#165 Pełnia Bluesa. Hendrix odszedł, mając 27 lat. Do dziś nie jest to jasne
- Muzyka nie kłamie. Jeśli jest coś do zmiany na tym świecie, może się to zdarzyć tylko poprzez nią - to jeden z bardziej znanych cytatów Jimiego Hendrixa. 18 września mijają 53 lata od śmierci tego najwybitniejszego i najbardziej wpływowego gitarzysty wszech czasów. W #165 Pełni Bluesa wspominamy jego biografię.
Jimi Hendrix to legendarny amerykański gitarzysta, wokalista, kompozytor rockowy. Najczęściej wiązany z acid-rockiem i rockiem psychodelicznym, blues- i jazz-rockiem.
Inspirował i do tej pory inspiruje wielu artystów. Co roku w Polsce, w Ostrowie Wielkopolskim, odbywa się Jimiway Blues Festival, którego to nazwa pochodzi od imienia Hendrixa.
Do 1966 r. grywał w różnych zespołach. Jednak rok później stworzył The Jimi Hendrix Experience razem z basistą Noelem Reddingiem i perkusistą Johnem "Mitchem" Mitchellem. Jeszcze tego samego roku wydali pierwszy singel, który okazał się ogromnym sukcesem i był zapowiedzią muzycznej rewolucji - opracowanie muzyczne ballady "Hey Joe" Billy'ego Robertsa.
Późniejsze lata to kolejne projekty Hendrixa - Band of Gypsys czy współpraca z grupą War Erica Burdona. To właśnie z tym zespołem po raz ostatni stanął na scenie - 16 września 1970 r. zagrał podczas jamu w Ronnie Scott's Jazz Club w Soho w Londynie.
Dzień później mający problemy ze snem gitarzysta zmieszał amfetaminę, czerwone wino i dziewięć tabletek nasennych swojej ówczesnej dziewczyny, niemieckiej łyżwiarki figurowej (a także groupie) Moniki Dannemann (zalecana dawka - pół lub jedna pigułka przed snem). Wybuchowy koktajl okazał się zabójczy.
Jego śmierć pozostaje dla wielu wciąż niewyjaśnioną zagadką. 18 września 1970 roku Jimiego znaleziono martwego w pokoju w hotelu Samarkand w Londynie.
Muzyk miał wtedy 27 lat. Tabletki i alkohol spowodowały wymioty i uduszenie. Jednak - pomimo 53 lat - spekulacje co do dokładnych okoliczności śmierci muzyka nie ustają.
Jeszcze przed służbami w mieszkaniu pojawił się wokalista Eric Burdon zaalarmowany przez Monikę Dannemann.
Burdon znalazł tam wiersz "The Story of Life", który Hendrix napisał kilka godzin przed śmiercią. "Historia życia jest krótsza niż mgnienie oka. Historia miłości to przywitanie i pożegnanie. Do momentu, gdy znów się spotkamy" - brzmią ostatnie zdania. Trzy dni po śmierci Hendrixa Burdon w BBC utrzymywał, że było to samobójstwo, a "The Story of Life" to list pożegnalny. Te informacje stanowczo dementował jednak Michael Jeffery, menedżer gitarzysty.