Niezapomniane momenty Open'era. Co stało się w Gdyni, zostaje w Gdyni?

Ponad 20 lat historii oznacza wiele spektakularnych wydarzeń i oczywiście setki opowieści. Open'er to jeden z największych i najpopularniejszych festiwali muzycznych w tej części Europy. Tegoroczna edycja imprezy potrwa od 28 czerwca do 1 lipca. Zanim jednak festiwalowicze zaczną zbierać wspomnienia z 2023 roku, przypominamy kilka niezapomnianych, widowiskowych, a czasami bardzo zaskakujących momentów Open'era.

Red Hot Chili Peppers byli jedną z gwiazd poprzednich edycji Open'er Festival
Red Hot Chili Peppers byli jedną z gwiazd poprzednich edycji Open'er FestivalEris WójcikINTERIA.PL

Gwiazdami Open'er Festival 2023 będą między innymi: Kendrick Lamar, Lizzo, Arctic Monkeys, Lil Nas X, SZA, Caroline Polachek, Editors, Lil Yachty, Kaleo, Labrinth, Major Lazer Soundsystem i Machine Gun Kelly. Trzeba przyznać, że tegoroczny line-up imprezy robi duże wrażenie. Aż trudno uwierzyć, jak zaczęła się historia Open'era.

Chociaż festiwal kojarzy się z Trójmiastem, to wcale nie narodził się w Gdyni. Pierwsza edycja imprezy odbyła się w Warszawie. Debiuty najczęściej są skromne, więc premierowy Open'er miał tylko jednego zagranicznego gościa, którym była grupa The Chemical Brothers. Muzycy wracali później na imprezę, więc są najlepszymi świadkami rozwoju festiwalu. Kolejne edycje Open'era odbywały się na Skwerze Kościuszki w Gdyni. W pewnym momencie jednak okazało się, że miejsce nie jest w stanie pomieścić wszystkich chętnych. Kto był na koncercie The White Stripes w 2005 roku, doskonale wie, o czym mowa. Od 2006 roku Open'er zmienił lokalizację na Babie Doły.

Są takie koncerty w tej 21-letniej historii, które festiwalowicze wspominają do teraz. Kanye West to dzisiaj kontrowersyjny i dość kłopotliwy celebryta, ale w 2006 roku był po porostu wyczekiwaną gwiazdą festiwalu. Gwiazdą, która dała w Gdyni świetny koncert. Raper wybrał się na festiwal z towarzyszeniem pokaźnej świty, a na samej scenie towarzyszył mu zespół smyczkowy. Muzycy mieli małe problemy w podróży i istniało ryzyko, że nie wszyscy zdążą dolecieć do Polski na czas. Oczywiście to kompletnie zepsułoby wizję Westa. Na szczęście wszyscy dotarli, chociaż z małym opóźnieniem, więc fani musieli trochę poczekać na swojego ulubieńca.

Sam koncert i zagrany na skrzypcach miks "Bitter Sweet Symphony" The Verve, "Eleanor Rigby" The Beatles i "Crazy" grupy Gnarls Barkley w pełni wynagrodziły to oczekiwanie. Dwa lata później na Open'erze zagrał też kolega Westa, Jay-Z i podobnie zaskoczył. Muzyk nie tylko był w doskonałej formie, ale też zabrał ze sobą sporą ekipę instrumentalistów, a nawet sekcję dętą, co sprawiło, że niektórzy widzowie zbierali szczęki z podłogi. A raczej z festiwalowego pola.

Książę jest tylko jeden

Występ Prince'a z 2011 roku do dzisiaj jest przez wiele osób uważany za najlepszy koncert w dziejach imprezy. Na pewno duże znaczenie przy tej ocenie ma fakt, że Prince był jednym z gigantów muzyki, ale też był to po prostu rewelacyjny występ. Prince nie należał do artystów bezproblemowych, więc już ściągnięcie go do Polski było dużym wyzwaniem. Zanim muzyk zgodził się zagrać w Gdyni, dowiedział się niemal wszystkiego o festiwalu, przeglądał internet i oglądał filmy z imprezy. Prince słynął z ekstrawagancji, ale też dbał o szczegóły, więc właściwie każdy organizator imprezy z udziałem tego artysty na jakimś etapie drżał z niepokoju i trzymał kciuki, żeby wszystko się udało.

Na Open'erze artysta na przykład samodzielnie sprawdzał instrumenty, na których miał grać, zamiast zlecić to zadanie technikom. Muzyk zresztą samodzielnie decydował o wielu rzeczach, którymi zwykle zajmuje się ekipa. Na przykład wybierał samochody, którymi miał podróżować. Zabronił też fotografowania i filmowania swojego występu. W przypadku tego artysty nigdy nie było wiadomo, jak długi koncert zagra. To zależało od nastroju muzyka, publiczności, odbioru. W Gdyni Prince śpiewał przez ponad dwie godziny. Dla niektórych to dwie najlepsze godziny ich koncertowego życia.

W kategorii "niekończące się koncerty" Prince nie był jednak rekordzistą. Prawie trzy godziny spędziła na scenie w 2017 roku grupa Foo Fighters. "Jesteśmy Foo Fighters, zagramy tak długo, jak będziemy chcieli" - rzucił Dave Grohl i dotrzymał słowa. Zespół po raz pierwszy zagrał w Polsce w 1996 roku w Sopocie, potem w 2015 roku w Krakowie, więc fani, którzy ominęli występ w Tauron Arenie, mogli podziwiać Foo Fighters w Gdyni po wyjątkowo długiej przerwie. I mieli co podziwiać, bo muzycy byli w doskonałej formie. Zresztą nikt chyba nie spodziewał się po Grohlu i spółce niczego innego.

Koncert na meczu czy mecz na koncercie?

Występ Red Hot Chili Peppers był od lat wyczekiwany przez festiwalowiczów. Kiedy w końcu udało się ściągnąć zespół do Gdyni, Kiedis i spółka trafili na dzień, w którym Polska grała z Portugalią w ćwierćfinale piłkarskich Mistrzostw Europy. Na szczęście zespół został uprzedzony, co się dzieje. Inaczej Red Hot Chili Peppers mogliby doznać szoku, kiedy tłumy fanów biegały między główną sceną a namiotem z telebimem albo oglądały koncert spoglądając co chwilę w telefony. Wokalista też dał się ponieść piłkarskim emocjom, bo w pewnym momencie zaczął wypytywać publiczność o aktualny wynik.

Wyzwanie? Proszę bardzo!

Na festiwalach obowiązuje zasada "co dzieje się na zapleczu, zostaje na zapleczu". Chyba że pochwalą się tym sami artyści. W 2010 roku jedną z gwiazd festiwalu była Grace Jones. Artystka spotkała się na backstage'u z grupą Klaxons. Nie wiadomo do końca, od czego się zaczęło, ale wiadomo, jak skończyło się to spotkanie. Muzycy Klaxons założyli się z gwiazdą, że nie dotrze na zaplecze robiąc przewroty w przód. Spoiler: wygimnastykowana Grace oczywiście wygrała zakład. Jones musiała wyjątkowo dobrze bawić się w Gdyni, bo artystkę widziano jeszcze nad ranem na after party.

Grace JonesDavid M. BenettGetty Images

Skoro jesteśmy przy dobrej zabawie, to ekspertką w tej dziedzinie jest Rihanna. Wokalistka przyjechała do Gdyni w 2013 roku, kiedy zdążyła podbić świat singlem "Diamonds". Nic dziwnego, że był to bardzo wyczekiwany koncert. Występ był też wyjątkowy, bo specjalnie dla gwiazdy organizatorzy "dołożyli" jeszcze jeden dzień festiwalu i artystka zagrała w niedzielę. Już jednak dzień wcześniej Barbadoskę można było spotkać na terenie festiwalu. Kiedy ludzie spokojnie leżeli sobie na trawie i oglądali koncerty, Rihanna zjawiła się w fosie, popijając szampana. Gwiazdę szybko dostrzegli jednak festiwalowicze i wokalistka musiała się ewakuować na zaplecze. Podobna historia spotkała Rihannę na plaży w Sopocie, co już mocno rozsierdziło artystkę. "Próbowałam dziś poleżeć na plaży, ale to była porażka" - napisała wokalistka w sieci. Na swój koncert Rihanna wyszła później spóźniona o godzinę.

Rihanna na zakończenie Open'era - Gdynia, 7 lipca 2013 r.

"Uwięziona jak jakieś pieprzone zwierzę w klatce" - denerwowała się Rihanna, która przed ciekawskim spojrzeniami skryła się w specjalnym namiocie plażowym - fot. Alex MarcinowskiReporter
Wcześniej próbowała się relaksować na plaży w Sopocie, ale niewiele z tego wyszło. "To była porażka" - napisała na Instagramie, po tym, gdy okazało się, że na plaży otaczają ją tłumy fanów - fot. Alex MarcinowskiReporter
Nie zabrakło pikantnych historii - na koncertach Rihanna łapie się za krocze częściej niż Michael Jackson w szczycie formy - fot. Alex MarcinowskiReporter
Gwiazda na scenę wyszła spóźniona o godzinę, czym mocno zirytowała wielotysięczną publiczność - fot. Alex MarcinowskiReporter
Posiadacze czterodniowych karnetów mogli zobaczyć jej występ za darmo. Reszta natomiast przyjechała do Gdyni specjalnie dla Rihanny - fot. Alex MarcinowskiReporter
Rihanna wystąpiła na scenie Open'er Festival dzień po oficjalnym zakończeniu festiwalu - fot. Alex MarcinowskiReporter

Rihanna przynajmniej miała odpowiednią pogodę do plażowania, a to nie zawsze jest podczas festiwalu takie pewne. Uczestnicy imprezy, którzy w poszukiwaniu kaloszy przeczesywali nawet markety budowlane, coś o tym wiedzą. Open'era wiele razy nawiedzały ulewy, a nawet burze. W 2007 roku widownia na koncercie Beastie Boys stała miejscami po kostki w błocie, wcale nie lepiej było dzień później podczas występu Björk.

W 2011 roku Gdynia zmagała się z takim oberwaniem chmury, że ucierpieli nawet artyści pod dachem. Yannis Philippakis z Foals po kilku minutach był w stanie wyżymać swój sweter, w wodzie tańczył też Jarvis Cocker z Pulp. Tego samego dnia, z powodu fatalnej pogody, Brodka dokończyła swój koncert w wersji bez prądu. Ci artyści i tak mieli sporo szczęścia, że udało im się zagrać.

W 2022 roku organizatorzy festiwalu po raz pierwszy w historii musieli przeprowadzić ewakuację z powodu burzy. Impreza została przerwana, a między innymi Megan Thee Stallion i Dua Lipa nie zdołały wystąpić. Fani byli tym bardziej zawiedzeni, że artystki były już w Gdyni i przygotowywały się do koncertów, ale napięte plany ekip nie pozwoliły na ewentualne późniejsze występy. Festiwal wznowiono późnym wieczorem, na głównej scenie wystąpił Martin Garrix. To najlepiej pokazuje, że na festiwalu ważna jest nie tylko dobra muzyka, ale też świetna pogoda - a przynajmniej brak deszczu.

Ewakuacja Open'er Festival 2022INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas