Olivia Anna Livki: dziecko matki Polki i ojca Niemca

"Wydaję mi się, że popkultura, która przemawia do większości ludzi, zawsze miała ukryte zadanie przekazywania ludziom ważnych treści" - mówi w wywiadzie dla Interii Olivia Anna Livki. Treści w muzyce pop to nie jedyny temat jak poruszyliśmy z artystką. Ta opowiedziała nam m.in. o swoim występie na OFF-ie trzy lata temu, niezapełnionym kalendarzu koncertowym, udziale w "Must Be The Music" oraz o śpiewaniu po polsku.

Olivia Anna Livki cieszy się sporą popularnością w Polsce. 7 sierpnia wystąpi na OFF Festivalu
Olivia Anna Livki cieszy się sporą popularnością w Polsce. 7 sierpnia wystąpi na OFF FestivaluWarner Music Poland

Olivia Anna Livki (urodzona w Opolu, ale przez większość życia mieszkająca w Niemczech) pierwsze kroki w branży muzycznej stawiała w 2007 roku. Jej kariera nabrała gigantycznego rozpędu dzięki udziałowi w "Must Be Te Music" w 2011 roku. W tym samym czasie na rynku pojawiła się debiutancka płyta wokalistki "The Name of This Girl Is", która została ciepło przyjęta przez dziennikarzy i fanów. W 2015 roku Livki nagrała kolejny album pt. "Strangelivv". Została również zaproszona na tegoroczną, 10. edycję OFF Festival. Artystka wystąpi pierwszego dnia o godzinie 15:00.

Daniel Kiełbasa, Interia: 7 sierpnia wystąpisz na OFF Festivalu. Czy masz jakiś pomysł na to, jak przyciągnąć fanów pod scenę o godzinie 15?

Olivia Anna Livki: - Grałam już na OFF Festivalu o godzinie 14, także nie jest to pierwsze doświadczenie tego typu i wiem, że dla kogoś mającego taki wizerunek sceniczny i repertuar jak mój, nie jest problemem przyciągnąć publiczność.

No właśnie. Na OFF-ie wystąpiłaś już w 2011 roku. Jak wspominasz tamten koncert. Zapadł ci jakoś szczególnie w pamięć?

- Zapamiętałam tamten występ jako jeden z największych horrorów, jaki przeżyłam na scenie. Mieliśmy sporo problemów, padła nam cała technika, ponieważ mój komputer przestał działać. Wiadomo, że na festiwalach każdy ma dokładnie wyliczony czas na występ, niezależenie od tego, czy się wali czy pali. W ostatnich minutach ze sceny ściągnąć próbowali mnie nawet technicy. Potem cała sytuacja gryzła mnie jeszcze przez tydzień. Po tym występie już nigdy nie przydarzyło się mi nic podobnego, dlatego cieszę się, że w tym roku mam szansę stanąć znów na tej wspanialej scenie i dać taki występ, jaki sobie wymarzyłam.

Zobacz klip "Earth Moves":

Przeglądając twój terminarz zauważyłem, że w przeciwieństwie do wielu artystów, w wakacje nie grasz zbyt wielu koncertów. Trochę to dziwne, zwłaszcza, że masz wsparcie wytwórni, a na koncie niezłą drugą płytę. Mniej występów to twoja decyzja, czy organizatorzy nie ślą zaproszeń?

- Niestety, to organizatorzy koncertów od paru lat mnie ignorują, mimo iż zgłaszamy chęć występów. Przypuszczam, że menedżmenty niektórych wykonawców czują się zagrożone moją obecnością. To, że część osób tak mocno knuje za moim plecami, przyjmuję jako komplement. To oczywiście nieprzyjemna sytuacja dla moich fanów, ale myślę, że to pokazuje, że robię wszystko właściwie. Na dłuższą metę zobaczymy, kto będzie stał dłużej na scenie.

Nasz recenzent nazwał cię "chuliganką w pióropuszu". Czy czujesz się jak rebeliantka w polskiej muzyce?

- Polska muzyka nie jest dla mnie za bardzo tematem. Wywodzę się z innego świata. Bardzo dużo podróżuję i robię mnóstwo innych rzeczy. Wiem, że w Polsce przeważa myślenie "nasza scena i tylko my". Środowisko muzyczne jest bardzo hermetyczne i zamyka się na ludzi z zewnątrz lub spodziewa się po nas określonego zachowania. Osobiście nie staram się nikogo sprowokować. Po prostu jestem jaka jestem i robię wszystko po swojemu. Nie zastanawiam się też, kto co o mnie myśli. Nie jestem więc rebeliantką, ale bardziej człowiekiem z silną osobowością, który nie poddaje się wpływom innych ludzi.

Z tego co mówisz, ciężko było się przebić w Polsce. Czy udział w "Must Be The Music" był furtką do zrobienia kariery w naszym kraju?

- Nie, nigdy nie miałam planu, aby wejść na polski rynek. Wychowałam się w Niemczech i nie miałam zbyt dużej wiedzy o Polsce. W występie w "MBTM" chodziło o pragmatyzm, czyli sfinansowanie debiutanckiego albumu. W Niemczech nie ma takiego programu. Gdyby był, pewnie wzięłabym w nim udział. Skorzystałam z tego w Polsce i powiem szczerze, nie spodziewałam się, że wokół mnie w ciągu jednej nocy zbuduje się tak gigantyczny hype. Ostatnia lata porównałabym do tornada, w środku którego się znalazłam. Jednak z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie szukałam drogi na polski rynek.

Zobacz występ Olivii Anny Livki w trakcie pierwszej edycji "Must Be The Music":

W "Warsaw" śpiewasz o tym, że zarówno w Polsce, jak i Niemczech jesteś traktowana jak obca. Rozdarcie między dwoma krajami ukształtowało twój światopogląd i otwartość dla świata?

- Wydaję mi się, że tak. Jestem dzieckiem matki Polki i ojca Niemca. Od najmłodszych lat doznawałam pozytywnych i negatywnych skutków tego, że jest się skądś indziej. W naszym domu od zawsze mówi się po angielsku. Gdy byłam maleńką dziewczynką dużo przebywaliśmy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, czyli w bardzo kosmopolitycznym środowisku, gdzie przenikało się mnóstwo kultur. Ukształtowało to mój pozytywny pogląd na to, jak wygląda bycie częścią multikulturowego świata.

- Natomiast, gdy przeprowadziłam się do Niemiec w wieku 6 lat, nie mówiłam ani słowa w tym języku. Co więcej, nie mieszkaliśmy w dużym mieście, tylko na wsi w Schwarzwaldzie, gdzie byłam jedyną dziewczynką nie mówiącą w języku rówieśników. Dowiedziałam się wtedy, jak to jest być z Polski i jak to jest być traktowanym jak "kosmita". Przez wiele lat zmagałam się z kompleksami, iż jestem obca. Miałam natomiast wyidealizowane poglądy na temat Polski, której praktycznie nie znałam.

- Gdy dostałam się do warszawskiej szkoły filmowej, byłam świadkiem ksenofobicznych zachowań z drugiej strony. Przydarzyło mi się w życiu wiele nieprzyjemnych sytuacji. Poznałam czym jest nienawiść do Rosjan, Niemców i do ludzi, którzy są inni. Identyfikuję się więc z wszystkimi dyskryminowanymi ludźmi. Staram się też walczyć z bezpodstawną nienawiścią i niechęcią wobec rzeczy obcych.

Na twojej płycie jest sporo poważnych tematów. Śpiewasz o prawie do nauki, braku kontroli sieci, dehumanizacji, o ciężkim wchodzeniu młodzieży w dorosłe życie, a to tylko kilka wątków. Lubisz przekazywać swoim słuchaczom poważne treści i informować ich o niekoniecznie miłych sprawach...

- Wydaję mi się, że popkultura, która przemawia do większości ludzi, zawsze miała ukryte zadanie przekazywania ludziom ważnych treści. Gdy pomyślę o swoim dzieciństwie, to o tym co działo się w Stanach Zjednoczonych w XX wieku, czyli segregacji rasowej i Ku Klux Klanie, dowiedziałam się nie z książek, ale dzięki muzyce.To właśnie sztuka Afroamerykanów sprawiła, że świat poznał ich historie z innej perspektywy.

- Obecnie muzyka popularna idzie w złym kierunku, gdyż chce nas depolityzować i być jak najbardziej o niczym, aby kogoś nie uradzić. Prawda jest taka, że młodzi ludzie przechodzą przez wspomniane problemy - podejmują darmowe staże, kupują w sieciówkach i zadają sobie różne pytania. Są oni też w sieci i mają do czynienia z hejterami, którzy potrafią im robić piekło z życia. To są tematy, które są realne i powinny być poruszane. Po to jest też muzyka pop, by mówić o tym, co jest ważne.

Zobacz klip "Subways":

Wspominasz o muzyce afroamerykańskiej, dlatego chciałbym do tego nawiązać. W swoich piosenkach bawisz się skojarzeniami, co przypomina mi sposób tworzenia tekstów przez raperów. Czy hip hop jest gdzieś w twoich inspiracjach muzycznych?

- Muzyka afroamerykańska miała na mnie gigantyczny wpływ. Gdy miałam 14 lat przez długi czas słuchałam sporo hip hopu. Muszę przyznać, że poza Arethą Franklin, Peterem Lee Hookiem trzecim artystą, którego niezwykle szanuję jest Dr. Dre. Do dziś mam do niego szczególną sympatię, może dlatego, że jego muzyką kojarzy mi się z dzieciństwem. Jego głos ma w sobie coś uspokajającego. Od tego czasu nowatorska muzyka hiphopowa, szczególnie nowojorska, ale też z zachodniego wybrzeża, ma dla mnie duże znaczenie. Nadal słucham hip hopu - od klasycznych Bestie Boysów od rzeczy z Def Jux, czyli m.in. El-P. Lubię też Busta Rhymesa, który jest dla mnie jednym z lepszych raperów.

Skoro zaczęliśmy koncertami, to chciałbym w ten sposób zakończyć. Na koncercie promującym ESK 2016 we Wrocławiu przełamałaś się i zaśpiewałaś po polsku. Czy będziesz próbować jeszcze coś stworzyć w tym języku?

- Zostałam wtedy zaproszona jako reprezentantka Niemiec, więc śpiewałam po niemiecku i po polsku. Było to dla mnie gigantyczne wyzwanie. Niemiecki jest dla mnie prostszym językiem, gdyż przez wiele lat się w nim porozumiewałam. Natomiast na wyuczenie się każdej kwestii po polsku poświęciłam jeden dzień, więc można domyślić się, ile mnie to kosztowało. Ale podjęłam się zadania, bo lubię spróbować się czasem w czyimś tekście. Było to spore przeżycie, bałam się bowiem, że coś przekręcę. Polski nie jest łatwy do śpiewania, ale w przyszłości będę starała się przemawiać do ludzi w każdym znanym mi języku.

Zobacz klip "Geek Power":

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas