Judas Priest na Pol'and'Rock Festival 2018: Moc ognia i wody (relacja, zdjęcia)
Po imponującej frekwencji pod Dużą Sceną widać było, że to "Bogowie metalu" z Judas Priest są największą gwiazdą tegorocznej odsłony Pol'and'Rock Festival (dawny Przystanek Woodstock).
Piątkowy wieczór (3 sierpnia) w Kostrzynie nad Odrą upłynął na spuście metalowej surówki. Najpierw i tak już wysoką temperaturę podniósł laureat Złotego Bączka - Nocny Kochanek, a punktualnie o godz. 22:20 zameldowali się weterani z Judas Priest.
Polscy fani nawet nie zdążyli się za nimi zatęsknić, bo raptem w połowie czerwca występowali w wypełnionym Spodku w Katowicach. Tutaj frekwencja była o wiele wyższa, bo gdzie się nie obrócić, to było widać głowę przy głowie, aż po horyzont.
Brytyjczycy w dalszym ciągu promują wydany w marcu osiemnasty studyjny album "Firepower", który udowodnił, że nawet po blisko pięciu dekadach można mieć wciąż coś ciekawego do przekazania. Nowy materiał ekipy z Birmingham reprezentowały trzy nagrania: otwierający tytułowy "Firepower", piorunujący "Lightning Strike" i monumentalny "Rising from Ruins".
Ogniste riffy krzesane przez Richiego Faulknera (w 2011 r. w zespole zastąpił K.K. Downinga) i producenta Andy'ego Sneapa (Sabbat, Hell) były studzone przez dwa strażackie węże, które z boku polewały rozgrzaną publiczność.
Judas Priest na Pol'and'Rock Festival - 3 sierpnia 2018 r.
Wspomniany Sneap w marcu tego roku zastąpił w koncertowym składzie Glenna Tiptona, drugiego z gitarowego duetu odpowiedzialnego za charakterystyczne brzmienie Judas Priest. 70-letni Tipton zrezygnował z powodów zdrowotnych - wykryto u niego chorobę Parkinsona. Ku sporemu zaskoczeniu Tipton pojawił się na scenie Pol'and'Rock Festival na trzy ostatnie numery: "Metal Gods", "Breaking the Law" i "Living After Midnight" pochodzące z klasyka "British Steel" (1980). Podobnie było na trzech ostatnich koncertach (Wiedeń, Monachium i dzień wcześniej na Wacken Open Air).
Skład uzupełniają odpowiedzialni za mocarną podbudowę basowo-perkusyjną Ian Hill i Scott Travis oraz jeden z najlepszych metalowych wokalistów w historii - Rob Halford.
Całość bardzo klasyczna, od zestawu utworów, przez wysoką klasę wykonawczą, po Harleya-Davidsona, na którym Halford tradycyjnie pojawił się podczas "Hell Bent For Leather".
Michał Boroń, Kostrzyn nad Odrą