło się źle, a "ARKanoid" momentami brzmi jak próba przeniesienia K44 i Paktofoniki we współczesność, co próbują udowodnić "Co 3 to nie 2", "Matriks" (jednostajnie wybijające klawisze powodują drgawki...), czy "Kto pyta (ten pyta)".
To również nieudane eksperymenty, które przypominają próby producentów szukających ciągle swojego brzmienia i próbujących się w nowych formułach, coś jak Volt po przesłuchaniu pierwszych produkcji Timbalanda i ludzi z obozu Ruff Ryders. Szkoda też, że w podkładach dzieje się niewiele - w "ACDC" słychać w tle słychać charakterystyczny "prąd", całkiem nieźle na wysokości refrenu radzą sobie "Małpy", w których zaraz po nim wchodzą świetnie zaprogramowane bębny. Całości nie ratują absolutnie fantastyczne skrecze, chociażby w "Apetycie", które starają się maskować przegraną konfrontację beatmakera z trapem.
"Ene, due, rabe! Oto Rahu z Kleszczem i dAbem". "ARKanoid" to płyta tylko i wyłącznie dla fanów artystów i całego MaxFloRec. Ten specyficzny, nietypowy i niespotykany nigdzie indziej klimat ma rację bytu tylko u wiernego grona odbiorców, natomiast u innych nie sprawdzi się w ogóle. Zwykła ciekawostka, nudne trzy kwadranse dla tych, którzy zdalną naukę mało ciekawego przedmiotu chcą zastąpić na chwilę czymś innym, a w tym czasie potrzebują czegoś więcej niż kolejnych przechwałek o ciuchach i samochodach.
Abradab, Rahim, Kleszcz "ARKanoid", MaxFloRec
4/10