Festiwalowy alfabet Niny Terentiew: "Zbigniew Wodecki był królem do ostatniej chwili swego życia"
Nina Terentiew kocha artystów z wzajemnością i wie o nich wszystko. Z okazji zbliżającego się 20. festiwalu w Sopocie zdecydowała się opowiedzieć o wyjątkowych ludziach i miejscach, które wiążą się z tą imprezą. Tak powstał "Festiwalowy alfabet Niny Terentiew".
Festiwalowy alfabet Niny Terentiew publikowany jest w pięciu częściach.
Szpak Michał
Gdyby ktoś mnie zapytał kto moim zdaniem lepiej śpiewa - Michał czy Ralph Kaminski, nie umiałabym odpowiedzieć, bo każdy śpiewa inaczej. Ale w swojej kategorii każdy z nich jest niesamowity. Gdybym miała powiedzieć kto się bardziej przebiera, byłoby mi łatwiej, chociaż kiedy widzę Ralpha w sukni ślubnej na wielkiej gali rozdania Fryderyków, to już bym się mogła zawahać. Ale żarty na bok, to są dwie niezwykle utalentowane istoty, których muzyka może albo zachwycać albo irytować. Mnie zachwycają. Oczywiście nie wszystko co robi Michał mnie zachwyca. Ale na pewno jest jednym z największych wokali w Polsce. Leci czasem może za wysoko i za daleko, ale ma prawo - jest artystą. Czasami może się za bardzo przebierze, ale do tego również ma prawo. To jest cały on. Moja tolerancja dla Szpaka i dla Ralpha, z uwagi na ich wielki talent, nie ma granic.
Kiedy czasem czytam hejterskie opinie na ich temat zastanawiam się, ile trzeba mieć jadu w sobie, żeby coś takiego napisać. Nie podoba ci się Szpak czy Ralph, to ich nie słuchaj i nie oglądaj. Czemu ziejesz jadem? Bo są inni? Mnie się podobają i nic na to nie poradzę.
Top Trendy
Polsatowski Festiwal w Sopocie powstał 20 lat temu i nosił wtedy nazwę Top Trendy. To na Top Trendach mieliśmy okazję przedstawić publiczności młodziutką Anię Dąbrowską, Sistars czy zespół Zakopower.
Zasady były takie, że artyści przysyłali swoje utwory, a komisja wybierała najlepsze. Ale jak zawsze w takich wypadkach trudno było wszystkich zadowolić. Po zmianie formuły festiwalu w 2015 roku i nawiązaniu współpracy z ZPAV (Związek Producentów Audio-Video), otrzymujemy rzetelne dane o liczbie odtworzeń poszczególnych utworów we wszystkich rozgłośniach radiowych, a także o sprzedaży płyt i singli. Na festiwal zapraszamy artystów z czołówki tych zestawień. Wszystko jest policzone i nikt nam nie może niczego zarzucić. Oczywiście niektórzy artyści nie wystąpią u nas, bo maja taką politykę, że nie występują w żadnej telewizji. Taka politykę ma na przykład management Dawida Podsiadły i ja to szanuję. Dawid Podsiadło wystąpił u nas tylko raz, kiedy był młodziutkim, początkującym artystą. Omijają nas także raperzy. Trudno. Chociaż dałabym bardzo wiele, żeby na naszej scenie wystąpił mój ulubiony król i "praojciec" tego gatunku muzyki - Sokół. Na razie się nie zgodził.
Wiśniewski Michał i Wodecki Zbigniew
Obaj są na "W" i obu łączy jedna wspólna cecha - uwielbienie swojej publiczności. Byłam na koncertach Zbyszka i na koncertach Michała. Byli tam niemal wyłącznie ludzie, którzy uważają że właśnie tego artystę najbardziej kochają na świecie. Ale wracajmy do Michała.
Oczywiście nie ma już takiego szaleństwa, jakie było 20 lat temu, kiedy Michał wychodził na scenę w kostiumie, jakich w Polsce nie widywaliśmy a wszystkie kobiety siedziały zaczarowane jego wyznaniami - "A wszystko to, bo ciebie kocham" i "Dla ciebie zabiję się". Czerwone włosy rozwiewał wiatr, kostiumy powalały z nóg, a jego życie rodzinne było bezpardonowo opisywane i fotografowane w gazetach. Ostatnio byłam na jego koncercie w studiu Polskiego Radia i wystarczyło ogłosić, że Michał wystąpi, by sala pękała w szwach. A jego jubileusz w Mrągowie - pełen amfiteatr zakochanych nie tylko w muzyce ale i w tamtych latach fanów. Michał był przeszczęśliwy, bo najbardziej w życiu kocha dwie rzeczy - swoje dzieci i publiczność. Michał bywa nieznośny i wrażliwy. Ja go absolutnie lubię i nic nie jest w stanie tego zmienić. Szanuję go za jego podejście do dzieci. Żadne jego dziecko nie jest opuszczone, bo tam czasem żony są opuszczane, natomiast wszystkie dzieci są przytulone i ukochane. Ma wielki autobus którym podróżują wszystkie dzieci, łącznie z tymi najmniejszymi. Tworzą wielką rodzinę i to nie jest żaden pic.
Życzę mu jak najlepiej. Ale pamiętajmy też, że on jest dzieckiem z domu dziecka, czego nie ukrywa, więc można starać się zrozumieć jego nieumiejętność stworzenia prawdziwej rodziny na zawsze, bo sam jej nigdy nie miał. Tyle o Michale.
Jeśli chodzi o Zbyszka, to tak, jak o Dawidzie Kwiatkowskim mówiłam, że jest księciem, tak Zbyszek był królem do ostatniej chwili swego życia. Był uwielbianym, szanowanym artystą, który najlepiej czuł się w trasie i na koncercie. Czasami jak jechał gdzieś na występy, wpadał po drodze, koło dziesiątej rano do mnie, do Polsatu. Moje współpracownice i ja robiłyśmy mu wspaniałe, królewskie śniadanie. On widział ten zachwyt w oczach kobiet, które mu otwierały drzwi, które go przywoziły windą z dołu, a także w moich. Oczywiście były wspólne zdjęcia, bo Zbyszek nigdy ich nie odmawiał. To było cudowne. Wiedział, że żyje dla muzyki.
Żartował, że kiedyś jak wracał z trasy i drzwi otwierała mu jego latorośl, to mówi: "Mamo, przyjechał ten pan, co śpiewa "Pszczółke Maję". "Trasa" była u niego stanem permanentnym. Myślę, że nie było to podyktowane chęcią zdobywania pieniędzy. On kochał śpiewać dla ludzi, wychodzić na scenę, przeglądać się w oczach publiczności która go uwielbiała bezgranicznie. Dlatego ci dwaj artyści znaleźli się tu razem, choć nie są w żadnym stopniu do siebie podobni. Łączy ich to, że muzyka i publiczność była treścią ich życia i dlatego ta publiczność wciąż z nimi jest.
Zalewski Krzysztof
Nie musiałam długo myśleć o literze "Z". "Z" to Krzysztof Zalewski. Tajemniczy rockman, niezwykła postać. Debiutował w Polsacie, w "Idolu". Fantastyczny głos, fantastyczny dobór repertuaru. Nie śpiewa niczego, co nie przechodzi przez jego serce. I doskonale się ubiera na scenie. Pamiętam jego malinowy garnitur z koncertu "Uroczysty Wodecki" - potęga! A jak zaśpiewał! Nie można się ani trochę dziwić tym fankom, które stoją pod sceną i wzdychają. Po prostu "idol" wspaniały, na pięć z plusem.
Nie znam go dobrze, choć trochę się poznaliśmy podczas przygotowań do koncertu na Earth Festival 2022 w Uniejowie. Przekonałam się wtedy, że Zalewskiemu trzeba oddawać lejce, tak jak niektórym tylko wielkim artystom. Złożyłam mu propozycję powierzając mu ten koncert w całości. Mógł zaprosić artystów, jakich chciał, mógł być prowadzącym takim, jak sobie wymyślił. Oczywiście tematyka koncertu była bardzo bliska Krzysztofowi, bo dla niego ekologia jest naprawdę ważna. I zrobił ten koncert sam, jak mu serce i jego wrażliwość muzyczna dyktowały. Przygotował repertuar, dobrał sobie muzyków. Redaktorzy i ja puściliśmy wszystko i okazało się, że to działa. Oczywiście nie każdemu można oddać lejce, ale Krzysztofowi tak.
Bardzo mnie wzruszają jego relacje z żoną, która jest jego menadżerem, i z synkiem, bo mnie zawsze wzrusza rodzina. Krzysztof to kolejny ideał w moim alfabecie. Zauważyłam, że opowiadam tu o samych ideałach. Ale ja mam taka wadę, że albo kogoś kocham, albo jest mi obojętny i wtedy bardzo mi ciężko sklecić chociaż dwa zdania na temat tej osoby. Wszyscy, o których mówię to artyści, których lubię, kocham, szanuję. Cieszę się, że czasem mogłam być jakimś kawałkiem ich sukcesu i że spotkałam ich na swojej drodze. I to jest mój majątek.