Reklama

Jimi Hendrix: Życie krótsze niż mgnienie oka

45 lat temu, 18 września 1970 roku w szpitalu St Mary Abbott w Londynie zmarł Jimi Hendrix. Uznawany przez wielu za najwybitniejszego gitarzystę wszech czasów muzyk miał 27 lat.

45 lat temu, 18 września 1970 roku w szpitalu St Mary Abbott w Londynie zmarł Jimi Hendrix. Uznawany przez wielu za najwybitniejszego gitarzystę wszech czasów muzyk miał 27 lat.
Jimi Hendrix przez wielu uznawany jest za najlepszego gitarzystę wszech czasów /Hulton Archive /Getty Images

Krótko po ogłoszeniu śmierci Jimiego Hendrixa rzecznik szpitala powiedział mediom: "Nie wiemy gdzie, jak czy dlaczego umarł, ale to było przedawkowanie". Ta wypowiedź sprawiła, że błyskawicznie pojawiły się (często mocno spiskowe) różne teorie na temat nagłego zgonu amerykańskiego gitarzysty. Po latach Kathy Etchingham, była dziewczyna muzyka, bezskutecznie próbowała doprowadzić do wznowienia śledztwa w sprawie śmierci. Niektórzy uważają bowiem, że Jimi mógł zostać zamordowany, inni twierdzą z kolei, że było to samobójstwo.

Jimi mieszkał wówczas w apartamencie w Samarkand Hotel u swojej ówczesnej dziewczyny niemieckiej łyżwiarki figurowej (a także groupie) Moniki Dannemann, z którą odnowił romans na kilka dni przed śmiercią (wcześniej kilkakrotnie spotykali się na początku 1969 roku w Niemczech i Londynie). 17 września 1970 roku mający problemy ze snem gitarzysta zmieszał amfetaminę, czerwone wino i dziewięć tabletek nasennych swojej dziewczyny (zalecana dawka - pół lub jedna pigułka przed snem). Wybuchowy koktajl okazał się zabójczy...

Reklama

Rano Monika Dannemann wyszła kupić papierosy - kiedy wróciła ok. godz. 11, Hendrix leżał nieprzytomny i bez kontaktu, choć oddychał. Po kilkunastu minutach na miejsce - do opuszczonego mieszkania - przyjechały wezwane dwa ambulansy. "To było coś strasznego. Leżał cały w wymiocinach... Jego drogi oddechowe były kompletnie zablokowane..." - wspominał Reg Jones, jeden z ratowników. Wkrótce pojawili się też dwaj oficerowie policji. "Jimi nie żył. Nic dla niego nie mogli zrobić" - mówił policjant Ian Smith.

Jeszcze przed służbami w mieszkaniu pojawił się wokalista Eric Burdon (to z nim i jego grupą War Hendrix po raz ostatni wystąpił publicznie - 16 września zagrał podczas jamu w Ronnie Scott's Jazz Club w Soho) zaalarmowany przez Monikę Dannemann. Burdon znalazł tam wiersz "The Story of Life", który Hendrix napisał kilka godzin przed śmiercią. "Historia życia jest krótsza niż mgnienie oka. Historia miłości to przywitanie i pożegnanie. Do momentu, gdy znów się spotkamy" - brzmią ostatnie zdania. Trzy dni po śmierci Hendrixa Burdon w BBC utrzymywał, że było to samobójstwo, a "The Story of Life" to list pożegnalny. Te informacje stanowczo dementował jednak Michael Jeffery, menedżer gitarzysty.

Ok. godz. 11:45 Hendrixa przewieziono do szpitala St Mary Abbott, jednak tamtejsi lekarze nie mogli już pomóc. Nic nie dała trwająca ok. pół godziny reanimacja. "W chwili przyjęcia był bez wątpienia martwy. Nie miał pulsu, nie biło jego serce. Próba reanimacji była tylko formalnością" - powiedział dr John Bannister, który oficjalnie stwierdził śmierć Jimiego Hendrixa. Gitarzysta miał 27 lat i 295 dni. Po latach przez media został zaliczony do niesławnego Klubu 27, obok zmarłych w tym samym wieku i równie tragicznych okolicznościach Briana Jonesa (gitarzysty The Rolling Stones), Janis Joplin, Jima Morrisona (The Doors), Kurta Cobaina (Nirvana) i Amy Winehouse. "Czy wydaje wam się, że dożyję 28. urodzin?" - miał pytać na kilka tygodni przed śmiercią genialny muzyk.

Momentami sprzeczne i niespójne zeznania Moniki Dannemann (różne godziny jej przebudzenia, nieobecność w domu) w sprawie ostatnich chwil życia muzyka sprawiły, że nasiliły się głosy o "tajemniczych" przyczynach zgonu. Ostatecznie śledztwo Scotland Yardu w 1993 roku nie doprowadziło do żadnych nowych ustaleń.

Zgodnie z życzeniem ojca Jimiego Ala ciało muzyka 29 września przewieziono drogą lotniczą do rodzinnego miasta - Seattle. Co ciekawe, sam gitarzysta wielokrotnie mówił, że chciałby zostać pochowany w Anglii. 1 października Jimi spoczął na cmentarzu Greenwood w Renton, w stanie Waszyngton, gdzie pochowano wcześniej jego matkę. W ceremonii pogrzebowej uczestniczyło ok. 200 osób, członkowie rodziny i przyjaciele, w tym m.in. muzycy Jimi Hendrix Experience: Mitch Mitchell i Noel Redding oraz Miles Davis, John Hammond i Johnny Winter.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jimi Hendrix
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama