Najbardziej rozczarowujące albumy w historii muzyki. Jeśli je lubisz, to wstyd
Każda muzyczna kariera, nawet największych wirtuozów, przechodzi przez wzloty i upadki. Nawet najbardziej utalentowani muzycy stają w obliczu sytuacji, w której ich najnowsze dzieło spotyka się z rozczarowaniem fanów i zgrzytaniem zębów krytyków.
Powodów może być wiele: od nietrafionych eksperymentów po zmieniające się gusta publiczności. Czasami jednak album, który w momencie premiery nie spełnia oczekiwań, zyskuje uznanie po latach, kiedy zostaje ponownie odkryty. Korzystając z archiwów kultowego magazynu "Rolling Stone", przedstawiamy pięć albumów, które uchodzą za największe rozczarowania w historii muzyki.
1. John Lennon - "Some Time in New York City" (1972)
Po przeprowadzce do Nowego Jorku w 1971 roku Lennon zaangażował się w ruch antywojenny, współpracując z radykalnymi postaciami kontrkultury, takimi jak Abbie Hoffman czy Jerry Rubin. Z tego okresu pochodzą utwory takie jak "Attica State" czy "John Sinclair", które odzwierciedlają polityczne napięcia tamtego czasu. Niestety, te kompozycje były słabo dopracowane i szybko się zestarzały. Dziś, słuchając albumu "Some Time in New York City", trudno uwierzyć, że Lennon wydał wcześniej takie arcydzieła jak "Plastic Ono Band" czy "Imagine". "Some Time in New York City" pozostanie na zawsze jedynie niechlubną kapsułą czasu, w której Lennon zmieścił swój fatalny twórczo okres.
Zobacz również:
- Bracia z Bee Gees świętowaliby dzisiaj 75. urodziny. Ich piosenki śpiewali wszyscy
- Sting ma szóstkę dorosłych dzieci. Czym się zajmują? Część z nich podbija show-biznes
- To pięć najsmutniejszych rockowych piosenek na świecie. Nirvana na szczycie rankingu
- Muzyk potrzebuje przeszczepu. Szuka dawcy, który uratuje mu życie
2. The Rolling Stones - "Their Satanic Majesties Request" (1967)
W szczytowym momencie ery psychodelicznej i kilka miesięcy po tym, jak The Beatles zachwycili świat albumem "Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band", The Rolling Stones wydali "Their Satanic Majesties Request". Było to ambitne dzieło, w którym wykorzystali mellotrony (to tacy kuzyni organów Hammonda), orkiestracje i afrykańskie rytmy. Niestety, próba przebicia psychodelicznych eksperymentów Beatlesów zakończyła się niepowodzeniem. Chociaż piosenki takie jak "She’s a Rainbow" bronią się po latach, inne, jak "Sing This All Together", szybko znikają z pamięci. Nawet Mick Jagger w 1995 roku przyznał, że album nie jest zbyt dobry. "To raczej doświadczenie dźwiękowe niż muzyczne" - powiedział, krytykując większość kompozycji.
3. Bob Dylan - "Self Portrait" (1970)
Po wydaniu "Self Portrait" Bob Dylan spotkał się z ostrą krytyką. Krytyk Greil Marcus rozpoczął swoją recenzję słowami: "Co to za gówno?". Album był chaotycznym zbiorem coverów, nagrań koncertowych i oryginalnych utworów, zaaranżowanych w sposób, który zaskoczył nawet najbardziej zatwardziałych fanów Dylana. W 1984 roku sam artysta stwierdził, że celowo stworzył słaby album, aby zniechęcić publiczność.
4. David Bowie - "Tonight" (1984)
Po sukcesie "Let’s Dance" w 1983 roku wydawało się, że David Bowie nie może nagrać słabego albumu. A wziął i nagrał. I to zaledwie rok później. Album "Tonight" zawierał takie hity jak "Blue Jean" oraz "Loving the Alien", ale większość utworów była rozczarowująca. Szczególnie nieudane okazały się przeróbki starszych kompozycji, w tym duet z Tiną Turner na potrzeby utworu "Tonight". Krytycy i fani zgodnie uznali, że Bowie spieszył się z wydaniem tego albumu, co fatalnie wpłynęło na jakość materiału.
5. Guns N’ Roses - "Chinese Democracy" (2008)
Na wydanie "Chinese Democracy" fani Guns N’ Roses czekali przez lata, jednak ostateczny efekt rozczarował większość z nich. Choć album zawierał kilka mocnych utworów, takich jak "Better" czy "There Was a Time", całość była przesadnie dopracowana i nie dorównywała poprzednim dokonaniom zespołu. Po latach niektóre z piosenek zyskały nową energię dzięki trasie koncertowej częściowo zreformowanego zespołu, ale sam album wciąż uważany jest za jeden z największych niewypałów w historii rocka.