Kaliber 45?
Daniel Wardziński
Abradab "extraVertik", Lionstage
Opinie na temat solowych albumów Abradaba z Kalibra 44, wydanych po zawieszeniu działalności legendarnego składu, często były sprzeczne. Nic dziwnego, kiedy mamy do czynienia z jednym z najbardziej stylowych i nieprzewidywalnych raperów na scenie. Tym razem w tle stoją żywe instrumenty.
Nie jest to raczej nowość dla osób, które słyszały niezwykle udany w mojej opinii album "Ostatni poziom kontroli". Czterech z pięciu muzyków odpowiedzialnych za brzmienie "extraVerika" brało udział w sesjach do "O.P.K." - basista Adam Stodolski, perkusista Przemysław Borowiecki, klawiszowiec Mateusz Pawluś oraz gitarzysta Tomasz Leś. Do ekipy dołączył Jarosław Pakuszyński, produkcją muzyki zajął się sam Dab, a efekty powinny zadowolić każdego fana funkowego pulsu, rapowej szorstkości i dubowej głębi. Zresztą nie tylko tego, bo mamy tu i krótką próbę dubstepu i niezwykle miłe dla ucha lounge'owe harmonie. "extraVertik" to płyta, która ma ambicje zaskakiwać słuchacza i wywiązuje się z tego roli więcej niż dobrze.
Instrumenty poprowadzono mądrze, dzięki czemu powstał album brzmiący klasycznie, ale zarazem świeżo. Kiedy wchodzi perkusja i bas w rewelacyjnym "Ostrzegawczym strzale" na frazie "chyba że kochasz hardcore", to słyszymy w tym niemal oczywiste inspiracje starymi rapowymi kanonami, ale trzeba zauważyć, że brzmi to inaczej, nowocześnie, pełniej... To spostrzeżenie można odnieść do całej płyty. Cieszy to, że cała ekipa zrozumiała, że z takim zespołem jedynym ograniczeniem jest dla nich własna wyobraźnia, a ta ma zasięg grubo przekraczający polską średnią.
Single - funkujące "Pół na pół" i uptempowe "Kiedy wejdę" mogą niektórym nie przypaść do gustu, ale nie są to najlepsze numery na albumie. To co na mostku w drugiej zwrotce "Dzikołaja" robi Dab, to jak niesamowicie naelektryzowane i zmysłowe jest "Więcej słów", a przede wszystkim niezapomniany numer z Joką to rzeczy, które sprawiają, że wręcz głupio nie mieć tego na półce. Tytułowy "extraVertik" utrzymany w klasycznie miejskiej tonacji to podkład, który kojarzy się z najlepszą formą O.S.T.R.'a z feelingiem bandu... Wymieniać można dalej, ale zdecydowanie przyjemniej jest słuchać tego, co zrobiła pięknie dobrana sześcioosobowa ekipa ludzi, którzy wiedzą co umieją i co chcą osiągnąć. Imponujące.
Nie jest to może produkcja bezbłędna... Sam fakt, że Joka bardzo wyraźnie "ukradł" Dabowi "Moje demony" (comeback roku?) czy kilka innych chwil zniżkowej formy gospodarza powodują, że do ideału brakuje sporo, ale i tak mniej niż np. na "Abradabingu". Płytę z przyjemnością słucha się na raz, a lejące się z głośnika, kapitalnie zrealizowane brzmienie sprawia, że z pewnością będzie się do niego wracać. Dab jest otwarty, pewny za mikrofonem, kombinujący i tylko chwilami jakby nieco zagubiony. To wystarczy by zrobić naprawdę dobry album i przypomnieć o sobie jako absolutnie czołowym reprezentancie sceny. Polecam wszystkim, którzy lubią szczerą, otwartą muzykę pełną energii i poczucia humoru.
7/10